Strony

piątek, 22 stycznia 2016

Aktorzy i aktorki bez nominacji do Oscara

Jim Carrey
Lista światowej sławy aktorek i aktorów bez nominacji do Oscara jest imponująca i nieco smuci. Nie kierując się kolorem skóry łatwo dostrzec, jak wielu wybitnych twórców było i jest przez Akademię pomijanych. Czy należy doszukiwać się tutaj spisku?

To oczywiście pytanie żartobliwej natury. Powodów braku nominacji dla grona wybitnych aktorów, nie tylko amerykańskiego kina, jest mnóstwo i zapewne każdy przypadek należy rozpatrywać osobno. Gdyby tylko Akademia kierowała się oceną samej kreacji aktorskiej, zapewne nie pominęłaby tak wielu wybitnych ról w wykonaniu świetnych aktorów. Niestety nie to jedynie decyduje o zdobyciu nominacji do Oscara. Stoją za tym, głównie w dzisiejszych czasach, pieniądze. To studio filmowe w porozumieniu z producentem decyduje kto z aktorów w danym filmie będzie zgłoszony do Oscara, co oznacza przeznaczenie odpowiednich środków na promocję danego wykonawcy. Na przykład lata temu zdecydowano się przy okazji „Pulp Fiction” oscarowo postawić wszystko na Johna Travoltę, z pominięciem chociażby Samuela L. Jacksona czy rewelacyjnego Bruce’a Willisa. Takie wybory producentów zależą oczywiście od zasobności portfela. W tym roku do kategorii Aktor Drugoplanowy zgłoszono kilku wybitnych wykonawców grających w filmie „Spotlight” i zakończyło się to sukcesem dla Marka Ruffalo, ale porażką dla Michaela Keatona. Trudne wybory…

Każdy oscarowy sezon przynosi podobne rozważania. Dlaczego znalazła się na liście nominowanych ta osoba, a dlaczego zabrakło kogoś innego. Nie inaczej jest w tym roku, choć wszyscy skupiają się głównie na braku aktorów czarnoskórych. Ponad 6000 członków Amerykańskiej Akademii Filmowej typuje nominowanych i laureatów spośród jedynie kilkudziesięciu tytułów i to takich, które podetknięto im niemal pod nos (czyli dostarczono link lub płytę z danym tytułem). Pamiętać trzeba, że dróg do nominacji oscarowej jest bardzo wiele. Zasługi, docenienie przez krytyków, zauważenie przez branżę, odpowiednie naciski, moda na daną osobę i wiele innych czynników. Stąd zapewne tak zasłużona tegoroczna nominacja dla Sylvestra Stallone’a.

W historii Oscarów nie zawsze to jednak działało i dziś lista z aktorkami i aktorami bez nominacji do Oscara jest znacznie dłuższa, niż ta z gwiazdami docenionymi tym wyróżnieniem. Nagrody Akademii to głównie wyróżnienia przemysłu amerykańskiego (anglojęzycznego) stąd więc lista taka skupia się właśnie na aktorach z tego obszaru kultury filmowej. Warto jednak spojrzeć też na sławy światowego nieanglojezycznego kina, którym nie dane było otrzeć się nawet o nominację do Oscara.

Spośród aktorskich geniuszy, którzy nie będą już mogli udowodnić Akademii swojego wielkiego talentu znajdują się m.in.: Boris Karloff, Bela Lugosi, Buster Keaton (tylko Oscar honorowy), Klaus Kinski, Toshiro Mifune, Peter Lorre, Joseph Cotten, Edward G. Robinson, Rita Hayworth, Marilyn Monroe, John Cazale oraz zmarły niedawno Alan Rickman. Trudno zrozumieć, jak to się stało, że nie zdobyli oni nawet nominacji do Oscara. Lugosi za najsłynniejszą w historii interpretację roli Drakuli (zapewne nie odpowiadał w latach 30-tych oscarowym standardom). Monroe za stworzenie wielu udanych lekkich ról, ale przede wszystkim za „Pół żartem, pół serio”. Hayworth przede wszystkim za nieśmiertelną „Gildę”. Robinson za kilka pamiętnych gangsterskich kreacji z lat 30-tych. Mifune za wybitne dokonania w kinie samurajskim, a przede wszystkim „Tron we krwi”. Kinski za kilka wielkich ról u Herzoga. I w końcu mój ulubiony John Cazale, który w swojej krótkiej karierze zagrał jedynie w pięciu filmach i wszystkie nominowane były do Oscara w kategorii Najlepszy Film („Ojciec chrzestny I i II”, „Rozmowa”, „Pieskie popołudnie”, „Łowca jeleni”). Przydałoby się Akademii nieco więcej odwagi, wtedy nie przegapiłaby wybitnej kreacji, zmarłego przed kilkoma dniami, Alana Rickmana w „Szklanej pułapce”.

Lista żyjących aktorek i aktorów, którzy nigdy nie otrzymali nominacji do Oscara wygląda jeszcze bardziej imponująco. Wielu z nich to postacie światowego formatu i dlatego bardzo trudno jest zrozumieć, dlaczego Akademia nie doceniła nigdy na przykład Isabelle Huppert. Była ku temu okazja co najmniej kilkukrotnie, ale chyba najbardziej w związku z rolą w „Pianistce” Michaela Haneke. Przed aktorką jeszcze wiele wybitnych ról, praktycznie co roku taka pojawia się w kinie, ale czy Akademia to dostrzeże?

Wśród aktorów aktywnie udzielających się w kinie brak nominacji dla Sama Rockwella uznać należy za spore niedopatrzenie Akademii. Udanych ról w jego dorobku było wiele, ale ta w „Niebezpiecznym umyśle” u George’a Clooneya pokazała go od najlepszej strony. Potwierdzeniem tego był na pewno „Moon”, film jednego aktora, ale też dowód jak można za pomocą jednej tylko osoby utrzymać napięcie  w całej opowieści. W drugim planie Rockwell świetnie wypadł w „Zabójstwie Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda” i „Autostopem przez galaktykę” a ostatnio w „Najlepsze, najgorsze wakacje”.

Kilkoro wykonawców pracuje obecnie ciężko nad swoimi przyszłymi oscarowymi nominacjami. Z roku na rok coraz mocniejszą pozycję ma Oscar Isaac. Poważnym błędem było pominięcie go przy nominacjach za rolę w „Co jest grane, Davis?” braci Coen. Przed rokiem podobnie sprawa miała się z „A Most Violent Year”, a w tym sezonie z „Ex Machina”. Nominacja dla Isaaca wkrótce stanie się faktem, ale możemy spać spokojnie, nie otrzyma jej na pewno za kolejne części „Gwiezdnych wojen” gdzie występuje w roli Poe Damerona. Na pewno jednak ten film bardzo mu pomoże.

Jim Carrey, człowiek legenda to inny przypadek. Czy on będzie miał jeszcze okazję zachwycić Akademię? Brak nominacji do Oscara dla Jima Carreya jest tym bardziej bolesny, z powodu niedocenienia jego wybitnych ról w „Truman Show” oraz „Człowieku z księżyca”. Aktor podejmuje dziś różne wyzwania, może udział w polskiej koprodukcji pt. „True Crimes” przyniesie mu szczęście? Podobnie nie będzie dziś łatwo docenić Bruce’a Willisa, który ostatnio rozmienia się na drobne w marnych filmach sensacyjnych i nieudanych hollywoodzkich dramatach. Za to gdy dostaje angaż u Woody’ego Allena, to rezygnuje z pracy po kilku dniach spędzonych na planie. Od czasu do czasu stać go jednak na rolę ważną w udanym filmie, a tak było na przykład kilka lat temu z „Kochankami z Księżyca” Wesa Andersona. Bruce wyraźnie potrzebuje dobrego scenariusza i wybitnego reżysera, ale rachunki płaci grając w marnych filmach klasy B. Cały czas nie mogę zrozumieć braku nominacji do Oscara dla takich gigantów jak John Turturro, John Goodman i Ray Winstone. Dorobek filmowy każdego z nich jest ogromny, znakomitych ról mnóstwo. Jak można było nie zauważyć Turturro chociażby w „Big Lebowski”, Goodmana w „Barton Fink” i „Argo”, a Winstone’a w „Proposition”? Dużo tutaj kina braci Coen, wypomnijmy więc Akademii brak nominacji dla Steve’a Buscemi za „Fargo”. Telewizja już go doceniła i to sam Martin Scorsese w „Zakazanym imperium”. Dziś należy wypatrywać odpowiedniego scenariusza i Oscar stanie na półce tego znakomitego aktora.

Można śmiało założyć, że jednym z najbardziej pokrzywdzonych przez Akademię aktorów jest Ewan McGregor i to niemal od samego początku swojej kariery. Na nominację zasłużył zdecydowanie już w „Trainspotting”, ale i później w jego karierze były prawdziwe przebłyski aktorskiego geniuszu. W ostatnich tylko latach dobrze spisał się w filmach: „Niemożliwe”, „Debiutanci”, „Autor widmo”, „I Love You Phillip Morris”, a wcześniej w tak znanych produkcjach, jak m.in. „Młody Adam”, „Idol” czy „Moulin Rouge!”.

Wśród aktorek wypatruję nominacji dla Scarlett Johansson i już nadchodzący „Ave, Cezar!” braci Coen może jej takie uznanie przynieść. Coenowie piszą świetne role, wiele z nich zamieniło się nie tylko w nominacje, ale też w Oscary. Johansson dziś częściej kojarzy się jako Czarna wdowa czy Lucy, ale z pewnością wypatruje swojej oscarowej szansy. Wielki talent jest, czego dowodem rewelacyjne „Między słowami”. Przed rokiem była okazja docenić ją oscarowo w „Under the Skin” oraz za zagranie jedynie głosem (ale jak ona to zrobiła!) u Spike’a Jonze w „Ona”. Była niesamowita w „Don John”, świetna w „Vicky Cristina Barcelona” i „Wszystko gra” u Woody’ego Allena. Wcześniej zaś pokazała się z najlepszej strony w „Dziewczynie z perłą” i „Ghost World”. Do wyboru, do koloru.

Takimi poważnymi kandydatkami do oscarowych aktorskich nominacji są na pewno także Robin Wright i Claire Danes, które na razie utknęły w serialowych przebojach „House of Cards” i „Homeland”. Kerry Washington za „Django” powinna być znacznie częściej nagradzana, ale to tylko kwestia czasu, gdy znajdzie się twórca ze scenariuszem godnym aktorskiego Oscara.

Czy to koniec kandydatów do oscarowych laurów? Zdecydowanie nie, a lista aktorek i aktorów pomijanych do tej pory przez Akademie jest imponująca. Oto, kto jeszcze nie zdobył nawet nominacji do Oscara (i jest to tylko krótki wybór spośród wielu osób):

AKTORKI: Brigitte Bardot, Michelle Yeoh, Regina King, Carrie Fisher, Bibi Andersson, Catherine O’Hara, Ellen Barkin, Demi Moore, Ashley Judd, Cameron Diaz, Kate Beckinsale, Allison Janney, Kerry Washington, Rosario Dawson, Shelley Duvall, Thandie Newton, Julie Delpy, Meg Ryan, Jamie Lee Curtis, Isabella Rossellini, Gong Li.

AKTORZY: Donald Sutherland, Richard Gere, John Cusack, Alfred Molina, Kevin Bacon, Paul Dano, Steve Martin, Dennis Quaid, Peter Sarsgaard, Ving Rhames, Hugh Grant, Malcolm McDowell, Bill Paxton, Harry Dean Stanton, Ray Liotta, Michael Sheen, Brendan Gleeson, Stacy Keach, Brian Cox, Giancarlo Esposito, Colin Farrell, Antonio Banderas, Brian Dennehy, James McAvoy, Patrick Stewart, Sam Neill, Bill Nighy, Paul Bettany, Paddy Considine, Val Kilmer, Kurt Russell, Eric Bana, Michael B. Jordan, Jeffrey Wright, Guy Pearce, David Oyelowo, Martin Sheen, Idris Elba, Danny Glover oraz (tak, tak) Arnold Schwarzenegger.

Wydaje się, że aktor czy aktorka muszą po prostu trafić na „swojego Tarantino” i swój czas.  Nawet Arnold mógłby wykrzesać z siebie sporo umiejętności, gdyby dać mu do ręki znakomity scenariusz. Dowodem na to niedawna „Maggie”, która pokazała aktorstwo Schwarzeneggera z bardzo dobrej strony. Na dowód tego przypadek Sylvestera Stallone’a, który po latach ponownie znalazł się w orbicie zainteresowań Akademii i nie jest bez szans w finałowej walce o Oscara. Potrzebna była do tego po prostu dobra rola, ale stworzona i wyreżyserowana przez utalentowanego twórcę. Stallone powinien mocno uściskać Ryana Cooglera za zrobienie tak dobrego filmu, jak „Creed: Narodziny legendy”.

W takim miejscu poszukiwanie aktorskich sław z Polski, które miałby dzisiaj szansę na nominację do Oscara, może być fajną zabawą, choć musimy podejść do tego ze sporym dystansem.  Czy zdobycie uznania Akademii jest takie niemożliwe? W historii Oscarów mamy aktorską nominację dla polskiej aktorki. Otrzymała ją w 1967 roku Ida Kamińska za udział w czechosłowackim „Sklepie przy głównej ulicy”. Można?

Przed rokiem na takie wyróżnienie wśród aktorek drugoplanowych zasłużyła Agata Kulesza, dzięki roli w „Idzie” i wiele wskazuje na to, że bliska była zdobycia tej nominacji. Od lat nie mieliśmy takiej szansy, ale nie wyszło. „Oscarowe drzwi” zostały jednak nieznacznie uchylone, a to otwiera drogę do marzeń. W tym roku Agatę Kuleszę zobaczymy u boku hollywoodzkiego giganta Jima Carreya w filmie „True Crimes” i o ile: a) film się udał, b) rola aktorki jest wyraźna i ciekawie zbudowana, c) film będzie wydarzeniem w USA, to kto wie czy nasza aktorka ponownie nie będzie krążyła wokół najważniejszych nagród świata.

Przed nami otwarta przyszłość, a tam coraz ciekawiej rozwijająca się międzynarodowa kariera Marcina Dorocińskiego, który przy odrobinie szczęścia i dzięki udanym rolom w dużych filmach mógłby budować swoją pozycję za granicą. Osobiście uważam, że poziom światowego aktorstwa wśród naszych wykonawców jest także udziałem Roberta Więckiewicza, ale aktor nie jest specjalnie zainteresowany karierą międzynarodową.

Polski przepis na oscarową nominację? Duży międzynarodowy film z sukcesami na koncie + świetna rola aktorska = wydarzenie światowego formatu, obok którego Akademia nie może przejść obojętnie.

Takim filmem był kilka lat temu francuski „Artysta”, który w umiejętny sposób opowiadał o Hollywood. Oscara dla najlepszego aktora zdobył mało kojarzony na świecie Francuz Jean Dujardin. I wcale nie była mu do tego potrzebna znajomość języka angielskiego…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz