Strony

piątek, 16 kwietnia 2021

List otwarty w sprawie premiery filmu „Prime Time”

Od kilku dni można na Netliksie oglądać film „Prime Time” w reżyserii Jakuba Piątka. Historia pokazana w filmie inspirowana była prawdziwymi wydarzeniami (twórcy podkreślają, że nie odtwarzają tamtych zdarzeń). W sprawie tej list otwarty do dystrybutora i producentów skierował mężczyzna, który był sprawcą prawdziwych wydarzeń w siedzibie TVP w 2003 roku. Jego ocena filmowej produkcji jest bardzo krytyczna, a list jest bardzo emocjonujący. Publikuję go w całości. Przedstawiam też stanowisko reżysera filmu.

List otwarty do producentów i dystrybutorów filmu “Prime Time”.

 

Szanowni Państwo,

 

Moje imię i nazwisko Adrian M (nazwisko do wiadomości redakcji). Piszę do Państwa w związku z premierą filmu „Prime Time” w reżyserii Jakuba Piątka, wyprodukowanego przez Watchout Studio, TVN Film, PISF, KBF, za którego dystrybucję, odpowiedzialny jest Next Film – firma należąca do grupy Agora, w którego promocję zaangażowana jest Gazeta Wyborcza, a którego premiera na polskim Netflix’ie zaplanowana jest na 14.04.21.

 

Film pana Piątka opowiada o wydarzeniach z 21 września 2003 roku, których sprawcą, niestety, byłem ja. To ja tamtego dnia wtargnąłem do gmachu TVP przy ulicy Woronicza, biorąc zakładnika i domagając się wejścia na antenę.

 

Oświadczam: nie współpracowałem przy produkcji tego filmu, nie wyraziłem też na tę produkcję zgody.

 

W maju 2018 dostałem od pana Jakuba Piątka maila, w którym poinformował mnie o swoich filmowych planach, prosząc o współpracę. Odmówiłem. Jednocześnie pragnę poinformować bardzo wyraźnie, że pan Piątek miał w merytoryczny sposób wyjaśnione, że jakakolwiek próba opowiadania tamtej historii bez mojej zgody zwyczajnie naruszy moje dobra osobiste, a konkretnie te związane z moją chorobą psychiczną, która była bezpośrednią przyczyną incydentu w TVP. Zachorowałem i byłem dokładnie zdiagnozowany na długo przed tym wydarzeniem. Ponadto pan Piątek miał wytłumaczone, że powracanie do tamtej historii, bardzo skomplikowanej zresztą, może spowodować nieprzewidywalne skutki również dla ludzi zupełnie postronnych. Pan Piątek usłyszał również, że przez te wszystkie lata konsekwentnie i zgodnie całą rodziną odrzucaliśmy oferty przenoszenia na ekran tamtej historii. Dołożyliśmy wszelkich starań, żeby uświadomić pana Piątka, jak bardzo niechciana jest przez nas taka produkcja i jak niebezpieczne mogą być reperkusje takiego filmu.

 

Pan Piątek zwyczajnie to zignorował, a wy: producenci i dystrybutorzy pomogliście mu zrobić ten koszmarny film.

 

O tym, że film w ogóle powstał i o premierze na festiwalu w Sundance dowiedziałem się od znajomego, który w styczniu tego roku przesłał mi linka do artykułu na portalu film.wp.pl zatytułowanego ‘18 lat temu wszedł z bronią do studia TVP. Wziął zakładników.’ Ponad ¾ treści tego tekstu jest poświęcone bezpośrednio mojej osobie i incydentowi z moim udziałem, na koniec autor tekstu jasno stwierdza, że opowieść o mnie stała się inspiracją do powstania filmu „Prime Time”. Komentarze pod tym tekstem przerażają, oto niektóre z nich (bez podawania nick’ów, pisownia oryginalna):

 

– „dzisiaj to samo trzeba zrobic tylko najlepiej od razu strzelac”

– „Ja pamiętam jak cała kamienica dopingowała mu aby ich wszystkich tam rozstrzelał.”

– „dzisiaj przydałaby się taka akcja chociaż z innym zakończeniem – może wróciłaby normalność”

– „Szkoda ze dzisiaj niema takich ludzi.I najlepiej o 19.30”

 

Poniżej link do artykułu:

https://film.wp.pl/18-lat-temu-wzial-zakladnikow-w-studiu-tvp-dzis-niewielu-o-tym-pamieta-6594991431220000a?fbclid=IwAR1m-tLprDbSfxNhtYOXE1J5-MQ_e5c5w2TnfvNiUpHx5aWAq2UfjwffKM4

 

Oprócz takich strasznych treści, które potwierdzają słuszność 18 lat milczenia i nieruszania tej sprawy, jest sporo komentarzy ludzi z mojego rodzinnego miasta, którzy pamiętają moją historię, znają mnie i rozpoznają moją rodzinę. Są i takie, które jasno stwierdzają, że nie powinno się robić takich filmów.

 

Film widziałem podczas drugiego dnia pokazu na festiwalu w Sundance. Niestety okazał się czymś innym, niż to, co zapowiadali w licznych wywiadach jego twórcy i producenci. Nie jest uniwersalną historią o buncie inspirowaną wieloma podobnymi przypadkami z całego świata, jest bardzo perfidną próbą rekonstrukcji incydentu z moim udziałem, a najgorsze jest to, że twórcy filmu tak naprawdę zamachnęli się na próbę stworzenia mojego portretu psychologicznego z odpowiedzią na najbardziej nurtujące ich pytanie – co było powodem mojego wejścia do TVP tamtego dnia. Ponieważ nigdy publicznie nie wypowiadałem się na ten temat, nikt nigdy nie dowiedział się, co wtedy mną dokładnie kierowało. W filmie panowie Piątek i Czapski (autorzy scenariusza) zdecydowali się pofantazjować na ten temat i w ich wersji przyczyną wtargnięcia Sebastiana do TVP było odrzucenie przez ojca-tyrana, który zostawił rodzinę dla innej kobiety i psychicznie znęcał się nad synem. Ponieważ ten film skutecznie miesza: prawdę, doniesienia medialne o mojej sprawie z fantazją twórców stworzoną na potrzeby tej produkcji, zachodzi realne ryzyko, że ludzie, którzy nas znają/kojarzą będą odbierać fikcyjne elementy tej historii jako prawdę, myśląc jednocześnie, że to wszystko przez mojego ojca. Przełożenie tego filmu na realne życie prawdziwych ludzi jest widoczne gołym okiem. To się już dzieje. Chciałbym zaznaczyć, że już odbieram jasne sygnały od ludzi z naszego miasta, którzy myślą, że brałem udział w produkcji. Lokalne gazety i portale informowały na pierwszych stronach o filmie na podstawie prawdziwego wydarzenia z 2003 roku. Ten film jeszcze przed polską premierą spowodował konsekwencje w naszym życiu, strach pomyśleć, jakie wywoła reakcje po premierze. Wizerunek mojego ojca, człowieka powszechnie znanego w naszym małym mieście, który całe życie ciężko pracował na swoją reputację, zostanie w jeden dzień zniszczony tą okrutną fantazją. Pytam już teraz: jak będziecie chcieli to naprawić?

 

W grudniu nasz ukochany ojciec doznał udaru pnia mózgu. Przeżył, ale z paraliżem połowy ciała znalazł się w szpitalu, gdzie po 2 tygodniach został zakażony covidem. Zamiast na oddział rehabilitacji trafił do innego, covidowego szpitala. Wiadomość o premierze tego filmu zastała nas z ojcem właśnie w takiej sytuacji: poudarowy paraliż połowy ciała, zakażenie koronawirusem, 30% płuc zajętych zmianami covidowymi i z zapaleniem płuc. Musiałem ukrywać przed ojcem informację o premierze tego filmu, z uwagi na jego stan – mógł tego zwyczajnie nie przeżyć.

 

Nasz ojciec rozmawiał osobiście z panem Piątkiem w 2018 roku, cierpliwie tłumacząc mu wszystkie delikatne aspekty powrotu do tamtych wydarzeń. Dziś tamte przestrogi nabierają szczególnego znaczenia i tym gorzej to świadczy o twórcach tego filmu.

 

Czasy są niezwykle trudne, nie brakuje teraz zdesperowanych ludzi, którzy zamiast inspiracji do brania spraw w swoje ręce potrzebują wsparcia i zapewnień o lepszej przyszłości, nadziei na poprawę ich życia i wyjścia z kłopotów, które teraz mogą im się wydawać nie do rozwiązania.

 

Byłem w tamtym studio. To ja sprowokowałem całe to wydarzenie, bez którego pan Piątek nie miałby materiału, który zwyczajnie ukradł – tak, świadomie używam tego słowa, pan Piątek wziął sobie to, co do niego nie należało. Wbrew mojej woli. To jest mało powiedziane, zrobił znacznie więcej. Tylko ja wiem dokładnie jak dużo pan Piątek ukradł i jaką szkodę wyrządził. Będę o tym wszystkim informował na moim blogu.

 

Ten film powstał również za pieniądze podatników. Mniej więcej połowa budżetu „Prime Time” (całość to 1mln euro) pochodzi z kieszeni Polek i Polaków. Moim obywatelskim obowiązkiem jest powiedzieć ludziom, na co poszły ich pieniądze i uświadomić ich, że ja nie zobaczyłem z tego ani złotówki. Watchout Studio, TVN, Agora SA, PISF, Krakowskie Biuro Festiwalowe, dystrybutorzy i wszyscy twórcy filmu – nikt z Was przez 2,5 roku produkcji tego filmu nie pofatygował się z próbą dotarcia do mnie i zapytania się mnie, czy ja w ogóle wyrażam zgodę na ten film i w takiej wersji. Tyle dla Was znaczy człowiek. Czy może się mylę? Sprawdźmy takim szybkim przykładem…

 

Producenci z Watchout Studio przed kręceniem biograficznego filmu o profesorze Relidze pt. „Bogowie” uzyskali zgodę rodziny pana profesora – jest o tym informacja na stronie PISF. Oczywiście nie ma porównania pomiędzy mną, a panem profesorem Religą. Dokonania pana profesora Religi są niezwykle szlachetne. Kim jestem ja przy takiej postaci? Chorym przestępcą, którego sąd postanowił odizolować od społeczeństwa i skierować na przymusowe leczenie. Można zatem powiedzieć, że pan profesor Religa jest na samym szczycie drabiny społecznej pod względem zasług i osiągnięć. Z kolei ja znalazłem się na samym dole tej hierarchii. W 2003 roku faktycznie spadłem z tej drabiny na samo dno.  Tylko ja i moja rodzina, moi najbliżsi, wiemy, jak taki upadek wygląda i jakie są jego konsekwencje. Tylko ja wiem, jakie były jego przyczyny. Na którym etapie tego upadku, albo tuż po nim, przestałem być człowiekiem albo stałem się nim trochę mniej niż był nim profesor Religa? W którym momencie odebrano mi prawa człowieka? Nie przypominam sobie, żeby jakikolwiek sąd oznajmił mi kiedykolwiek, że od danego momentu jestem człowiekiem gorszej kategorii albo nie jestem nim już w ogóle. Czy mamy jakieś dwie różne kategorie ludzi i człowieczeństwa? Czy mamy w Polsce dwie konstytucje, dla dwóch różnych kategorii obywateli: lepszych i gorszych, zasłużonych i wykluczonych? Rozumiem, że Konstytucja RP, w której obronie tak dzielnie stajecie każdego dnia, gwarantuje prawa innym, ale mi już nie, czy tak jest? Zapewniam wszystkich: nie trzeba uświadamiać mi, że tamtego dnia sam wykluczyłem się poza nawias społeczeństwa. Zrozumiałem to bardzo dobrze w momencie, gdy funkcjonariusze BOA KGP elitarnej jednostki z Pałacu Mostowskich postanowili wyładować na mnie swoje frustracje po nieudolnej akcji zaraz po tym, gdy uwolniłem Pana Tomasza i poddałem się, odrzucając od siebie i tak niegroźny, nienaładowany, gazowy pistolet. Jeśli ktoś świadomie i z premedytacją popełnił tamtego dnia przestępstwo w gmachu TVP, to nie byłem to ja, tylko funkcjonariusze Policji, którzy przekroczyli swoje uprawnienia. Dostali za to później nagrody, również finansowe. Ale to nie było tak, jak pokazał to pan Piątek, było ‘trochę’ inaczej. O ironio, na nagrody, uznanie i oklaski liczą teraz twórcy filmu „Prime Time”. Ten sam schemat.

 

Zgodę wybitnego i zasłużonego profesora, lekarza lub jego rodziny na kręcenie o nim filmu wypada mieć, prawda? A zgody pacjenta-wariata już nie? Chorego, uzależnionego od narkotyków przestępcę można tak wykorzystać, bo co? Bo on nie ma praw? Gdzie jest jakaś moja konstytucja, skoro Konstytucja RP zawiera prawa innych, ale nie moje?

 

A to cytat z artykułu z wypowiedzią mojego ówczesnego mecenasa, który ukazał się na łamach Gazety Wyborczej:

 

7 października 2003 | 00:00 Warszawa Wyborcza:

 

„- Wiem, że Adrian ma wyrzuty sumienia. Nie chciał też zostać żadną „super-star”. Ani ja, ani jego rodzice nie chcą, żeby stał się wzorem dla kogokolwiek.”

 

Tak było przez 18 lat i tak powinno być nadal.

 

W rozmowie z panem Piątkiem w 2018 roku nasz ojciec opowiedział mu historię, o której nie wszyscy wiedzą, ale którą mogłoby potwierdzić kilka osób. Gdy sprawa z 2003 roku była jeszcze całkiem świeża skontaktowało się z nami studio Andrzeja Wajdy, który był zainteresowany nakręceniem filmu o mnie i o tamtym wydarzeniu. Propozycja była kusząca. Wystarczyło jedno moje słowo i sam Andrzej Wajda robiłby film o mojej historii. Ale Andrzej Wajda usłyszał odpowiedź odmowną. Zrozumiał, jak delikatna jest to sprawa i przede wszystkim, jakie mogą być konsekwencje jej ekranizowania i uszanował naszą wspólną decyzję. Mieliśmy zatem nadzieję, że pan Piątek, słysząc o Wajdzie rezygnującym z tego tematu, postąpi tak samo. Któż, jeśli nie mistrz, miałby być drogowskazem dla ucznia? Pan Piątek o tym wiedział, ale przy produkcji „Prime Time” bardziej przejmował się międzynarodową sławą, premierą na znanym festiwalu, śladem węglowym podczas kręcenia filmu, recyklingiem kostiumów i scenografii, aniżeli dobrami osobistymi ludzi i ich życiem, do którego się zwyczajnie włamał.

 

Jaka jest Wasza hierarchia wartości? Czym są te ideały, którymi się codziennie zasłaniacie? Czym są dla Was prawa człowieka, prawa jednostki? Postanowiliście zamienić moją historię w ordynarny produkt komercyjny, który można sprzedać na Netflix’ie gotowy do spożycia przez miliony ludzi na świecie. Dokładnie w czymś takim uczestniczycie. Kim naprawdę jesteście? Obrońcami Konstytucji RP? Czy te ideały są dla was tylko na pokaz dla ludzi, którym chcecie sprzedać swoją gazetę, informacje i inne produkty, na które akurat jest popyt?

 

Nie mieszkam w Polsce, jestem pochłonięty pracą i swoimi obowiązkami, ale znajdę czas na batalię prawną. Zanim to nastąpi niech film popłynie światłowodami do domów Polek i Polaków (tak na marginesie, to ludzie już raz zapłacili za ten film, a teraz Netflix każe im płacić ponownie), niech go obejrzą wbrew woli mojej i mojej rodziny. Śmiało, zlinczujcie naszego ojca. Niech się spełni życzenie pana Jakuba Piątka, które jasno wyraził w wywiadzie dla Polskiego Radia:

 

‘’Film jest z ćwiczeniem z empatii, którym możemy podejrzeć inne życia i czemu by nie spróbować wejść do głowy czy wejść w emocjonalność kogoś, kto doprowadzony do ściany bierze broń i wchodzi do studia telewizyjnego i bierze zakładników.”

 

Nie było moim życzeniem, żeby ktokolwiek robił sobie ‘ćwiczenie z empatii’ na mnie i mojej rodzinie, a w kwestii wchodzenia do mojej głowy, to posłużę się przykładem kogoś z branży pana Piątka, chociaż jak już wiemy, kiepsko wychodzi panu Piątkowi naśladowanie autorytetów po fachu.

 

Marty Feldman, wyśmienity brytyjski aktor, komik i scenarzysta w dokumencie wyprodukowanym przez BBC pt. ‘’Six Degrees of  Separation” stwierdza następująco: „wszystko co mam, jest w mojej głowie, to należy tylko do mnie i chodzi o to, żeby trzymać ludzi od tego z daleka, chyba że samemu się ich tam zaprosi”.

 

Formuła filmu fabularnego i wizja artystyczna (zmiana imienia, dodatkowe postacie, koloryzacja fabuły na potrzeby dramaturgii) nie zwalniają z odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych, nie zmieniają faktu, że film nawiązuje tylko do jednego zdarzenia i pomimo wszystkich zabiegów nadal ja i moja rodzina jesteśmy identyfikowani. Duet Piątek-Czapski wręcz puszcza oczko do publiczności, sugerując dokładnie, o które wydarzenie i którego sprawcę chodzi – to konkretne wydarzenie z moim udziałem. Mogę dokładnie wskazać palcem te sceny. I zrobię to na swoim blogu, zanim podejmę kroki prawne.

 

Nie mieliście mojej zgody na produkcję tego filmu od samego początku, nie macie też mojej zgody na jego dystrybucję.

 

Od 2003 roku przez całe 18 lat po tym incydencie nigdy nie miałem intencji zarobienia na tym choćby złotówki, nie chciałem żadnych filmów, wywiadów, ani reportaży. Nigdy nie chciałem zbijać kapitału na tym nieszczęściu. Intencje zysku, sensacji i rozgłosu są dziś po stronie Agory SA, TVN Film, Watchout Studio, pana Czapskiego, Razowskiego, reżysera Jakuba Piątka i ludzi, którzy z nim współpracowali. Taka jest między nami różnica.

 

Na koniec chciałbym jeszcze dodać od siebie następujące słowa:

 

Panie Tomaszu, najmocniej Pana przepraszam, byłem wtedy po prostu chory i to jest jedyne wytłumaczenie tamtego traumatycznego zdarzenia. Bardzo mi przykro, jest mi niezwykle wstyd za to, co Panu wtedy zrobiłem. Przepraszam jednocześnie wszystkich innych ludzi, których tamtego dnia tak bardzo wystraszyłem. Ubolewam nad tym i głęboko żałuję, że nie umiałem nad sobą wtedy zapanować.

 

Z poważaniem,

 

Adrian M.

 

***

 

I jeszcze stanowisko reżysera filmu „Prime Time”:

 

– Na przełomie XX i XXI w. doszło do wielu podobnych sytuacji na całym świecie. To było źródło naszej inspiracji – nie jest to jednak rekonstrukcja jednego zdarzenia, a fantazja na temat buntu i rebelii – podkreślał Jakub Piątek w rozmowie z Onetem już w 2020 r. – Od buntu w ogóle nasze poszukiwania się rozpoczęły. Dręczyło nas z Łukaszem poczucie, że przekroczyliśmy już 30-tkę i nie buntujemy się już tyle, co kiedyś ani nawet nie tyle, ile byśmy chcieli. I tak od słowa do słowa, od rozmowy do rozmowy trafiliśmy na historię z USA, gdzie dwóch chłopaków wdarło się do telewizji stanowej. Przejęli ją i zaczęli puszczać swoje ulubione teledyski. Pierwszą rzeczą, której zażądali od policyjnych negocjatorów była… pizza - wspominał.

 

– Potem znaleźliśmy tego typu wydarzenia w Brazylii, Holandii, Burkina Faso, a także w Polsce. W tym rodzimym przypadku zaintrygowało nas to, że do dziś nie do końca wiadomo, o co chodziło desperatowi. Uznaliśmy, że to świetny dramaturgiczny motyw, a także szansa na stworzenie nietuzinkowego bohatera, który do dopełnienia się będzie potrzebował widza. Marzymy o tym, żeby z "Prime Time" każdy wyszedł z nieco innym przesłaniem, przetrawionym przez własny bunt i wątpliwości – mówił Piątek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz