W wieku 92 lat zmarł amerykański
reżyser i scenarzysta Robert Benton. Jego najsłynniejszy reżyserski film to „Sprawa
Kramerów”, ale był też scenarzystą „Bonnie i Clyde”. Benton zdobył trzy Oscary.
Przyszedł na świat 29 września 1932 roku w Waxahachie w stanie Teksas. Początkowo pracował w prestiżowym magazynie "Esquire". W drugiej połowie lat 60. XX wieku pisał sztuki teatralne. W 1967 roku debiutował w przemyśle filmowym scenariuszem do "Bonnie i Clyde" Artura Penna, który napisał razem z Davidem Newmanem. Otrzymał za niego swoją pierwszą nominację do Oscara. Jego pierwszym projektem reżyserskim była "Banda" z 1972 roku. Dalej współpracował z Newmanem, z którym napisał między innymi scenariusz do wysokobudżetowej adaptacji komiksów o Supermanie z 1978 roku.
Największe uznanie przyniosła mu "Sprawa Kramerów" z 1979 roku. Historia byłych małżonków, którzy walczą o prawo do opieki nad synem, zdobyła pięć Oscarów — za film, pierwszoplanową rolę męską (Dustin Hoffman) i drugoplanową kobiecą (Meryl Streep) oraz reżyserię i scenariusz oryginalny (oba dla Bentona). Kosztująca osiem milionów dolarów produkcja pokonała w rywalizacji po najważniejsze statuetki "Czas Apokalipsy" Francisa Forda Coppoli.
W 1984 roku w kinach ukazały się jego "Miejsca w sercu". Sally Field zagrała w nich młodą wdowę, która w czasie Wielkiego Kryzysu musi zarządzać swoją farmą. Film otrzymał siedem nominacji do Oscara. Nagrodzono scenariusz oryginalny Bentona i pierwszoplanową rolę Field.
Z jego późniejszych produkcji najgłośniejszą był "Naiwniak" z 1994 roku z nagrodzoną Srebrnym Niedźwiedziem w Berlinie i nominowaną do Oscara rolą Paula Newmana. Ostatnim filmem w karierze Bentona były "Smaki miłości" z 2007 roku z Morganem Freemanem i Selmą Blair.
Ładnie piszą o Bentonie amerykańskie media: W epoce głośnych twórców i spektakularnych widowisk Benton zyskał sławę dzięki opowieściom opartym na postaciach, które trwały nie dlatego, że krzyczały, ale dlatego, że szeptały prawdę. Benton [w „Sprawie Kramerów”] miał na tyle zdrowego rozsądku, by zaufać swoim aktorom, scenariuszowi i publiczności. Nakręcił film o bolesnym temacie i oparł się pokusie moralizatorstwa, pozwalając zamiast tego historii oddychać — i robiąc to, uchwycił emocjonalny koszt rozwodu w sposób, w jaki niewiele filmów kiedykolwiek to zrobiło. [źródło interia.pl]
Był jednym z najważniejszych twórców Nowej Fali w Hollywood, pisząc pełen przemocy scenariusz „Bonnie i Clyde”. „Ten scenariusz był radykalny nie tylko ze względu na przemoc i ton, ale także ze względu na empatię — widział przestępców przede wszystkim jako ludzi, zdesperowanych i skazanych na zagładę, i zapoczątkował erę, w której przestępcy mogli być tragicznymi bohaterami” – przeczytać można w internecie.
W „The Late Show” z 1977 r. Benton wyreżyserował film w subtelnym, skoncentrowanym na postaciach stylu, który łączył klasyczny noir z realizmem lat 70. i niekonwencjonalnym humorem. Rezultatem była cicha, wzruszająca, łamiąca gatunki i niedoceniana historia detektywistyczna. „To, co uczyniło Bentona dobrym filmowcem, to nie charakterystyczne ujęcie ani obsesja tematyczna — to była jego powściągliwość. Nie musiał wymyślać kina na nowo w każdym filmie; po prostu chciał opowiadać historie, które były dla niego ważne, szczerze i z wdziękiem” – dodają amerykańskie media.
Od siebie dodam, że to wielka sztuka rozumieć widza, dla widza zrealizować film, posiadać tę rzadką cechę powściągliwej szczerości. Wielu twórców mogłoby się uczyć takiego podejścia do filmowej wypowiedzi od Roberta Bentona. I dlatego żal mi jego odejścia.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz