Strony

poniedziałek, 9 października 2017

Czy Wajda by pomógł?


Dokładnie przed rokiem 9 października 2016 roku zmarł Andrzej Wajda. Dziś jego odejście symbolizuje więcej niżbyśmy chcieli. Czy gdyby żył, udałoby mu się rozmawiać z obecną władzą, a oni chcieliby go słychać? Jaką rolę odegrałby Wajda na linii bardzo dziś napiętych stosunków pomiędzy ministerstwem kultury, PISF i środowiskiem filmowym?

Andrzej Wajda cieszył się dużym zaufaniem społecznym, w środowisku słuchano z uwagą jego opinii, do końca życia bardzo mocno angażował się w sprawy polskich filmowców. Niepodważalny autorytet reżysera w kraju i na świecie czynił z niego osobę, której zdania nie można było w żaden sposób lekceważyć. I choć „Wałęsa. Człowiek z nadziei” nie należy do ulubionych filmów osób z prawej strony sceny politycznej, a przyjaźń z byłym prezydentem nie jest w smak wielu osobom dziś atakujących Wałęsę z taką zaciekłością. Wajda zdecydowanie mógł pozwolić sobie na wyrażanie własnych poglądów w sposób jak najbardziej niezależny i bezpośredni, a jednak z szacunkiem dla drugiej strony. Ale Andrzeja Wajdy dziś nie ma, a wokół Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej gromadzą się „czarne chmury”.

Po pierwsze PISF działa dobrze, polskie kino radzi sobie znakomicie na arenie międzynarodowej. Próba przejęcia kontroli i wprowadzenie zmian w ten dobrze działający mechanizm, przypomina mi sytuację z niedawnej reformy edukacji oraz wielką zmianę w mediach publicznych, która w obu przypadkach dotknęła moją rodzinę bezpośrednio. Powrót ośmioletniej podstawówki, to zmiana która podyktowana jest chęcią pokazania „kto tu rządzi”, a której wielkiego sensu nie dostrzegam. Zmiany w mediach publicznych wyczyściły z nich fachowców i spowodowały odpływ widzów sprzed małych ekranów. Podobnie postrzegam działania wokół PISF, które Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego chce przejąć, którym chce kierować zgodnie z ideologicznymi celami wyznaczonymi przez partię. Minister Kultury wchodzi mocno w panujący schemat działania polskiego kina, które opiera się na mocnych fundamentach związanych z SFP, KIPA, WFDiF, a które wspiera i nad którymi całościowo czuwa PISF. PiS chce zmian w PISF, bo chce mieć kontrolę nad tym systemem i chce dopuścić do głosu, tych wszystkich, którzy przez ostatnie lata byli marginalizowani w środowisku filmowym. Czyli kogo?

Chciałbym poznać listę mniej więcej 20 twórców oraz ich projekty, których PISF w ostatnich 5 latach zablokował z ideologicznych i środowiskowych powodów. Chciałbym usłyszeć głos tych wszystkich skrzywdzonych, którzy nie otrzymali wsparcia na swoje projekty, a stały za tym przesłanki inne niż merytoryczne. To byłby przyczynek do rozmowy o konieczności wprowadzenia szerokich zmian w PISF. Nie jestem naiwny i doskonale wiem, że każdy system ekspercki opiera się także na relacjach wewnątrz środowiska, że zasady obowiązujące w PISF nie były doskonałe, ale mimo mankamentów powstawało wiele wartościowych i różnorodnych filmowych produkcji (ok, powstało też sporo słabych). Przez te lata powstało znakomite „Pokłosie”, które bije po oczach, które boli, a które przecież także w PISF stoczyło boje o wsparcie. Była oscarowa „Ida” i kilka innych projektów, które bolą obecne władze, bo mają odwagę burzyć mity. Czy pomijano jakieś tematy? PISF nie wsparł „Smoleńska” i jest to zdecydowanie dowód na to, że system działa. „Historia Roja” to filmowa katastrofa, z którą kłopot miała nawet Telewizja Polska pod rządami PiS, a „Wyklęty” o pieniądze z PISF nawet nie wnioskował, opierając swoje opinie na rozmowach zakulisowych sugerujących, że projekt taki nie miał szans zyskać zrozumienie wśród ekspertów. Nie wiem, jakie mroczne siły blokowały powstanie wielu filmów o żołnierzach wyklętych, ale wydaje się, że słabość tych projektów wynikała z czegoś innego – z ich filmowej niedoskonałości po prostu.

PiS chce kręcić kino patriotyczne i historyczne, organizuje pieniądze, prowadzi scenariuszowe zmagania, szuka poparcia u Clinta Eastwooda i Mela Gibsona... Czekam na wielkie kino, które zamknie usta niedowiarkom. Niestety mam spore wątpliwości. Jeśli mnie przeczucie nie myli, to Nowy PISF nie przeznaczy pieniędzy na odważne scenariusze mówiące o współczesnej i historycznej Polsce. Dowodzi tego zakulisowa na razie niechęć do filmu Wojtka Smarzowskiego o pedofilii w polskim kościele, czy otwarta już niechęć do Agnieszki Holland i jej „Pokotu”. Przemilczane będą trudne tematy, zapomnieć można o wsparciu dla kontrowersyjnych filmów ukazujących Polaków w niezbyt dobrym świetle. Proces zmian będzie trwał przez kilka miesięcy, ale wydaje się nieodwołalny i nikt nie jest dziś go w stanie zatrzymać. Czy powstanie „Czarna lista PISF” twórców niewygodnych?

Myślę, że nawet dziś Andrzej Wajda idąc na spotkanie z Ministrem Kultury a nawet z samym Prezesem nie mógłby liczyć na zrozumienie. Z szacunkiem byłby wysłuchany, argumenty przedstawione byłby bardzo klarowne, ale koniec końców po rozmowie pozostałaby jakaś notka prasowa w miłych słowach mówiąca o spotkaniu oraz kilka filiżanek po wypitej grzecznościowej kawie. Na jakieś efekty zmieniające nastawienie rządu do obecnego schematu działania polskiego kina, nie można byłoby jednak liczyć.

Dokładnie rok po śmierci Andrzeja Wajdy następuje zmiana w strukturach rządzących polskim kinem, bardzo symboliczna także z powodu nieobecności już mistrza. Czasami dobrze jest spojrzeć świeżym okiem na panujący system i rządzące w nim, także niepisane, prawa. Niestety w dobre intencje nowej ekipy dziś nie wierzę i dlatego z niepokojem przyglądam się rozwojowi wydarzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz