Strony

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

„(Nie)znajomi”, czyli z ziemi włoskiej do Polski


Przerabialiśmy już włoskie piosenki, dlaczego nie sięgnąć po włoskie kino? Pochodzący z południa Europy filmowy przebój zatytułowany „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” to idealny kandydat na taką polską wersję. Są w tej historii świetnie napisane postaci, są niespodzianki, zwarcia, interakcja i emocje. Polscy twórcy zaadaptowali ten scenariusz po mistrzowsku. Widziałem "(Nie)znajomych" i to był dobrze spędzony czas. Warto zabrać najbliższych do kina. 

Kilka światowych kinematografii też to zrozumiało i sięgnęło po tę historię. O ile francuska wersja okazała się niewypałem, o tyle zwycięsko z zadania wywiązali się polscy twórcy. „(Nie)znajomi” w niczym nie ustępują oryginałowi, a aktorsko go nawet przewyższają. Nie ma co ukrywać, że po prostu wolę polskich aktorów, a to co pokazali m.in. Maja Ostaszewska, Łukasz Simlat, Michał Żurawski czy Aleksandra Domańska stoi na bardzo wysokim poziomie. No i jest jeszcze Kasia Smutniak grająca tę samą postać, którą stworzyła we włoskiej wersji, ale – za co szanuję ją bardzo - się nie powtarza.

Mamy więc spotkanie grupy przyjaciół i grę polegającą na czytaniu na głos przychodzących sms-ów i prowadzeniu rozmów telefonicznych w trybie głośnomówiącym. Niebezpieczny pomysł, który doprowadzi do kilku trudnych momentów. Kto widział ten wie, kto nie zna, tego czeka (nie)dobra zabawa. Podstawowy sukces filmu to galeria postaci. Są dwa małżeństwa, jedna para i kolega, którego do wiatru wystawiła partnerka. Każda z tych osób to ciekawa i intrygująca osobowość, nawet jeśli ktoś jest pantoflarzem lub żoną zmęczoną obowiązkami pani domu. Niemal każdy ma coś do ukrycia i wraz z rozwojem wydarzeń poznajemy bohaterów coraz lepiej. 

Miałem obawy, czy nasi aktorzy dorównają włoskim, ale było to zmartwienie na wyrost. Oto przed widzami pojawia się jeden z najlepiej dobranych zespołów aktorskich w polskim kinie w ostatnich latach (brawo specjaliście od castingu!). Do wymienionych wcześniej dodać także należy Tomasza Kota, w pierwszej głównej roli po „Zimnej wojnie” oraz charakterystycznego Wojciecha Żołądkowicza. Prawdziwa siódemka wspaniałych, która trzyma całą tą opowieść w mocnym uścisku emocji i prowadzi coś na kształt aktorskiego pojedynku. Trudno będzie ocenić, która z gwiazd spisała się lepiej, dla mnie wszyscy wypadli znakomicie.

Polscy „(Nie)znajomi” są bardzo podobni do włoskiego oryginału, bo też mamy do czynienia ze świadomym remake’em. Trzeba jednak przyznać, że polscy twórcy nie podążają ślepo za oryginałem i potrafią w pewnych momentach odejść od oryginału. Trochę szkoda, że nie ryzykują mocniej i nie robią tego częściej. Z drugiej strony, pewnie takie podejście przewróciłoby tę filmową opowieść do góry nogami.

Faktem jest, że otrzymałem znakomity polski film, z tak wyczekiwanego, ale trudnego do realizacji w naszej kinematografii, kina środka. O tematach poważnych opowiada lekką ręką, nie unika humoru, w postaciach można się przeglądać i szukać jakiegoś własnego odbicia. To kino świetnie się ogląda, a po wyjściu z seansu długo jeszcze można o nim rozmawiać. Może nieco zaryzykuję, ale od czasu „Moich córek krów” nie było tak udanego polskiego filmu, który tak bardzo rozumie współczesnego kinowego widza i ciekawie z nim rozmawia. Trudna to sztuka, szczególnie w naszym kinie, więc biję głośno brawo i zachęcam do oglądania. [Ocena 8/10]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz