Strony

środa, 14 stycznia 2015

Oscary 2015: Mamy szanse na kilka nominacji

 

W najbliższy czwartek 15 stycznia ogłoszone zostaną nominacje do Oscarów, nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, najważniejszych wyróżnień w świecie kina. Na liście nie powinno zabraknąć polskich filmów i ich twórców. Taka sytuacja nie zdarz się zbyt często. Oto artykuł dla Wirtualnej Polski.

Polskie filmy nie mają specjalnie chwalebnych oscarowych dokonań. Na koncie naszej kinematografii znajdują się tylko dwa Oscary regulaminowe, a otrzymały je filmy animowane. Przed ponad 30 laty Zbigniew Rybczyński zdobył nagrodę za krótkometrażowe "Tango", a w 2008 roku Oscara otrzymał polsko-brytyjski "Piotruś i wilk" w reżyserii Suzie Templeton, zrealizowany z łódzkim Se-ma-forem. Oscara specjalnego za całokształt twórczości otrzymał Andrzej Wajda, a Roman Polański doceniony został za reżyserię "Pianisty". Polscy twórcy sięgali najczęściej po Oscary, realizując filmy amerykańskie lub pracując poza granicami naszego kraju. Janusz Kamiński dwukrotnie ("Lista Schindlera" i "Szeregowiec Ryan" + kilka nominacji), Ewa Braun i Allan Starski za "Listę Schindlera", Jan A.P. Kaczmarek za muzykę do "Marzyciela", a wcześniej słynni emigranci Leopold Stokowski za "Fantazję" Disneya i Bronisław Kaper za "Lili". W głównych kategoriach pamiętna była nominacja do aktorskiego Oscara dla Idy Kamińskiej, która zagrała w czechosłowackim "Sklepie przy głównej ulicy". Dwie nominacje otrzymała Agnieszka Holland (za niemiecki film "Gorzkie żniwa" i scenariusz do filmu "Europa, Europa"), nominację za zdjęcia do amerykańskiego "Helikoptera w ogniu" ma Sławomir Idziak, Pawła Edelmana doceniono za zdjęcia, a Annę Sheppard za kostiumy do "Pianisty".

Dobrze wypadamy w kategoriach doceniających krótkometrażowe produkcje. Poza wspomnianymi Oscarami dla animacji, nasza kinematografia zdobywała też liczne nominacje. Były one udziałem: Tomka Bagińskiego za "Katedrę", Marcela Łozińskiego za "88 mm do Europy", Sławomira Fabickiego i Bogumiła Godfrejówa za "Męską sprawę", Hanny Polak i Andrzeja Celińskiego za "Dzieci z Leningradzkiego" oraz Bartka Konopki za "Królika po berlińsku". Jednak warto pamiętać, że już podczas Oscarów w 1943 roku polsko-brytyjski krótki dokument zatytułowany "Biały orzeł" Eugeniusz Cękalskiego znalazł się wśród nominowanych kilkunastu(!) filmów przybliżających głównie zmagania wojenne na frontach całego świata.

Apetyty zawsze mieliśmy duże. Jedną z bardziej prestiżowych kategorii oscarowych jest ta poświęcona filmom nieanglojęzycznym. Poprzez działania polskich władz w okresie PRL oraz przez restrykcyjny do niedawna regulamin Akademii, przed laty straciliśmy niemal 100 procentowe szanse na zdobycie tych Oscarów, kiedy faworytami były: "Człowiek z żelaza" (wycofany po nominacji przez władze), "Europa, Europa" (za mało polski film wg Akademii), "Trzy kolory: Czerwony" (także nie uznany za film polski, ani szwajcarski, ani francuski). Dziś regulamin nie jest już tak problematyczny, ale zdobyć nominację nie jest tak łatwo.

W historii Oscarów polska kinematografia była nominowana do Oscara w kategorii Film Nieanglojęzyczny tylko dziewięć razy. O upragnioną statuetkę ubiegały się: "Nóż w wodzie" (1963), "Faraon" (1966), "Potop" (1974), "Ziemia obiecana" (1975), "Noce i dnie" (1976), "Panny z Wilka" (1979), "Człowiek z żelaza" (1981), "Katyń" (2007), "W ciemności" (2011). Polski film nigdy nie zdobył tej nagrody. W tym roku stoimy przed dziesiątą szansą na nominację a potem Oscara.

Co nie zdarza się zbyt często, w najbliższy czwartek możemy cieszyć się z więcej niż jednej nominacji dla naszego kina do tegorocznych Oscarów. Jak duże szanse mają polscy twórcy? Spore, ale ostudźmy nasze oczekiwania, by nie było tak przykrej niespodzianki jak w czasie Złotych Globów, kiedy nagrody nie zdobyła faworyzowana "Ida".

I właśnie z "Idą" wiązane są największe nadzieje na oscarowe nominacje. Czy będzie ich więcej niż jedna? Na razie niemal pewnym wydaje się nominacja w kategorii Film Nieanglojęzyczny. "Ida" znalazła się na skróconej liście kandydatów do tej nagrody i raczej awansuje w finałowej piątki. A co dalej? Porażka w czasie rozdania Złotych Globów wcale nie oznacza podobnej sytuacji z Oscarami. Obie nagrody wręczają inne organizacje, inne są kryteria, inne oczekiwania. Pierwsza grupa składa się z około 90 osób, druga z 6 tysięcy. Łatwo nie będzie, ale "Ida" ciągle jest w gronie głównych faworytów do tego wyróżnienia.

Jedna nominacja dla "Idy" jest więc pewna, ale to nie koniec naszych nadziei. Polski producent zgłosił odważnie "Idę" do pięciu innych regulaminowych Oscarów i miał takie prawo, ponieważ film prezentowany był w amerykańskich kinach, gdzie odniósł komercyjny sukces wśród produkcji artystycznych. Raczej na pewno Paweł Pawlikowski nie znajdzie się w gronie pięciu najlepszych reżyserów, ale pozostałe kategorie dają cień szansy na sensacyjny sukces. Bo tak będą komentowane nominacje dla "Idy" w kategoriach Najlepszy Film, Najlepszy Scenariusz Oryginalny oraz Aktorka Drugoplanowa. Największe szanse na nominację ma jednak "Ida" za zdjęcia autorstwa Łukasza Żala i Ryszarda Lenczewskiego.

Dlaczego Agata Kulesza? Nagroda krytyków z Los Angeles za rolę w "Idzie" przybliżyła polską aktorkę do nominacji, ale tylko nieznacznie. Od tamtego wyróżnienia pani Agata była jeszcze dostrzegana przez kilka innych organizacji skupiających dziennikarzy piszących o kinie w USA, ale to nigdy nie gwarantuje przełożenia na oscarowy barometr. Za to na pewno mamy do czynienia z wybitną kreacją aktorską, popartą licznymi świetnymi recenzjami i dlatego może ona przynieść nominację polskiej aktorce. Bo choć dziś nie jest ona w gronie najpoważniejszych kandydatek, to w historii Oscarów już kilka razy dochodziło do bardzo niespodziewanych aktorskich nominacji, które były udziałem mniej kojarzonych aktorek i aktorów. Tak było przed rokiem kiedy doceniono Lupitę Nyong'o (Oscar za "12 Years a Slave") oraz June Squibb za "Nebraskę". Nikt raczej nie spodziewał się nominacji dla Demiana Bichira w 2012 roku czy Jacki Weaver za "Królestwo zwierząt" w 2011 roku. Liczymy, że Akademia postawi na jakość kreacji, a nie rozpoznawalną twarz którejś z hollywoodzkich gwiazd.

Dokładnie w taki sam sposób myślimy o kategorii doceniającej scenariusze oryginalne. Praca Pawła Pawlikowskiego i Rebecci Lenkiewicz nie jest dziś faworyzowana, ale Akademia bardzo często sięga po zagraniczne scenariusze i potrafi w tych kategoriach docenić wybitnych artystów. Tak było przed dwoma laty kiedy Michael Haneke otrzymał nominację za scenariusz do "Miłości", a przed trzema laty kiedy tę samą nominację zdobył Asghar Farhadi za "Rozstanie". Obaj odbierali potem Oscary dla filmów nieanglojęzycznych.

W 2013 roku "Miłość" Michaela Hanekego dostała się do ścisłego grona najlepszych filmów roku i konkurowała z "Operacją Argo" o najważniejszego Oscara. Amerykańska Akademia w zmienionym kilka lat temu regulaminie dopuściła w kategorii Najlepszy Film, możliwość nominowania do dziesięciu filmów. To otworzyło furtkę dla produkcji gatunkowych, animowanych, zagranicznych/nieanglojęzycznych oraz dokumentalnych. I rzeczywiście coś zaczęło się zmieniać. "Miłość", "Dystrykt 9", "Incepcja", "Toy Story 3", "Avatar", "Odlot" znajdowały się w gronie najlepszych filmów roku. W tym kontekście "Ida" ma cień szansy na nominację. Polski film cieszy się poparciem szerokiego grona członków Akademii, a tematyka filmu i jego minimalistyczny charakter podkreślają, że ma się do czynienia ze znaczącym dziełem.

Z pięciu regulaminowych nominacji na Oscara największe szanse mają zdjęcia do "Idy". Praca Łukasza Żala i Ryszarda Lenczewskiego zdobyła już uznanie w kraju i poza nim. O wybitnej pracy polskich operatorów wypowiadają się koledzy po fachu (Złota Żaba na Camerimage w 2013 roku i wyróżnienie Amerykańskiego Stowarzyszenia Operatorów w 2014), a to oni będą wybierać nominacje do Oscara. Nie byłoby tych rozważań, gdyby nie dowody w ostatnich latach, świadczące o tym, że członkowie Akademii wskazują często także na filmy spoza kręgu głównych faworytów i wypatrują wybitnych filmów zagranicznych. W zeszłym roku nominację zdobył w ten właśnie sposób Philippe Le Sourd za "Wielkiego mistrza" w reżyserii Wong Kar-waia. Podobnie było z Christianem Bergerem nominowanym w 2010 roku za czarno-białą "Białą wstążkę" Michaela Hanekego.

Nie jest "Ida" jedyną oscarową nadzieją dla Polski w tym roku. Nie mniejsze szanse na nominacje mają dziś także dwa polskie krótkometrażowe filmy dokumentalne. Oba znalazły się na skróconej liście do Oscarów, a to tylko osiem filmów wytypowanych spośród 58 tytułów. Nominacji jest pięć i może okazać się, że tak "Joanna", jak i "Nasza klątwa" mogą otrzymać to wyróżnienie od Amerykańskiej Akademii Filmowej. Krótkie dokumenty to kategoria, w której nasza kinematografia jest bardzo silna.

Oba polskie krótkometrażowe dokumenty odniosły międzynarodowy sukces i przeszły przez mocne sito kwalifikacyjne. Oba są poruszającymi opowieściami o walce i radzeniu sobie z życiem w obliczu choroby. "Joanna" w reżyserii Anety Kopacz jest filmem, który w ekipie ma oscarowego kompozytora Jana A.P. Kaczmarka, a autorem zdjęć jest Łukasz Żal, o którym chwilę temu pisaliśmy w kontekście wspaniałej pracy przy "Idzie". "Joanna" zdobyła ponad 20 nagród na całym świecie, była pokazywana na ponad 30 festiwalach. Jest to historia Joanny Sałygi, autorki bloga "Chustka", u której w 2010 roku zdiagnozowano nowotwór. Jej syn miał wtedy 5 lat i to o relacjach między nimi, o oswajaniu z chorobą, chęci życia opowiada bardzo przejmujący i niezwykle szczery film. "Joanna" powstała w Wajda Studio.

"Nasza klątwa" jest jeszcze bliżej swoich bohaterów. Reżyserem filmu jest Tomasz Śliwiński, który z kamerą obserwuje życie swojej rodziny i siebie samego. Wraz z żoną stanęli oni w obliczu bardzo rzadkiej choroby u ich nowonarodzonego dziecka. Klątwa Ondyny dosięga na świecie około 300 osób, a chorzy podczas snu przestają po prostu oddychać i trzeba bardzo szybko reagować. Tak jak robią to rodzice małego Leo, żyjący w ciągłym lęku o los swojego dziecka. W tym filmie kamera jest w bezpośredniej bliskości rodziny i niczym kolejny członek rodziny towarzyszy bohaterom w najtrudniejszych momentach. Film powstał w Warszawskiej Szkole Filmowej.

Choć oba filmy opowiadają o chorobie, są bardzo różne i ta różnorodność może im przynieść nominację do Oscara.

Przekonamy się o tym wczesnym popołudniem w czwartek 15 stycznia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz