Strony

czwartek, 24 września 2020

25 lat od premiery najlepszego thrillera w historii

 

„Siedem” Davida Finchera to dzieło genialne. 22 września 1995 roku nic nie zapowiadało, że powstał jeden z najważniejszych i najlepszych thrillerów w historii kina, ale niedługo potem nie było już wątpliwości, że to prawdziwy filmowy majstersztyk.

Film opowiada o śledztwie dwóch detektywów, którzy otrzymują do rozwiązania sprawę makabrycznego morderstwa. W miarę rozwoju wydarzeń, śledztwo zatacza coraz szersze kręgi i nie jest już tym, czym wydawało się na początku. Takie lakoniczne przybliżenie treści ma za zadanie nie zepsuć seansu tym z widzów, którzy być może nie widzieli jeszcze „Siedem”. Scenariusz tego filmu skrywa bowiem wiele zaskakujących zwrotów akcji, niespodzianek fabularnych i genialnych scen, które składają się na dzieło mające dziś trwałe miejsce w historii kina.

Najczęściej „Siedem” pozostaje z widzami już na zawsze, a kolejne seanse pozwalają odkrywać na nowo jego tajemnice i strukturę. Z każdym kolejnym seansem, a było ich wiele, nie mogę wyjść z podziwu i zachwytu nad każdym najmniejszym jego elementem. To bezdyskusyjnie moje prywatne TOP 10 najlepszych filmów w historii kina.

 

Na geniusz filmowy „Siedem” składa się kilka czynników. Pierwszy z elementów, które rzucają się w oczy to bezimienne, brudne, głośne i ponure miasto, w którym rozgrywa się akcja filmu. To właśnie te przestrzenie budują klimat opowieści. „Wszystko musiało być tak autentyczne i surowe, jak to tylko możliwe” – mówił w wywiadach reżyser David Fincher. „Stworzyliśmy scenerię, która odzwierciedla moralny upadek ludzi, którzy się w nim znajdują” – dodawał scenograf Arthur Max.

Kolejny element to sama historia, rozgrywająca się wokół biblijnych znaków. To tutaj skrywa się sedno historii, jej znaczenie, zagadka oraz genialny finał, który do dziś szokuje. I w końcu dwójka głównych bohaterów oraz ich przeciwnik. Dwa policjanci, młody i stary, biały i czarny, nerwus i ostoja spokoju. Na pierwszy rzut oka wszystko ich dzieli, ale połączy wspólne zadanie. Te role genialnie zagrali Brad Pitt i Morgan Freeman. Jest też czarny charakter, w którego postać wciela się aktor wybitny, a którego nazwisko w napisach początkowych w ogóle nie występuje, nie pojawiało się w reklamach i było bardzo ukrywane. To miała być niespodzianka dla widzów i jeśli ktoś nie widział filmu, niech poczeka na pojawienie się tego aktora na ekranie…

Młodziutki wtedy Brad Pitt próbował zerwać z wizerunkiem filmowym ukazanym w „Rzece życia” i „Wichrach namiętności”. Jego David Mills w „Siedem” nie ma w sobie nic z amanta, a przypomina rasowego detektywa wchodzącego w kręgi piekieł. Na ile jest gotowy na to spotkanie, czy będzie słuchał bardziej doświadczonego kolegi, gdzie go to zaprowadzi? Morgan Freeman był wtedy u szczytu popularności, jego William Somerset to detektyw z doświadczeniem, ale zdecydowanie nie pochłonięty karierą i właśnie przechodzący na emeryturę. Scenariusz w prosty, ale jakże znakomity sposób przybliża widzom wcześniejsze doświadczenia obu detektywów i odmienność ich charakterów. „Siedem” to też kilkoro świetnych aktorów w rolach drugoplanowych i są to m.in. młodziutka Gwyneth Paltrow, znany z „Full Metal Jacket” R. Lee Ermey, król czarnego kina Richard Roundtree, ceniony za rolę w „Plutonie” John C. McGinley oraz najbardziej charakterystyczny aktor w Hollywood Leland Orser.

22 września 1995 roku mało kto wierzył w sukces filmu „Siedem”. David Fincher, dziś gigant kina, miał wtedy na swoim koncie doceniane teledyski m.in. z Madonną i spektakularną porażkę pt. „Obcy 3”. Tamten film fantastycznonaukowy zapowiadał się dobrze, ale producenci nie byli zadowoleni z Finchera, odebrali mu film i sami zmontowali materiał. Na nic to się zdało, film poległ w kinach, widownia za nim nie przepadała. Po latach to nastawienie się zmieniło, ale David Fincher musiał odchorować pracę nad „Obcym 3” i tym lekarstwem był właśnie scenariusz thrillera „Siedem”. Tym razem nikt mu nie narzucał wizji, reżyser skrupulatnie opracował całą produkcję. Już wtedy porównywano „Siedem” do „Łowcy androidów”, co było zresztą bardzo nobilitujące.

„Siedem” tuż po premierze nie zachwycił krytyków, ale takie pomyłki w historii miały miejsce często. Film ten jest dziś w gronie najlepszych thrillerów w historii kina i miejsce to okupuje zasłużenie. Od pierwszego seansu „Siedem” pokochali widzowie i stał się on kasowym przebojem, przynosząc wpływy przekraczające 320 mln dolarów, z czego 2/3 spoza USA. Widzów nie odstraszył ponury klimat, ale zachwyciła drobiazgowa dbałość o szczegóły, kapitalnie prowadzona opowieść, pełna niespodzianek i inteligentnych zwrotów akcji. Film był początkiem wielkiej kariery Davida Finchera, który przez kolejne lata wyreżyserował m.in.: „Podziemny krąg”, „Azyl”, „Zodiak”, „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”, „The Social Network”, „Zaginioną dziewczynę” oraz czekający właśnie na premierę film „Mank”, który może w końcu przynieść mu pożądanego Oscara.

„Siedem” to też bodajże najlepsze w historii napisy początkowe do filmu, których autorem jest Kyle Cooper, a towarzyszy im remix utworu „Closer” zespołu Nine Inch Nails. Praca nad tą bardzo istotną sekwencją początkową trwała kilka dni, a potem jeszcze pięć kolejnych tygodni. Całość została ręcznie wykonana na czarnej tablicy do rysowania i bez pomocy efektów cyfrowych. Efekt poraża! Ten film to także ostra i przeszywająca muzyka Howarda Shore’a, fenomenalne zdjęcia Dariusa Khondji, doskonale zbudowany scenariusz Andrew Kevina Walkera i w końcu skrupulatny i perfekcyjny montaż Richarda Francisa-Bruce’a za który otrzymał on nominację (jedyną dla tego filmu!) do Oscara.

„Siedem” nie jest trudno znaleźć w internecie, ale prawdziwe mistrzostwo tego działa dostrzec można tylko na dużym ekranie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz