Strony

wtorek, 5 stycznia 2016

Pawlikowski i Wojcieszek z nowymi filmami


Paweł Pawlikowski jest jeszcze przed zdjęciami do swojego najnowszego filmu, za to Przemysław Wojcieszek już szykuje się na premierę w Berlinie. Dwaj twórcy o swoich najnowszych propozycjach, które mogą się nie spodobać obecnej władzy.


Nowy film Pawła Pawlikowskiego nosił będzie tytuł „Zimna wojna”. Jego akcja rozgrywała będzie się w Polsce w latach 50. i 60. ubiegłego wieku. "Chcę opowiedzieć o parze, która nie może bez siebie żyć i nie może żyć razem. O wielkiej i trudnej miłości, przepuszczonej przez młyn historii" - powiedział Pawlikowski. "Wprawdzie nie będzie tam wiele o polityce i kompletnie nic o Żydach, ale obawiam się, że z powodów artystycznych film i tak nie przypadnie do gustu pani premier" – dodał reżyser mając na myśli wypowiedz pani premier Szydło na temat „Idy” i jej „negatywnego oddziaływania w kraju”.

Pawlikowski zdecydował się na umieszczenie akcji w dość trudnym dla Polski okresie. "Czasy, w których człowiek mierzy się z historią, zazwyczaj wyciągają głębszą prawdę o nas. Poza tym opowiadam o młodych ludziach, a tamtych rozumiem o wiele lepiej niż współczesnych, którzy wyrastają w wirtualnym świecie. Sam wówczas dorastałem, interesuje mnie literatura tego okresu, tam jest wszystko, co karmi moją fantazję" - tłumaczy Pawlikowski w wywiadzie dla Newsweeka.

Mocnym uderzeniem będzie zapewne "Knives Out" Przemysława Wojcieszka. Jak przeczytać można na gazeta.pl: Rzecz dzieje się w jak najbardziej współczesnej Polsce, dosłownie dziś - jest już po wyborach prezydenckich, które wygrał Andrzej Duda. Domek w lesie, nad jeziorem. Na letni weekend przyjeżdża tam grupa młodych ludzi. To przyjaciele sprzed lat - chodzili razem do liceum, pół dekady temu zdawali maturę, ale potem ich ścieżki się rozdzieliły. Wiele ich dzieli, ale łączy, że kochają Polskę. W świat wchodzi Ukrainka. Atmosfera nakręca się coraz bardziej, z twarzy z pozoru miłych biznesmenów i urzędników spadają maski, alkohol sprawia, że przestają się hamować.

- Przez cały ubiegły rok pracowałem nad innym projektem - opowiada Wojcieszek. - Kiedy patrzę dziś na niego z perspektywy "Knives Out", widzę typowy polski film - wyestetyzowaną wydmuszkę, która ma podobać się w Gdyni, a następnie trafić do prime time'u w publicznej telewizji. Tymczasem wybory wygrywa Duda i jego metroseksualny nacjonalizm, a dodatkowo okazuje się, że wygrał dzięki głosom dwudziestoparolatków.


- Zrealizowałem zdjęcia w rekordowym czasie dwóch tygodni. Ale prawdę mówiąc flow był tak dobry, że już po dwunastu dniach nie było co robić - opowiada reżyser. - Uwielbiam szybkie kino polityczne, miałem do tego świetny zespół, najlepszy od lat. Z rekordową grupą debiutantów, których entuzjazm mnie napędzał. Kiedy pomysł jest dobry i wszyscy wierzą w to co robią, wtedy mnóstwo rzeczy powstaje bezwiednie, intuicyjnie. Musimy zdążyć na festiwal, bo to kolosalna szansa na promocję filmu, grających w nim aktorów oraz na zwrot zainwestowanych w projekt pieniędzy. Cały tekst tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz