Strony

wtorek, 13 grudnia 2022

„Moonage Daydream”, czyli odleciałem

Brett Morgen realizując „Moonage Daydream” opowiedział o Davidzie Bowie w sposób niezwykły, oryginalny i przede wszystkim daleki od oczekiwań. Film o nim jest nieoczywistą próbą przybliżenia artystycznej kariery Bowiego. I jest to doświadczenie bardzo kinowe, które potrzebuje dużego ekranu, ciemnej sali i dobrego nagłośnienia. To trzeba poczuć!

Jak dobrze, że nie ma w tym filmie klasycznego podejścia do filmowej dokumentalnej biografii, że oglądamy przede wszystkim obraz artysty, który na przestrzeni wielu dekad, przeszedł niezwykłą drogę twórczą i artystyczną, artysty całe życie poszukującego. I taki jest też film o nim. W „Moonage Daydream” nie ma gadających głów, są ścinki z konferencji i wywiadów, większe fragmenty koncertów, a przede wszystkim głos samego Bowiego, który opowiada o sobie i swojej sztuce – nie tylko tej związanej z muzyką. Bo jeśli coś ucieszyło mnie tutaj szczególnie, to bardzo umiejętne wplatanie w narrację klasycznych filmów, które zapewne inspirowały Davida Bowiego oraz ujęć ze słynnych filmów z jego udziałem lub jego własnych instalacji wideo i filmów niezależnych.

Reżyser Brett Morgen w „Moonage Daydream” odważnie zmierzył się z tematem, opowiadając o artyście idącym własną drogą i zdecydowanie wymykającym się prostym ocenom. I taki też jest ten film, niełatwy w odbiorze, dynamicznie zmontowany i BARDZO KINOWY! Przede wszystkim jednak, pełny muzyki Davida Bowiego, której pozwolono na ekranie wybrzmieć.

Nie jestem przesadnie zaznajomiony z dokonaniami Davida Bowiego, choć jego muzyka i aktorskie osiągniecia towarzyszą mi od lat. Poznałem jego muzykę wraz z wejściem artysty do przestrzeni popularnej w latach osiemdziesiątych („Let’s Dance”), ale po latach trafiłem na jego wcześniejsze wydawnictwo zatytułowane „Low”, bo zaintrygował mnie umieszczony tam utwór „Warszawa”. Ta i inne kompozycje z „Low” pojawiają się w „Moonage Daydream” i brzmią na dużym ekranie wybitnie. Warto więc historię „Warszawy” poznać bliżej.

Utwór ten napisali wspólnie David Bowie i Brian Eno, a w filmie „Moonage Daydream” ich artystycznemu spotkaniu poświęcono sporo miejsca, bo Eno odegrał w karierze Bowiego znaczącą rolę (a jak wiadomo, Eno odegrał też ważne role w karierach wielu innych artystów). Płyta „Low” wydana została w 1977 roku i była przełomem w karierze Bowiego. Skąd tam „Warszawa”?

Kilka lat wcześniej Bowie powracając z Japonii, przez Moskwę do Berlina Zachodniego wysiadł na stacji Warszawa Gdańska i udał się na krótki spacer po naszej stolicy. Dalekobieżny pociąg miał w Warszawie nieco dłuższy, tak zwany techniczny postój i nie jest do końca jasne, czym i jak muzyk poruszał się po Warszawie. Jak przeczytać można w źródłach, Bowie odwiedził Plac Komuny Paryskiej (dziś Wilsona) i w jednej z księgarń kupił kilka płyt, między innymi z utworami ludowymi nagranymi przez Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”. Te inspiracje pojawiły się w utworze „Warszawa” i w filmie Morgena można usłyszeć fragmenty tej kompozycji, z koncertu bodajże z 1978 roku.

„Warszawa” i całe „Low” robią ogromne wrażenie nawet dziś, te dźwięki wręcz hipnotyzują. Nie ma wątpliwości, że Bowie i Eno stworzyli utwór wybitny, w którym usłyszeć można między innymi, wymyślony przez Bowiego język. O spacerze Bowiego po Warszawie i historii powstania „Warszawy” napisał przed ponad 10 laty Bartek Chaciński (tekst w całości dostępny jest za darmo tutaj). Spaceru po Warszawie nie zobaczymy w filmie Bretta Morgena, ale zdjęcia Bowiego z Moskwy już możemy. Jakże pobudzają one wyobraźnię. Zresztą podróżom artysty po świecie poświęcono w dokumencie sporo miejsca, bo też były one dla niego bardzo ważne i bardzo inspirujące.

„Moonage Daydream” to film o artyście, który całe życie poszukiwał, nie zatrzymywał się, którego do przodu pchała chęć tworzenia, który nie bał się eksperymentów, nie bał się pójść w muzykę popularną i który po gigantycznym sukcesie, dalej poszukiwał, tworzył, inspirował. Taki był właśnie David Bowie i takiego widzę go w „Moonage Daydream”, filmie który nie próbuje ogarnąć całego geniuszu i losów tego słynnego artysty, ale otwiera przed nami drogę do własnych poszukiwań Davida Bowiego, bo przecież jego muzyka i sztuka z nami pozostały. Niech rozpocznie się wyprawa. Dzięki filmowi „Moonage Daydream” wiem, że będzie to wyzwanie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz