Strony

poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Zapomniana polska nominacja do Oscara

Kiedy dokładnie polska kinematografia zdobyła pierwszą nominację do Oscara? Czy pierwszą reżyserką, której film nominowano do Oscara była Polka? Dlaczego informacje te są praktycznie w naszym kraju nieznane, gdzie leży problem i czy można coś z tym zrobić? W artykule tym pochylam się nad pewną zapomnianą polską nominacją do Oscara i mam nadzieję, że z czasem uda się jej zyskać odpowiednie miejsce w historii.

W wydanym niedawno albumie „Polskie Oscary” autorstwa Andrzeja Krakowskiego, natrafiłem na krótką wzmiankę o pierwszej polskiej nominacji do Nagrody Akademii. Twórca tego opracowania to bardzo ceniony w wielu kręgach reżyser, scenarzysta, producent filmowy, pedagog, pisarz i rysownik; profesor City University of New York i doktor sztuk filmowych. Studiował na Wydziale Reżyserii PWSTiF w Łodzi. W 1968 pozbawiony polskiego obywatelstwa w czasie stypendium w Los Angeles, kontynuował naukę w American Film Institute. Zrealizował blisko 70 filmów i seriali telewizyjnych, jest autorem scenariuszy 18 filmów i książek, m.in. głośnej „Pollywood: jak stworzyliśmy Hollywood”, która zainspirowała w zeszłym roku Pawła Ferdka do nakręcenia filmu dokumentalnego o historii Polaków w Hollywood. Najnowsza publikacja Andrzeja Krakowskiego nosi tytuł „Polskie Oscary”, jest dwujęzyczna i pięknie wydana przez wydawnictwo Blue Bird (więcej o książce na stronie wydawnictwo-bluebird.pl).

Na marginesie tej bardzo udanej, ale niewielkiej publikacji, dodam tylko, że ciągle czekam na gigantyczne i monumentalne, pełne i nieoczywiste polskie wydawnictwo poświęcone Oscarom. Mimo kilku prób, książki takiej w Polsce nie ma, ciągle jest tak wiele tajemnic do odkrycia i ciekawostek do opowiedzenia. Dowodzą tego właśnie „Polskie Oscary”, gdzie Andrzej Krakowski przybliża wydarzenie z początków Oscarów, kiedy to Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej po raz pierwszy doceniła polski film.

Pierwsza polska nominacja do Oscara

Według dotychczasowej wiedzy pierwszą nominację do Oscara polska kinematografia zdobyła w 1943 roku kiedy to do Nagrody Akademii nominowano krótkometrażowy film dokumentalny zatytułowany „Biały orzeł” w reżyserii Eugeniusza Cękalskiego, zrealizowany na zlecenie rządu emigracyjnego w Londynie. Film ten zdobył nominację wraz z innymi 24 krótkimi dokumentami o tematyce wojennej i propagandowej, jednak przegrał wtedy ze słynną „Bitwą o Midway” Johna Forda.

Drobiazgowe badanie historii Oscarów przynosi jednak pewną niespodziankę, a może i kilka. W swojej książce o Oscarach Andrzej Krakowski przybliża historię powstania tej nagrody, co się za nią kryło, kto powołał ją do życia - standard. Dużo tu fajnych zdjęć archiwalnych i spory fotoreportaż z produkcji statuetki. W rozdziale „(K)rok po (k)roku” natykam się na wiele około polskich nominacji do Oscarów, na przykład dla urodzonego we Lwowie Paula Muniego czy dla Maksymiliana Faktorowicza ze Zduńskiej Woli (do historii przejdzie jako Max Factor). Wspomniana informacja o pierwszej polskiej nominacji do Oscara pojawia się na stronie 64. Andrzej Krakowski pisze: „W 1933 roku Akademia nominowała po raz pierwszy obraz wyreżyserowany przez kobietę. Była nią Wanda Jakubowska. Jej krótkometrażówka nosiła tytuł Morze. Współtwórcami filmu byli Stanisław Wohl oraz Jerzy Zarzycki. Dziwne, że fakt ten pozostaje w Polsce całkowicie nieznany. Pierwsza kobieta!”. I tyle, a może aż tyle…

W żadnym wcześniejszym polskim książkowym opracowaniu o Oscarach nie natknąłem się na taką informację, przejrzałem internet – śladów jest niewiele. Czy można zaufać Wikipedii i IMDB? Nie są to niestety najdoskonalsze źródła informacji. Mam więc pewien niedosyt dotyczący tej informacji i ruszam na poszukiwanie „Morza” i tej historycznej oscarowej nominacji.

Wanda Jakubowska i START

Wanda Jakubowska to jedna z najważniejszych polskich reżyserek w historii, zwana „matką polskiego kina”, o której niedawno wspominał między innymi genialny Mark Cousins w dokumentalnym serialu „Kobiety za kamerą”. Jak pisze o Jakubowskiej w swojej książce Monika Talarczyk-Gubała: „jest jednocześnie postacią niewygodną, wypartą i wciąż na nowo lustrowaną. Była jedną z pierwszych kobiet, które stanęły za kamerą […] Po wojnie Jakubowska odniosła spektakularny sukces filmem obozowym „Ostatni etap”, który zapewnił jej nieśmiertelność […] Kontrowersyjna postać historii polskiego filmu”.  Bardzo to cenna i wartościowa książka, ale nie natknąłem się w niej na informację o nominacji do Oscara dla Wandy Jakubowskiej, nie ma też śladu po nominacji dla jej filmu. Drążę dalej…

Dla historii tej ważne są też losy Stowarzyszenia Miłośników Filmu Artystycznego START, bo tam powstało „Morze”, a jedną z osób związanych z tą legendarną grupą była właśnie Jakubowska. W latach trzydziestych XX wieku jej członkowie uznawani byli za „młodych gniewnych polskiego kina”. Jak pisze Patryk Zakrzewski w artykule dla culture.pl, byli oni: Niezależnymi pasjonatami, którzy chcieli wyrwać sztukę filmową "z kleszczy businessu". Po wojnie (prawie) wszyscy z nich zostaną najbardziej wpływowymi postaciami nowej kinematografii powstającej na gruzach w już zupełnie innej Polsce. Paradoksalnie, nieistniejące filmy pomogą budować im swoją legendę i pozycję. We wrześniu 1939 roku niemal cały dorobek START-u przepada w zgliszczach wojennych. Wtedy to na zawsze przepadło też prawdopodobnie „Morze” które powstało w START-cie, a które zrealizowali wspólnie Wanda Jakubowska, Stanisław Wohl i Jerzy Zarzycki.

Przedwojenne polskie kino ucierpiało bardzo podczas II wojny światowej. Przepadło na zawsze wiele filmów niemych i dźwiękowych. Co wiadomo dziś o „Morzu”, krótkometrażowym filmie dokumentalnym nominowanym jakoby do Oscara?

Opracowań na temat „Morza” w internecie jest niewiele, film uznaje się za zaginiony. Wiadomo tylko, że był to film dokumentalny, zwany też impresją filmową, a przez Akademię kwalifikowany jako film edukacyjny i że powstał w 1933 roku. Patryk Zakrzewski pisze w swoim artykule o Stowarzyszeniu START: Chcą kręcić własne kroniki, które ich zdaniem będą bliżej codziennego życia. Według Jakubowskiej: "Usiłowaliśmy pokazać na ekranie obrazy, które by odtwarzały życie, sceny i typy chwytane na gorąco". Eksperymentują, z różnym skutkiem. Stanisław Wohl opowiadał o krótkometrażówce "Morze", którą nakręcił wraz z Wandą Jakubowską i Jerzym Zarzyckim: "Główną ideą tego filmu miała być paralela między falą morską gwałtownie uderzającą o brzeg a dzikimi zwierzętami, przede wszystkim tygrysem rzucającym się na swoją ofiarę. Niestety nic z tego nie wyszło. Tygrys był w klatce i żadnego podobieństwa między nim a falami nie udało nam się uzyskać". Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dalej Wohl: "Długo z tego filmu żyłem, sprzedając po dwadzieścia złotych metr negatywu wschodu i zachodu słońca do różnych filmów". I to będzie mój oscarowy trop, o którym za chwilę.

„Morze” przybliża też Monika Talarczyk-Gubała w swojej książce: Impresja filmowa, inspirowana prawdopodobnie „Romansem sentymentalnym” Grigorija Aleksandrowa, zrealizowana wspólnie z kolegami ze START-u nad Bałtykiem, przez lata przypisywana Eugeniuszowi Cękalskiemu. Wykorzystywana do wstawek montażowych wschodów i zachodów słońca nad morzem w pełnometrażowych filmach fabularnych lat 30. Z filmu zachował się jeden fotos wzburzonych fal.

Nominacja do Oscara

Nie wiadomo, jak to się stało, że „Morze” trafiło za ocean. Dróg filmu do Hollywood mogło być sporo, a najważniejszą z nich przybliża Stanisław Wohl, który wspominał o „sprzedawaniu negatywu”. Wygląda na to, że wschody i zachody słońca nad polskim Bałtykiem bardzo się spodobały w Hollywood, skoro trafiły do tamtejszych kin, a może też do amerykańskich filmów.

Nic praktycznie nie wiadomo o amerykańskich losach filmu, ale z historii wiemy, że niektóre polskie produkcje za oceanem były zmieniane, a miejsce ich pochodzenia, obco brzmiące nazwiska i napisy usuwano (tak było na przykład z filmem „Bestia” z Polą Negri). Wiadomo na pewno, że „Morze” było uzupełnione o angielskojęzycznego narratora, którym został Gayne Whitman, dziś zapomniany amerykański aktor, odnoszący największe sukcesy w okresie kina niemego, ale z głosem zapewne ciekawym, bowiem był także twórcą programów radiowych. Baza IMDB podaje, że rozpowszechnianiem „Morza” w USA zajmowało się 20th Century Fox, co znacząco podnosi rangę filmu i pozwoliło mu zapewne dotrzeć do szerszej widowni. Na tym etapie film mógł już stracić wszelkie swoje polskie ślady. Baza IMDB przypisuje filmowi nominację do Oscara z 1934 roku, ale tak naprawdę chodziło o edycję 1932/33. W angielskojęzycznej Wikipedii można znaleźć wzmiankę o oscarowej nominacji dla „Morza”, a dodatkowo że film trwał 9 minut i jego producentem był Edmund Byczyński.

Baczyński to jeden z wielu biznesmenów pracujący w przedwojennej produkcji filmowej. Wykorzystując sprzyjające podatkowe uwarunkowania inwestował w realizację filmów krótkometrażowych i tak połączył siły z twórcami „Morza”. Przypuszczam, że producent ten zabezpieczył swoje prawa do sprzedaży filmu na rynki zagraniczne, że jeden z przedstawicieli amerykańskich studiów w Polsce zakupił „Morze” i wysłał je do USA celem pokazywania interesującego krótkiego filmu przed głównym seansem w amerykańskich kinach. Tak bowiem przed nastaniem telewizji łączone były w kinach krótkie serialowe produkcje i długie filmy. Obrazy wzburzonego Bałtyku robiły podobno spore wrażenie.

A co mówi oficjalna baza danych Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej? Wiadomości na stronie są szczątkowe. Film „The Sea” otrzymał nominację do Oscara w edycji 1932/33 (rozdanie nagród miało miejsce 16 marca 1934 rok), w kategorii Short Subject (Novelty). W tej rywalizacji zajął drugie miejsce w głosowaniu wspólnie z filmem „Menu” (produkcja Pete Smith), a Oscara w tej kategorii zdobył film „Krakatoa” wyprodukowany przez Joe Rocka. Niestety „Morze” w bazie Akademii nosi tylko tytuł angielski, czyli „The Sea”, nie ma przypisanych twórców i trudno w tym miejscu powiązać film z polską kinematografią. Na podstronie Akademii na temat „The Sea” znaleźć można jeszcze informację o tym, że „The Sea” było częścią serii „Battle for Life” i że to film edukacyjny.

Może właśnie dlaczego „Morze” nie funkcjonuje w historii polskich oscarowych sukcesów? Niestety Akademia nie wiąże w internecie tego filmu z polskimi twórcami i polską produkcją. Nie wiąże filmu też z twórcami amerykańskimi, niejako otwierając drogę do dalszych badań nad tą historią. Przejrzałem katalog tytułów z 1933 roku i w amerykańskiej produkcji filmowej nie znalazłem żadnej innej krótkometrażówki o tytule „The Sea”. Podobnie uczynił Andrzej Krakowski w swoich badaniach i nie trafił na inny film o tym tytule, za to dotarł on do archiwów Akademii, gdzie znajduje się „fiszka” zgłoszonego filmu. To jest „nasze” Morze  - pisze w liście do mnie autor „Polskich Oscarów”.

Przywrócić pamięć

Baza danych Amerykańskiej Akademii (awardsdatabase.oscars.org) pod informacją o „The Sea” pisze: „Nazwiska i tytuły filmów w Bazie Danych Oscarów pochodzą z informacji o filmach i innej dokumentacji przesłanej do Akademii w momencie nominacji lub przyznania nagrody. Zmiany w formularzach imiennych lub innych informacjach zawartych w Bazie Danych mogą być rozważane na żądanie, w odniesieniu do zachowania historycznego zapisu i osoby nominowanej / laureata nagrody”. Tak więc gra jest warta podjęcia, ale „piłka” jest po stronie polskich instytucji filmowych, które oficjalnie mogłyby zwrócić się do Akademii o przywrócenie pamięci o polskim „Morzu”.

Gdyby udało się dodać do informacji o nominacji dla „The Sea” polski tytuł filmu oraz nazwiska jego twórców, wtedy zyskalibyśmy kolejną oscarową polską nominację. Jakże istotną dla naszej kinematografii, bo przecież pierwszą związaną z tą prestiżową nagrodą.

Rodzi się jednak pytanie, czy nominację za „Morze” powinien otrzymać zespół reżyserski, czy producent? Wyróżnienia na liście Akademii przyznawane były w tamtych latach zazwyczaj producentowi krótkiego filmu i to dlatego Walt Disney ma tyle Oscarów i nominacji, choć krótkie jego filmy realizowali inni twórcy (a Disney w edycji 32/33 zdobył i Oscara i jeszcze drugą nominację). Wiele też zależało od treści samego zgłoszenia, czy i kto funkcjonuje na wspomnianej „fiszce”? Czy amerykański dystrybutor w ogóle zadbał o podanie nazwisk twórców? Moim zdaniem wolał pominąć miejsce pochodzenia filmu i dlatego w bazie nie ma polskich nazwisk przy „The Sea”.

Jeśli Akademia powiąże „The Sea” z „Morzem” i zachowując standardy z lat trzydziestych XX wieku, to właśnie nazwisko Edmunda Byczyńskiego trafi na listę nominowanych i tym samym producent ten zapisze się w historii, jako pierwszy Polak nominowany do Oscara za polską produkcję. Jednocześnie Wanda Jakubowska będzie pierwszą w historii reżyserką, której film zdobył nominację do Oscara i będzie to jedno z najbardziej doniosłych wydarzeń w historii kina – nie tylko polskiego. 

Czy „Morze” przepadło bezpowrotnie?

Rodzi się jeszcze jedno pytanie. Czy Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej przechowuje wszystkie taśmy/płyty/kasety z filmami, które zdobyły nominacje do ich Oscarów? Czy utracone w czasie II wojny światowej „Morze” ma szansę na odnalezienie w archiwach tej szacownej instytucji? A co jeśli „The Sea” zalega gdzieś na dnie sterty taśm i czeka na odkrycie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz