Strony

środa, 25 lutego 2015

Ocenzurowany skrót Oscarów w Canal+

Sean Penn gratuluje Inarritu najważniejszego Oscara
Jeżeli ktoś oglądał wczoraj skróconą wersję ceremonii rozdania Oscarów i była to dla niego premierowa odsłona wydarzenia, to niestety otrzymał ocenzurowaną wersję gali. Zabrakło w nim także większości polskich akcentów.

Od lat wiadomo, że skrócona wersja gali oscarowej nie oddaje w pełni tego wydarzenia, ale w tym roku montażyści przygotowując skrót wprowadzili formę cenzury. Mało tego, polscy widzowie nie zobaczyli kilku fajnych polskich momentów i napięcia z tym związanego.

Oczywiście tłumaczenie jest łatwe do przewidzenia. Skrót przygotowywany jest za granicą i nikt w Polsce nie ma na wpływu. Ok, przyjmuję. Nie godzę się jednak na cenzurowanie niewygodnych wypowiedzi twórców, nawet jeżeli wypadają one średnio.

Taki zabieg cenzuralny miał miejsce w finale skrótu z gali. W oryginale wyglądało to tak: Sean Penn właśnie otworzył kopertę z tytułem filmu nagrodzonym najważniejszym Oscarem, a z jego ust wydobyło się żartobliwe "kto dał temu sukinsynowi zieloną kartę" i wymienił tytuł "Birdman". Skrót tego nie pokazał. Penn kopertę otworzył i od razu podał tytuł filmu.

Jego wystąpienie odebrane zostało jako niestosowne i mocno kontrowersyjne, ale ktoś chyba nie złapał kontekstu. OK! Nie upoważnia to jednak autorów skrótu do cenzurowania wypowiedzi Penna. Tym bardziej, że reżyser, producent i scenarzysta "Birdmana" powiedział potem, że podobał mu się żart Penna. A tylko niezorientowanym należy dopowiedzieć, że obaj panowie się przyjaźnią i nakręcili film "21 gramów".

Sporo było na gali polskich akcentów. Co z tego skoro polskich nazwisk w czasie skrótu nie usłyszeliśmy. Nie pokazano nam więc w skrócie chwili odczytania werdyktów za kostiumy, krótki dokument a przede wszystkim za zdjęcia. Mi zdecydowanie brakowało tych polskich akcentów. W końcu jak często mamy okazję na Oscarach oglądać tylu rodaków i usłyszeć tyle polskich nazwisk? Podczas bezpośredniej relacji były to bardzo wzruszające momenty i w niczym nie przeszkadzało nawet to, że Polacy nagród nie zdobyli.

Fajnym polskim akcentem była "tajemnicza koperta" Neila Patricka Harrisa, która przewijała się przez całą galę. Był to słaby pomysł scenariuszowy i w ogóle nie bawił, ale na końcu Harris otworzył kopertę i odczytał kilka najważniejszych momentów z gali (niby taka sztuczka magiczna :). Na liście znalazła się zabawna uwaga na temat Pawła Pawlikowskiego  i jego wystąpienia podczas gali. I tego w skrócie nie było, a szkoda.

Pozostaje tylko ubolewanie nad takim stanem rzeczy. Polskich sukcesów to nie umniejsza, ale przeciętny widz nie otrzymał pełnego obrazu wydarzenia, a tak nie powinno być. I znowu pozostaje internet…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz