Strony

niedziela, 10 maja 2015

"Hobbit: Bitwa Pięciu Armii" - recenzja Blu-ray


Podsumowując trzy części "Hobbita" dochodzę do wniosku, że Peter Jackson przedobrzył. Twórca postawił na technikę i stronę wizualną, a dopiero potem zajął się opowiadaniem historii. Nie ulega jednak wątpliwości, że "Hobbit" to znakomita propozycja rozrywkowa i świetne wprowadzenie do wchodzącego właśnie do klasyki kina "Władcy Pierścieni".

Obie produkcja liczą po trzy filmy, ale łączy je znacznie więcej wspólnych elementów. Trzon twórców pracujących na obu planach był podobny – reżyser, scenarzyści, autor zdjęć (zmarły niedawno Andrew Lesnie), kompozytor, niektórzy aktorzy, autor kostiumów i wyposażenia czy twórcy strony plastycznej. Śmiało można więc traktować wszystkie sześć filmów jako jedną całość i delektować się podróżami Bilba, a potem Froda po Śródziemiu. Bez wydarzeń z "Hobbita" nie byłoby wielkiego "Władcy Pierścieni". Właśnie dlatego warto przygodę Bilba i Krasnoludów traktować jako wstęp do głównej historii oraz Wojny o Pierścień.

Krzywdzące są oceny "Hobbita" sprowadzające go jedynie do chęci osiągnięcia korzyści finansowych. Cała wielka machina w Hollywood sprowadza się dokładnie do tego samego i nie ma w tym nic złego. Ważne by zaproponowana rozrywka stała na bardzo wysokim poziomie, a to się Peterowi Jacksonowi udaje zawsze bezbłędnie. Na potwierdzenie tego niech posłużą inne filmowe opowieści fantasy, które przez ostatnie lata pojawiły się w kinach. Ile z nich zostanie zapamiętanych? Mam jednak swój prywatny żal do Jacksona. Jego produkcja jest technologicznie perfekcyjna, ale przez to wiele ujęć wygląda na ekranie po prostu nienaturalnie. Użyte przy "Hobbicie" kamery cyfrowe i 48 klatek na sekundę nie przysłużyły się filmowej magii. Widzę tu częściej tła dodawane w komputerze, coraz mniej budowanych scenografii, nachalne multiplikacje wielkich armii, wyostrzone do przesady rysy bohaterów. Tego we "Władcy Pierścieni" nie było i tamta "ręczna" robota lepiej przysłużyła się całości. Porównanie obu filmów nasuwa się samo i nie można go pominąć. W końcu jak mówi Peter Jackson to przecież ten sam film, tylko użyto do jego stworzenia innych narzędzi.

Jest "Hobbit" przykładem perfekcjonizmu i wielkiej fascynacji sztuką filmową. Peter Jackson zakochany w kinie od dziecka, przemyca swoją wielką miłość na ekran. Widać to także w "Hobbicie", który jest niczym więcej niż filmową baśnią o wielkiej wyprawie, złym smoku i finałowej wojnie dobra ze złem. To tytułowa "Bitwa Pięciu Armii" wieńczy całą trylogię i zdecydowanie jest spośród trzech części najlepszą. Twórcy skondensowali tutaj najważniejsze wydarzenia z książki Tolkiena i postawili zdecydowanie na stronę wizualną całości. I choć brakuje mi tutaj kilku ważnych wydarzeń (m.in. za mało Beorna w finałowej bitwie), a niektóre są wciśnięte na siłę, to całość ogląda się bardzo dobrze i świetnie wieńczy całą historię.

Nie można też zapominać, że twórcy w tej właśnie części skupili swoją szczególną uwagę na powiązaniu "Hobbita" z "Władcą Pierścieni". Niektóre elementy są bardzo czytelne, inne umiejętnie ukryte, są też takie nieco na siłę wmontowane w całą historię. Dziś dobrnęliśmy niemal do końca całej tej produkcji i więcej części nie będzie. Już tylko wersja rozszerzona "Bitwy Pięciu Armii" i można zasiąść do oglądania sześciu filmów w wielkim wielogodzinnym maratonie.

Wydanie Blu-ray

Dodatki wydania finałowej odsłony "Hobbita" podzielone zostały na kilka części. Zawsze warto poznawać tajniki realizacji takich produkcji, ale twórcy tym razem nie przesadzają w ich ilości, szykując dla nas jeszcze jedno wydanie tego filmu. Materiały dodatkowe w wydaniu wersji kinowej finałowego "Hobbita" zostały podzielone na kilka rozdziałów: "Rekrutacja Pięciu Armii", "Ukończenie Śródziemia", "Ostatnie pożegnanie" oraz "Napisy końcowe" (te ostatnie są poświęcone twórcom materiałów dodatkowych).

"Rekrutacja Pięciu Armii" to 11-minutowy materiał poświęcony pracy statystów na planie filmu. Twórcy reportażu skupili się na wydarzeniach dotyczących ludzi, którzy tracą Miasto na jeziorze, udają się do Dall i tam walczą z Orkami. Każdy z nas marzyłby o takim występie, ale okazuje się, że ta przygoda ma też swoje nienajlepsze strony. Dzięki filmikowi podpatrzeć można twórców przy pracy i poznajemy kilka sztuczek jakie pozwoliły im wyczarować niektóre sceny.

"Ukończenie Śródziemia" podzielono na dwie części. Całość trwa około 20 minut. "Sześcioczęściowa Saga" przedstawia nam całość wizji, wraz z "Władcą Pierścieni". Peter Jackson nie kryje, że obie trylogie można teraz oglądać jako całość wielkiej historii na podstawie dzieł Tolkiena. Twórcom zależało, by wszystkie wątki wraz z finałem "Hobbita" połączyły się w jedną opowieść, bo zawsze przecież były częścią tej samej historii. Fajnie jest cofnąć się do "Władcy Pierścieni" i w kontekście fragmentów tamtego filmu, spojrzeć na historię opowiedzianą w "Hobbicie". Najciekawiej w tym materiale wypadają porównania i wspomnienia z "Hobbita", które wykorzystano we "Władcy Pierścieni". "Siedmioletnia podróż" ma wiele wspólnego z poprzednim materiałem. Cofamy się do archiwalnym testowych materiałów z 1999 roku, które przybliżają pracę nad poprzednią trylogią. Twórcy wspominają początki swojej przygody z "Władcą Pierścieni" i czasy, w których nikt jeszcze nie wiedział, jak wypadnie on na ekranie. W kontekście powstania "Hobbita" wypowiedz Petera Jacksona, który nie planował powtórzenia tak ciężkiej pracy, brzmi dziś zabawnie. W materiale tym możemy też dostrzec autora zdjęć, zmarłego niedawno Andrew Lesnie. Dziś Peter Jackson mówi, że trzeciego razu nie będzie, ale poczekajmy kolejne 10 lat... Reżyser porównując oba filmy, mówi że produkcja "Hobbita" była po prostu lepiej naoliwioną maszyną. Obie trzyczęściowe produkcje kręcono taką samą liczbę dni – 266.

Dwie części liczy też rozdział "Ostatnie pożegnanie" i w sumie to 15 minut. Jest on poświęcony piosence finałowej z trzeciej części "Hobbita". Zadanie tego utworu było proste – zakończyć trylogię "Hobbita" i przejść do "Władcy Pierścieni". To właśnie dlatego pojawił się tutaj odtwórca roli Pippina i utalentowany muzyk Billy Boyd, którego osoba połączyła obie trylogie. Jednocześnie jest to zakończenie produkcji sześciu filmów Petera Jacksona o Śródziemiu. Tych powiązań pomiędzy filmami jest więcej, bo przecież napisy końcowe i znakomite rysunki Alana Lee i Johna Howe towarzyszyły produkcji od samego początku. Filmik skupia się na przedstawieniu pracy nad finałową piosenką z trzeciej części "Hobbita". Podsumowaniem tego rozdziału jest teledysk promujący "Bitwę Pięciu Armii".

Na tej samej płycie znajdują się też dwa zwiastuny. Jeden z nich promuje film "Hobbit: Bitwa Pięciu Armii", a drugi wydanie rozszerzone "Pustkowia Smauga". Jest jeszcze jeden dodatek, ale by go obejrzeć trzeba powrócić do płyty z samym filmem. Zamieszczono tam trzecią część dokumentu "Nowa Zelandia: Dom Śródziemia". Wszystkie dodatki zostały zaopatrzone w polskie napisy.

Liczba dodatków wydania z kinową wersją filmu "Hobbit: Bitwa Pięciu Armii" niestety nie jest imponująca, ale ciekawie uzupełnia naszą wiedzę o produkcji. Na więcej trzeba poczekać do wydania rozszerzonego "Bitwy Pięciu Armii", którego należy oczekiwać w okolicy października-listopada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz