Strony

sobota, 12 września 2020

Dokument fundamentem kina


Festiwal Docs Against Gravity raz jeszcze pokazał, że w kinie dokumentalnym ciągle dzieje się bardzo dużo. Repertuar wydarzenia był różnorodny, a udanych i bardzo udanych filmowych propozycji sporo.

Cztery dni festiwalu pozwoliły mi obejrzeć około 20 filmów i za takim siedzeniem w kinie tęskniłem bardzo. Nagrodą dodatkową jest to, że w większości był to czas spędzony w sposób bardzo wartościowy. Nie było łatwo wybrać festiwalowe seanse spośród kilkudziesięciu propozycji, ale jadąc na festiwal obrałem sobie kilka kierunków: polskie kino, filmy o sztuce filmowej, ekologii, konfliktach i ludzkich dramatach – tak w skrócie.

Artyści na pierwszym planie, media od kulis

Filmów o sztuce filmowej i jej twórcach było kilka. Celowo pominąłem film o Tarantino, bo wydaje się on być klasyczną laurką dla reżysera i w dodatku dostępny jest w internecie. Pierwszym dokumentem z tego nurtu były „Tajemnice Showgirls”, poświęcone niesławnemu filmowi autorstwa Paula Verhoevena sprzed wielu już lat. Słabo pamiętam tamten seans, generalnie było to mizerne doświadczenie. Tak film zapisał się w historii, ale po latach to nastawienie się zmieniło, przynajmniej w ocenie wybranych krytyków. I z kilku takich głosów zbudowany jest właśnie ten dokument. Twórcy nie przekonali mnie do powrotu do klasycznego filmu, ale ciekawie przedstawiają jego historię i współczesny odbiór. Grzebanie w archiwach ma sens, perspektywa odbioru po latach może się zmienić.

Nieco inaczej do opowieści o filmie podszedł reżyser William Friedkin, który w dokumencie „Na wiarę” opowiedział o swoim legendarnym „Egzorcyście”. To opowieść-esej, daleka od  klasycznego i prostego dokumentu o historii kina czy jakiegoś dzieła. W dokumencie Friedkin zwraca uwagę na kilka tropów interpretacyjnych, wspomina prace nad filmem w Iraku i USA, bardzo mocno wchodzi w szczegóły, czasami zapuszcza się w dalekie rejony analizując swoje dzieło. „Egzorcysta” to dla mnie horror idealny i najważniejszy film w tym gatunku, ale dokument mu poświęcony z czasem zaczyna nużyć.

Trzeci z takich filmów zaprezentował się najlepiej. To „Kubrick o Kubricku” bardzo udany dokument, w którym po raz pierwszy mogłem usłyszeć wywiady z tym genialnym twórcą. Trochę faktów z jego biografii, wiele wspomnień o filmach, niewiele archiwaliów o nim i jego dziełach. Całość bardzo fajnie zmontowana i sfilmowana przy współudziale polskiej ekipy. Zgrabnie, do rzeczy i bez zbędnego wymądrzania się na ekranie. Jeśli ktoś chce zgłębić historię Stanleya Kubricka, może mieć ku temu mnóstwo okazji, ale film tego nie załatwia. To mi nie przeszkadza, wybrano odpowiednie fragmenty, pewne motywy i jako całość „Kubrick o Kubricku” się zwyczajnie broni.

Bardzo udany był dokument „Margaret Atwood. Słowo to siła”, który przybliża postać słynnej kanadyjskiej pisarki. Kamera towarzyszyła jej wiele miesięcy w podróżach autorskich po świecie, a dzięki filmowi poznałem niezwykłą historię kobiety i pisarki o niezwykłym uroku, wiedzy i inteligencji. Ciekawy był też dokument, którego bohaterem był Mike Wallace, gospodarz słynnego programu „60 minut” w amerykańskiej telewizji. Specjalizujący się w wywiadach dziennikarz jest dziś legendą i o takiej legendzie opowiada ten film. Trochę jednak „na kolanach”.

Polskie kino

Filmów od rodzimych dokumentalistów było sporo. Te najlepsze widziałem wcześniej i do tego grona zaliczam „Wieloryba z Lorino”, „Skandal. Ewenement Molesty”, „Z wnętrza” czy też nagrodzony  tym roku na festiwalu główną nagrodą w konkursie polskim „Między nami”. Bardzo za to wypatrywałem premierowych seansów polskich filmów. Takim były „Blizny”, które nieco mnie rozczarowały, bo niestety historia Tamilskich Tygrysic mnie nie porwała, jakoś specjalnie nie było tam opowieści. Kilka wspomnień i współczesne życie wojowniczek to za mało na przejmującą i wciągającą historię. Wydaje mi się, że w filmie zabrakło po prostu treści. Nieco lepiej poradziła sobie autorka dokumentu „Ściana cieni”, która przyjrzała się głównie życiu tragarzy pracujących w Himalajach. Nie jest to dzieło spełnione, dwa motywy filmu nieco się gryzą, konflikt wydaje się sztucznie stworzony, a gra bohaterów ustawiona. A jednak ten świat i ci ludzie fascynują, z uwagą przyglądałem się ich losom.

Najlepiej z moich premierowych seansów polskich filmów wypadła „Lekcja miłości”, o pewnej starszej pani biorącej życie w swoje ręce. Wydawałoby się, że może być to budująca i krzepiąca opowieść, ale jest to przede wszystkim przejmująca historia kobiety, która przez lata żyła w związku dalekim od idealnego. Odważna, ciekawa, na swój sposób piękna kobieta próbuje zaznać kilku chwil radości, bardzo jej kibicujemy, ale przez jej twarz przebija jednak smutek. Ten film może się bardzo spodobać.

Osobne miejsce poświęcę filmowi „Jak Bóg szukał Karela”, w którym Czesi przyglądają się polskim Katolikom i robią to w prześmiewczy sposób. Wielu Katolików w Polsce zapewne poczuje się dotkniętych, bo czeska ekipa bezwzględnie ukazuje słabości tej religii, jej hierarchów i wiernych. Film wydaje się jednak bardzo jednostronny i płytki, nie widzę w nim przesadnej wartości, bo raczej wkurza i zawstydza niż czegoś uczy i uwrażliwia. Katolicy odrzucą film na pewno, niewierzący będą chichotać. Nic nowego…

Życie z wojną w tle i bezwzględna polityka

Wojna różne ma oblicza. Wstrząsający „Witamy w Czeczeni” opowiada o prześladowanych w tym kraju środowiskach LGBT i jest to świadectwo, które boli potwornie. Jest to też opowieść o walce aktywistów o uratowanie zagrożonych ludzi, którzy chcą żyć zgodnie ze swoimi potrzebami i przekonaniami. Taki seans w Polsce ma dziś szczególne znaczenie. Ten film mówi o zagrożeniu, które czai się tuż za rogiem.

„Dla Samy” to jeden z najczęściej nagradzanych festiwalowych dokumentów i nominowany do Oscara. Kolejne świadectwo bestialstwa do jakiego dochodziło i dochodzi w Syrii. Tym razem jest to dokument zrealizowany w formie dziennika i pamiętnika, który skierowany jest do dziecka głównej bohaterki/reżyserki. I ponownie oglądamy wstrząsające obrazy z tej wojny i z Aleppo, równanego stopniowo z ziemią przez reżim i rosyjskie samoloty.

Wydarzeniem festiwalu i laureatem głównej nagrody jest w tym roku dokument „Ziemia jest niebieska jak pomarańcza”. To intymny portret rodziny żyjącej na Ukrainie i w sąsiedztwie wojny z Rosją. Na czele jury stał w tym roku Paweł Pawlikowski i wcale nie dziwi mnie ta nagroda, jeśli przypomnimy sobie jego bardzo osobiste i zaangażowane dokumenty.

Do nurtu tego zaliczę też znakomity film o Imeldzie Marcos zatytułowany „Ważniejsza od królów”, który bezwzględnie obnaża arogancję i żądzę władzy rodziny i współpracowników dawnego dyktatora Filipin. Przerażający obraz kobiet, człowieka, świata, uzależnionego od władzy i pieniędzy.

„Jak przetrwać zarazę” to jeszcze jeden zapis zmagań aktywistów walczących o prawa osób chorych na AIDS w latach 80 i 90 w obliczu tej śmiertelnej choroby. Złożony głownie z archiwów film przybliża osoby, które odegrały szczególną rolę w nowojorskim środowisku osób zaangażowanych w walkę z AIDS. Z jednej strony wszystko już zostało powiedziane, ale z drugiej ukazano historię z perspektywy, której nie znałem.

Ekologia

Filmy szeroko rozumianej grupy mają zawsze na tym festiwalu silną reprezentację. Było tak i w tym roku. Współprodukowana przez Leonardo DiCaprio „Zatoka cieni” to relacja z walki o uratowanie zagrożonego gatunku Morświna w wodach Zatoki Meksykańskiej. To też ciekawe spojrzenie na wymiar społeczny i sensacyjny tej sprawy. Z jednej strony rybacy łowiący legalnie, z drugiej kłusownicy zabijający dla zysku. Ma ten film fajny charakter, jest szybki, ma napięcie. Porządna amerykańska robota.

Podobnie jest z dokumentem Rona Howarda „Odbudować Paradise”, który w iście hollywoodzkim stylu opowiedział historię miasteczka zniszczonego w wyniku pożaru i ukazał walkę niewielkiej społeczności o powrót do normalności. Wiele tutaj dostrzegłem ciekawych obserwacji dotyczących mechanizmów władzy, rodzącej się solidarności, ale przede wszystkim cichych bohaterów, którzy pragną powrócić do swojego świata. Tragedia pokazana została w bardzo filmowy sposób, dokument świetnie został wymyślony i zmontowany. Balansując na granicy wzruszenia, mówi też coś ważnego też o naszym świecie. Takie zagrożenie czaić może się za każdym rogiem. Warto być przygotowanym. „Odbudować Paradise” to mój ulubiony film na tym festiwalu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz