Strony

czwartek, 25 stycznia 2024

Justine Triet wśród 8 kobiet zmieniających Oscary

Jane Fonda z Justine Triet w Cannes

Francuska reżyserka Justine Triet jest dopiero ósmą kobietą w historii, która zdobyła nominację do Oscara za najlepszą reżyserię. Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej doceniła ją za „Anatomię upadku”, film który wcześniej przyniósł jej Złotą Palmę, Europejskie Nagrody Filmowe i Złote Globy. Osiem kobiet na 96. edycji Oscarów!

To jedno z najważniejszych nazwisk w światowej branży filmowej 2023 roku. Od zdobycia Złotej Palmy w Cannes nazwisko Justine Triet odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Zwieńczeniem tego prawie rocznego triumfu może stać się dla niej rozdanie Oscarów 2024, gdzie jej film walczy o tytuł najlepszej produkcji roku, a ona sama o nagrody za reżyserię i scenariusz oryginalny. Ten pierwszy Oscar wydaje się być poza jej zasięgiem, ale Oscar za scenariusz  to sprawa bardzo otwarta.

Szczególną uwagę zwraca nominacja do Oscara dla Justine Triet za reżyserię, bo jest ona dopiero ósmą kobietą w 96. letniej historii tych nagród, docenioną nominacją w tej kategorii. Jeszcze więcej emocji budzi to, że to francuska reżyserka, a nie faworyzowana wcześniej Greta Garwig za „Barbie”, zdobyła tę bardzo cenną nominację. Nominacja dla Trier jest bardzo zasłużona, a jeśli ktoś mógłby ustąpić miejsca Gerwig to moim zdaniem mógłby to być tylko Martin Scorsese za przydługi „Czas krwawego księżyca”, podobnie jak „Barbie”, mierzący się z amerykańskim mitem. Nominacje dla Christophera Nolana za „Oppenheimera”, Jonathana Glazera za „Strefę interesów” i Yorgosa Lanthimosa za „Biedne istoty” są poza wszelką dyskusją, a to pokazuje, jak mocna to jest w tym roku kategoria.

Miejsce w tym gronie dla Justine Triet to bardzo znaczące wyróżnienie. Dostrzeżono bowiem reżyserkę kina autorskiego, która z wielkim wyczuciem, napięciem i klasą przeprowadziła filmową operację zatytułowaną „Anatomia upadku”. To jest po prostu znakomity film, a jej Oscarowy wyczyn wchodzi właśnie do historii tych nagród.

Justine Triet jest dopiero ósmą kobietą, która otrzymała nominację do Oscara za reżyserię. Ósmą na 96. edycji tych cenionych nagród. Wiele to nam mówi o tym, jak wyglądała wcześniej ta branża filmowa i jak wiele się w niej zmieniło (choć powinno się zmienić jeszcze więcej). Niezwykłe jest to, że pierwszą kobietą nominowaną do Oscara za reżyserię była Włoszka Lina Wertmüller, która zdobyła nominację w 1977 roku za film „Siedem piękności Pasqualino” (dodatkowo była nominowana jeszcze za scenariusz do tego filmu). Lina Wertmüller zmarła w grudniu 2021 roku. Wszystkie pozostałe reżyserki nominowane do Oscara w kategorii żyją! I to też pokazuje, jak Oscary traktowały kobiety w tej kategorii.

A przecież mogło być lepiej, bo kilka amerykańskich reżyserek świetnie sobie radziło w kinie w tamtych trudnych latach, czego dowodem sukcesy Barbry Streisand, Penny Marshall, Susan Seidelman, Elaine May czy Nory Ephorn. Na arenie międzynarodowej działały m.in. Chantal Ackerman, Agnes Varda, nasza Agnieszka Holland i całe grono autorek kina niezależnego.

Ich prace choć dostrzegane, nie były nominowane za reżyserię, a na kolejną nominację do Oscara dla kobiety za reżyserię świat czekał prawie 20 lat, do 1994 roku i wtedy ponownie doceniona została autorka filmowa spoza USA, reprezentująca Nową Zelandię Jane Campion, która zachwyciła świat swoim „Fortepianem”. To był rok „Listy Schindlera” i Stevena Spielberga, ale Campion otrzymała Oscara za scenariusz swojego filmu.

Dokładnie 10 lat później, w 2004 roku, nominację do Oscara za reżyserię zdobyła pierwsza Amerykanka. Doceniono wtedy Sofię Coppolę za „Między słowami” i nie miało w ogóle znaczenia, że to córka Francisa Forda Coppoli. Jej film jest po prostu piękny, a Sofia Coppola obroniła Oscara za… scenariusz, jak Campion.

Przełomem był rok 2010, kiedy to Kathryn Bigelow za „The Hurt Locker. W pułapce wojny” otrzymała nie tylko nominację, ale zdobyła przede wszystkim Oscara za reżyserię i była to pierwsza w historii nagroda dla kobiety w tej kategorii. Bigelow pokonała wtedy w tej kategorii swojego byłego męża Jamesa Camerona, nominowanego za „Avatara”, a dodatkowo drugiego Oscara otrzymała też za produkcję „The Hurt Locker”.

Wydawało się, że drzwi do Oscarów dla kobiet właśnie zostały otwarte, ale nic z tego. Kolejna nominacja za reżyserię dla kobiety miała miejsce dopiero w 2018 roku, a otrzymała ją Greta Gerwig za „Lady Bird”. Niedługo potem świat przyspieszył, zmieniła się Akademia, która zaczęła przyjmować więcej kobiet, twórców zagranicznych i osób z mniejszości etnicznych. Skutkowało to wydarzeniami z Oscarów 2021, kiedy to nie jedna, ale po raz pierwszy w historii, dwie kobiety otrzymały nominacje za reżyserie. W pojedynku  Chloé Zhao za „Nomadland” i Emerald Fennell za „Obiecującą młodą kobietę”, górą była ta pierwsza. Chińskiego pochodzenia Zhao dokonała rzeczy niezwykłej, jako druga kobieta w historii zdobywając Oscara za reżyserię (a drugiego dodatkowo za produkcję „Nomadland”, który uznano za najlepszy film roku). Na pocieszenie Emerald Fennell zdobyła Oscara za oryginalny scenariusz do swojego filmu.

Rok później, podczas edycji 2022, trzeciego Oscara za reżyserię dla kobiety otrzymała zasłużenie Jane Campion, za film „Psie pazury”. To była dobra passa, ale podczas Oscarów 2023 kobieta nie zdobyła nominacji za reżyserię i wielu specjalistów wypowiadało się krytycznie. Może jednak faktycznie, nie było tam wyróżniającej się produkcji podpisanej przez kobietę?

Przed tegorocznymi nominacjami było sporo obaw, spodziewano się nie jednej nominacji za reżyserię dla kobiety, ale dwóch. Skończyło się na zasłużonym docenieniu Justine Triet za „Anatomię upadku”, a Greta Gerwig walcz o Oscara za scenariusz adaptowany filmu „Barbie”. Trzecią kandydatką do nominacji za reżyserię była błyskotliwa w swojej filmowej wypowiedzi Celine Song za „Poprzednie życie”. I ona nie zdobyła nominacji za reżyserię, ale jest wśród nominowanych za scenariusz.

Justine Triet jest pierwszą reżyserką z Francji nominowaną do Oscara za reżyserię, a przecież w historii i dzisiaj autorki kina z tego kraju poczynają sobie znakomicie. Nie jest za to pierwszą osobą z Francji, nominowaną za reżyserię. Tutaj większym osiągnięciem może się pochwalić Michel Hazanavicius, który zdobył Oscara za reżyserię "Artysty". Różnie też w zagranicznych mediach postrzegane jest narodowe powiązanie Romana Polańskiego, którego doceniono Oscarem za reżyserię "Pianisty", a którego media w USA postrzegają, jako twórcę reprezentującego kinematografię Francji.

Mogło być jeszcze lepiej. W innej rzeczywistości polską kinematografię do Oscara reprezentowałby film Agnieszki Holland „Zielona granicy”, reżyserki dobrze rozpoznawanej przez Amerykańską Akademię Filmową, autorki nominowanej do Oscara kilka razy – osobiście lub z filmami w kategorii doceniającej produkcje nieanglojęzyczne. Przy dobrze prowadzonej kampanii do Oscara, której początkiem była nagroda na festiwalu w Wenecji, a potem wyróżnienie krytyków filmowych z Los Angeles, mogła Agnieszka Holland włączyć się do rywalizacji także o Oscara za reżyserię. „Zielona granica”, to właśnie taka mocna filmowa wypowiedz. Zadecydowano inaczej, do Oscara posłano „Chłopów” współreżyserowanych przez DK Welchman (kiedyś Dorota Kobiela), ale ta animowana produkcja do nominacji się nie przebiła.

Jednak historia się wydarzyła. Po raz pierwszy w 96. letniej edycji Oscarów, trzy filmy wyreżyserowane przez kobiety znalazły się na liście nominowanych w kategorii Najlepszy Film – „Anatomia upadku” Justine Triet, „Barbie” Grety Gerwig i „Poprzednie życie” Celine Song.

Rozstrzygnięcie Oscarów będzie miało miejsce 10 marca 2024 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz