Strony

wtorek, 17 grudnia 2013

Poczuć się jak 12-latek. Recenzja wydania Blu-ray "Pacific Rim"


Oglądając taki film jak „Pacific Rim” można poczuć się jak dziecko. Trzeba jednak lubić opowieści o potworach lub robotach, a najlepiej obie te kategorie. Bo te dwa światy spotkały się w jednym filmie, a o jakość produktu zadbał niezrównany Guillermo del Toro („Hellboy”, „Labirynt Fauna”).

To jeden z tych filmów, gdzie treść jest nieistotna, nie ma gwiazd w obsadzie, a najważniejsza jest wizualna rozkosz i totalne zniszczenie. Sam reżyser mówi wprost, że „Pacific Rim” powstał właśnie po to, by widzowie mogli obejrzeć niesamowite sceny walki pomiędzy gigantycznymi potworami i wielkimi robotami, by w kinie poczuli się jak 12-latkowie. I to się udało znakomicie. Do tego celu nie potrzebował aktorskich sław, ale i tak zatrudnił spore grono wykonawców znanych z popularnych seriali (Charlie Hunnam, Idris Elba, Ron Perlman, Charlie Day, Max Martini). Większość budżetu poszło na innego rodzaju gwiazdy – te z komputera/tableta. Pomaga w odbiorze filmu także fakt, że Guillermo del Toro w młodości zachwycał się filmami o potworach i od dawna marzył o takim filmie. Wygląda na to, że dopiął swego. Tylko czy trafił na podatny grunt i w swój czas? Wydaje mi się, że młodsi widzowie podchodzą do tego filmu bez większego entuzjazmu. Dziś rządzą w kinach superbohaterowie, a tylko jeden z nich jest nieco większy i zielony.

Pacific Rim” to historia trwającej od lat wojny pomiędzy potworami wychodzącymi z głębin morskich (Kaijua stającymi na ich drodze robotami (Jaeger), jedynej broni mającej ocalić nasz gatunek. Robotami sterują ludzie i właśnie jeden z nich odegra tutaj znaczącą rolę. Do tego podniosła muzyka, humor w postaci dwóch naukowców, kilku twardzieli, jakaś dziewczyna, niemili faceci. Nie doszukujmy się jednak większego sensu w tej opowieści, nie szukajmy dziur w scenariuszu, chłońmy niesamowitą wizję twórców, którzy zaserwowali nam wspaniały hołd dla kina lat odległych, kiedy na ekranach królowały zastępy olbrzymich potworów z Godzillą na czele. Guillermo del Toro zdołał namówić Hollywood na sfinansowanie tego produktu i żal tylko, że nie wszystkie jego pomysły udało się przy tym projekcie zrealizować. Może będzie miał szansę by pokazać je w drugiej części?


Mi w filmie najbardziej przeszkadzał wymuszony humor, który miał za zadanie rozładowywać napięcie. Mo sobie wyobrazić ten film na poważnie. Komercja rządzi się jednak swoimi prawami. Jeszcze bardziej drażni mnie ukłon w kierunku Chin, który umożliwia sprzedaż filmu na tamtejszym rynku. I tutaj księgowi zapewne mocno naciskali na producentów. Od razu jednak powiedzmy sobie szczerze, dzięki sukcesowi filmu w Chinach, nakręcona zostanie druga część „Pacific Rim”. Może więc nie warto narzekać.

Pacific Rim” to wizualny majstersztyk i powstał tylko po to byśmy zachwycali się niesamowitymi scenami pojedynków pomiędzy antagonistami. Gdy stają naprzeciw siebie potworne Kaiju i mechaniczne Jaegery ekran drży w posadach, a kino domowe ledwo daję radę udźwignąć tę potęgę. Obie siły są niemal niezniszczalne, posiadają niewyobrażalną siłę i walczą do upadłego. Sceny z ich udziałem zapierają dech w piersiach, a że giganty poruszają się nieco wolniej mamy możliwość rozkoszować się potęgą obrazu i wyobraźni Guillermo del Toro. A tylko o to tutaj chodzi.


Wydanie Blu-ray

Dobre wydanie filmu na tym nośniku. Mamy dwie wersje filmu do wyboru – 3D i 2D. Ta pierwsza daje możliwość jeszcze lepszego odczuwania wizualnych pomysłów twórców. Dźwięk i obraz znakomite. Oryginalny DTS-HD Master Audio nie wybucha ze zdwojoną mocą podczas scen akcji, co wpływa na dobry odbiór filmu. Polski lektor z Dolby Digital 5.1 nie ma za wiele do roboty, bo przecież nie o rozmowy tu chodzi. Film należy oglądać wieczorem, bo tylko wtedy dobrze działają nocne sceny, które przeważają w filmie. Trzeba to sobie powiedzieć wprost. Im większy ekran telewizora, tym lepiej.

Guillermo del Toro zadbał o liczne dodatki i do tego postarano się o oryginalne ich potraktowanie. Zaczyna się ta podróż od Notatnika reżysera, w którym na wirtualnych kartkach sam twórca opowiada nam o swojej pracy, zdradza kilka niezrealizowanych pomysłów, przedstawia kulisy produkcji, a wszystko podparte autentycznymi rysunkami del Toro. Tutaj też mamy galerie zdjęć z potworami, plakatami propagandowymi i wieloma innymi ciekawostkami. To tutaj właśnie del Toro mówi, że gdyby miał większy budżet pewne rzeczy pokazał by inaczej (np. śmieciarzy zbierających odpady po Kaiju).


Behind the Scenes: Drift Space to specjalne filmiki przedstawiające charakterystykę poszczególnych bohaterów.

Behind the Scenes: The Digital Artistry od Pacific Rim. Pierwsze spotkanie twórców odpowiedzialnych za efekty specjalne do filmu miało miejsce w październiku 2011 roku a prace nad tym kluczowym elementem trwały równocześnie z całym cyklem produkcyjnym. Świetnie del Toro punktuje krytykantów, którzy wytykają, że „Pacific Rim” to „tylko efekty wizualne”. Otóż nie, del Toro cały czas reżyseruje film, właśnie szczególnie gdy pracuje nad efektami. A że sam wywodzi się ze świata efektów wizualnych bo nad nimi pracował, więc potrafi idealnie wskazać problemy i podać ich rozwiązanie. Guillermo del Toro przywiązuje też dużą wagę do fizyki, więc w tym filmie stara się nie szarżować i w miarę realnie oddać walkę pomiędzy gigantami.

Behind the Scenes: The Shatterdome podzielone są na kilka części. Pierwsze to dynamiczne animacje (coś jak storyboardy) z kilkoma scenami z filmu. Oglądamy je w połączeniu z muzyką. Kolejna część to Koncepty artystyczne poświęcone Kaiju, Jaegerom, kostiumom i wyposażeniu oraz scenografii. Piękne obrazy, które świetnie wyglądałyby na ścianie każdego fana. Dzięki temu dodatkowi dokładnie poznajemy nazwy poszczególnych Kaiju, o czym w samym filmie praktycznie się nie mówi.

Oto więc Kaiju występujące w filmie: Trespasser, Knifehead, Onibaba, Leatherback, Otachi, Baby Otachi, Raiju, Scunner, Slatter, Precursors, Daikaiju, Maquettes.

Lepiej znamy nazwy Jaegerów. Im też poświęcono specjalne prezentacje szkiców koncepcyjnych.

Kolejny dodatek to Sceny usunięte. Tylko 3 minuty, które pomieściły kilka scen, które wyglądają fajnie. To sceny z udziałem aktorów, więc nie ma tutaj ujęć z efektami. Kolejny dodatek to Wpadki. Świetnie zmontowane, autentycznie zabawne, ale niecałe 4 minuty pozostawia niedosyt. Do tego komentarz twórców.


Wszystkie dodatki z polskimi napisami.

(tekst dla www.stopklatka.pl)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz