Dobiega końca 50. Festiwal
Polskich Filmów Fabularnych, najważniejsze wydarzenie poświęcone polskiej
kinematografii. Kilkadziesiąt filmów, dziesiątki spotkań, setki (tysiące?)
gości. Co zostanie po tym wydarzeniu?
Po festiwalu w Gdyni corocznie zadaję sobie pytanie, w jakim miejscu jest polskie kino, czy pojawiły się filmowe wydarzenia, które chwalebnie budują siłę naszego kina? W moim odczuciu, w tym roku obraz jest bardzo nieczytelny, za mgłą lub filmową nieostrością. Zobaczyłem sporo dobrych filmów, ale tylko dobrych. Czy to moje zmęczenie polskim kinem, czy też polskie kino po prostu się nie wybija? Trudno mi znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Na festiwalu przysłuchuje się rozmowom uważnie, biorę w nich udział, czasami walczę, czasami tylko przyjmuję do wiadomości. Rozmawiamy o filmach z tegorocznego festiwalu i jak co roku, opinia publiczna jest bardzo podzielona, bo to co podoba się jednym, niekoniecznie budzi takie samo uznanie u innych, wiele przecież zależy do wrażliwości, doświadczeń, spojrzenia na świat. Mam tak na pewno z filmem „Las”.
Tegoroczna edycja festiwalu to zapowiedzi wielu bardzo oczekiwanych filmów, a na otwarcie wybrano „Chopin, Chopin!”. Uważam film, za doświadczenie wartościowe i dostrzegam w nim wiele elementów, które zasługują na uznanie, to jednak całość zwyczajnie mnie nie porwała, emocjonalnie nie rzuciła na kolana. Sprawna opowieść, to dla mnie za mało, bo oczekiwania były tutaj gigantyczne, ale zabrakło emocji. Podobnie mam z „Zamachem na papieża” – sprawnym kinem w starym stylu, które choć świetnie zrobione i dobrze oprawione, nie jest już tak pasjonującym doświadczeniem, jak te legendarne wcześniejsze i klasyczne filmy duetu Pasikowski-Linda. Po obu filmach pozostał niedosyt, choć na pewno były to filmy zrobione sprawną reżyserską ręką, czuć tutaj zaangażowanie ludzi i środków.
Z połączonych w moim rankingu dwóch konkursów pełnometrażowych filmów fabularnych, niespodzianką i kinem bardzo odświeżającym było spotkanie z hybrydą filmu-teledysku-dokumentu-musicalu-autobiografii, zatytułowaną „Północ, Południe”. Powstał film złożony z minifilmików, które przybliżają świat artysty popularnego, ale zmęczonego i są ilustrowane jego piosenkami. Kuba Grabowski, znany jako Quebo, spisał się znakomicie, świetnie wykreowano tak wiele światów, bardzo mądrze to wszystko połączono, tworząc mozaikę, która nie jest klasycznym fabularnym doświadczeniem, choć i te można tutaj znaleźć. Dobre tempo, wiele niespodzianek, formalna perełka, której nie powstydziłby się największe gwiazdy showbiznesu, gdyby taki film zrealizowały. Niedawno powstał dokument o Bono, który zamknięty został w jednej ciekawej czarno-białej przestrzeni i też wygrał. Quebo na ekranie tworzy wieloświaty, to jest imponujący rozmach i świetny styl. Obie muzyczno-dokumentalne propozycje są zachwycające i dowodzą, że różnymi drogami i środkami, dojść można do ciekawego celu. Mnie „Północ, Południe” przekonało bardzo. Duża w tym zasługa autora zdjęć Tomasza Naumiuka, który zilustrował też drugi na mojej liście film - „Franza Kafkę”.
Polski kandydat do Oscara został skonfrontowany z publicznością i dziś już (prawie) każdy może wypowiedzieć się na temat wyboru Komisji Oscarowej, w której miałem okazję w tym roku pracować. Oceny filmu są różne, ale przeważa jednak uznanie dla propozycji Agnieszki Holland. Dodam tylko, że doceniam tę niezwykłą odwagę, aby nie iść taką prostą drogą, szukać sposobu na oryginalne mierzenie się z opowieścią biograficzną czy w ogóle filmową historią. „Franz Kafka” trafi przede wszystkim do osób, które w kinie poszukują charakteru, osobowości autorskiej, odwagi. Mnie ta filmowa propozycja przekonuje.
W czołówce filmów z tegorocznego festiwalu, jest dla mnie też „Wielka Warszawska”, bo jak rzadko który film w tym roku, to doświadczenie dostarczyło mi sporej kinofilskiej frajdy. Sprawny, dobrze opowiedziany, z kapitalnym aktorskim drugim planem, film o wyścigach konnych z lat tuż po ustrojowej transformacji lat dziewięćdziesiątych XX wieku. W oddali czuwał nad tym scenariuszem Jan Purzycki i czuć tu autorskie powiązanie z „Wielkim Szu” czy „Piłkarskim pokerem”. W rękach nowej i młodej ekipy powstało dynamiczne kino, które świetnie nawiązuje do klasyki gatunku o gangsterach, przekrętach, wielkiej kasie i pięknych kobietach. Najfajniej spędzone 2 godziny w kinie, podczas tegorocznego festiwalu.
W poszukiwaniu niespodzianek wskazuję ponownie na „Glorious Summer”, który zobaczyłem już na Nowych Horyzontach. Choć początkowo opowieść ta stawiała mi duży opór, z każdą kolejną chwilą i wejściem w ten świat, objawiała się ta historia, jako opowieść oryginalnie przyglądająca się pewnej, fantastycznej w duchu, rzeczywistości. Lubię tajemnicę w kinie, taką niejednoznaczność, intrygująco budowany świat. Bardzo to przekonująca, choć niepokojąca wizja. Przede wszystkim jednak, odważne i świadome kino, które chce mieć własny i oryginalny charakter filmowego pisma.
Na mojej liście są też dwa filmy, które wywołały szczególne zainteresowanie na festiwalu i mają spore szanse na nagrody. Oba szanuje, są udanymi polskimi propozycjami, choć dzieli je sporo, to mają też kilka cech wspólnych.
„Dom dobry” Wojtka Smarzowskiego bardzo boli, bo rodzinna przemoc, to po prostu wielki bolesny temat. Reżyser nie ma dla nas litości, wstrząsa i porusza. Dla wielu osób, to wielkie kino. Dla mnie... bardzo wartościowe, z ciekawą koncepcją fabularną, ale nie tak oryginalne, odważne i przejmujące, jak „Dom zły” czy „Róża”.
„Ministranci” Piotra Domalewskiego podkreślają, jak świetnie ten reżyser porusza się w polskim kinie. Ponownie zaproponował film wyróżniający się wśród naszych propozycji, poświęcając czas tytułowym bohaterom i ich rodzinom, niosącym nieco otuchy osobom, które bardzo takiego ciepła potrzebują. Film dobrze wchodzi, ale gdzieś w połowie traci nieco siłę i tempo, jakby twórcy zabrakło pary. Nie zmienia to jednak faktu, że to po prostu świetny kawałek polskiego kina, które mam nadzieję spodoba się szerokiej widowni. Grający w filmie młodzi aktorzy są z n a k o m i c i.
Lubię „Terytorium” Barta Paducha, który bardzo sprawnie bawi się koncepcją amerykańskiego thrillera policyjnego o korupcji i walce ostatniego sprawiedliwego. Świetny jest Józef Pawłowski w roli policjanta z zasadami. Sprawne, dobre kino, które ma pewne niedostatki, ale które trzyma na krawędzi fotela kinowego przez dobre półtorej godziny. Dobrze flirtują z popkulturą także wampiryczne „Życie dla początkujących” i osadzony w świecie gier „Larp. Miłość, trolle i inne questy”.
Na wyróżnienie zasługuje też debiut Emi Buchwald „Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej”, bardzo świadoma i artystyczna wypowiedź, która skupia się na relacji bratersko-siostrzanej. Zbudowanie historii na czwórce postaci to duże wyzwanie, a u Buchwald, każdej z nich poświęcono odpowiednią ilość czasu, każda jest ciekawie psychologicznie zarysowana, nawet jeśli czasami drażni swoim zachowaniem i podejmowanymi decyzjami. Mimo wszystko szkoda, że nie jest to wybitny film, wbijający w fotel, bo mnie ta opowieść nie „utuliła”, emocjonalnie nie porwała, choć na pewno zaintrygowała.
Lista 10 najlepszych fabularnych filmów z tegorocznego festiwalu, znajduje się poniżej. Bardzo starałem się znaleźć w tych kinowych doświadczeniach więcej pozytywów niż negatywów, poza kilkoma bardzo nietrafionymi propozycjami, spędziłem w kinie dobry czas. Tylko... czy po tych kilku dniach zostanie ze mną wiele filmowych doświadczeń, z czym wrócę i czym będę się dzielił z widzami w kinach i na festiwalach?
Cały czas próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie, dokąd zmierza polskie kino, jak z nim jest, czy przyjdą widzowie na polskie filmy? Czy w ogóle polski twórca, ma coś ciekawego i oryginalnego do powiedzenia? Poza kilkoma przykładami tutaj opisanymi, obraz ten nie jest przesadnie optymistyczny. Powstaje dużo filmów, niektóre zachwycają, inne dzielą widzów, inne pozostawiają obojętnymi, zapominamy o nich chwilę po seansie. Z kilkudziesięciu tegorocznych propozycji, w historii zapisze się niewiele, mało która z nich podbije świat, w ogóle do tego świata wyjdzie i będzie ważnym głosem.
Szukam powodów takiego stanu rzeczy i wychodzi na to, że u podstaw problemu leży pierwsza myśl o planowanym dziele, a potem niedostateczne przepracowanie scenariusza, który często zawodzi lub rozczarowuje lub nie jest tym samym, czym był na początku. Jak polskie kino koresponduje z trendami kina światowego, czy ma szansę się tam odnaleźć i skupić na sobie uwagę? Czy polski film myśli o widzach w ogóle? W czasach tak wielkiej konkurencji, jest to szczególnie trudne, ale nadzieja jest! Widzę ją w ludziach z talentem, wśród tych odważnych, mających w sercu i głowie do zaproponowania wielkie i fascynujące filmowe opowieści. Ciągle wierzę, że takie historie są na wyciągnięcie rąk, bo po festiwalu zostaję z jedną ważną myślą. Jest tutaj tłum bardzo utalentowanych ludzi, których stać na tworzenie wielkiego kina. Odwagi!
10 NAJLEPSZYCH FILMÓW FESTIWALU
PÓŁNOC POŁUDNIE (KP)
FRANZ KAFKA (KG)
WIELKA WARSZAWSKA (KG)
GLORIOUS SUMMER (KP)
DOM DOBRY (KG)
MINISTRANCI (KG)
TERYTORIUM (KG)
ŻYCIE DLA POCZĄTKUJĄCYCH (KG)
LARP. MIŁOŚĆ, TROLLE I INNE QUESTY (KG)
NIE MA DUCHÓW W MIESZKANIU NA DOBREJ (KG)
Pełny RANKING FILMÓW.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz