Strony

wtorek, 10 lutego 2015

Wachowscy jak Barczyk


Stawianie obok siebie tych dwóch nazwisk, tylko pozornie nie ma ze sobą nic wspólnego. "Jupiter: Intronizacja" to zdecydowanie zniżka formy rodzeństwa Wachowskich. Wysokobudżetowe kino science-fiction  poniosło porażkę w amerykańskich kinach. Bardzo oczekiwana "Hiszpanka" poległa w polskich kinach. Co łączy obie produkcje? Usilne zabieganie o ratunek dla tych kosztownych realizacji i dostrzeganie w nich wartości dodanych oraz zagrożenia dla przyszłości kina.

"Jupiter: Intronizacja" w USA i Polsce i na wielu rynkach świata zadebiutował w miniony piątek 6 lutego. Znamy już wyniki kasowe zza oceanu, które mówią o wpływach sięgających 19 mln dolarów z pierwszych trzech dni wyświetlania. Lepiej film poradził sobie na 65 rynkach międzynarodowych (poza USA) skąd przyniósł 32,5 mln dolarów. Najlepiej premiera wypadła w Rosji sięgając po 4,7 mln dolarów. Sytuację może poprawić rynek chiński, gdzie film pojawi się niedługo. W Polsce "Jupiter" nie osiągnie wielkiego sukcesu, bo kina raczej na nadmiar widzów na tym tytule nie narzekają. W sumie zaś po pierwszym weekendzie zanotowano 50 mln dolarów wpływów na świecie z filmu, który kosztował 176 mln dolarów.

W Polsce też mamy do czynienia z wysokobudżetową porażką. Debiutująca 24 stycznia "Hiszpanka" sięgnie po około 100 tysięcy widzów i to głównie dzięki szkołom, które na film chodzą w tygodniu. Po drugim weekendzie młodzież szkolna potrafiła wygenerować wpływy na filmie podobne, do tych z pierwszego weekendu wyświetlania. A było to 16 tysięcy widzów. Przy kosztach sięgających 24 mln złotych możemy mówić tutaj o klęsce.

I właśnie to określenie zbliża do siebie oba drogie filmy. Pojawiły się więc inicjatywy, które zabiegają o to by wesprzeć obie produkcje, by nie stawiać ich całkowicie na przegranej pozycji i by dostrzec w nich wartości.

W Polsce grupa uznanych krytyków niezważająca na wymiar ekonomiczny filmu "Hiszpanka" przekonują w swoich opiniach, że film Łukasza Barczyka to wyjątkowe przedsięwzięcie, jakich w Polsce się nie kręci i jakich długo tutaj nie zobaczymy. Oryginalna wizja ma być więc magnesem do obejrzenia filmu i zapewne to właśnie jest największy atut polskiej produkcji. Bo trzeba przyznać, że "Hiszpanka" na pewno wyróżnia się stroną realizacyjną, pięknymi kostiumami, scenografiami, udanymi efektami specjalnymi. Sam Łukasz Barczyk zachęca zaś do powtórnego zmierzenia się z jego obrazem, bo dzięki temu odbiór może być lepszy.

Nieco podobnie piszą niektórzy krytycy w USA o filmie rodzeństwa Wachowskich. Tutaj także wskazuje się na odwagę reżyserskiej pary, która nie sięgnęła po sequel znanego tematu, ale stworzyła oryginalną wizję science-fiction za prawie 200 mln dolarów. W hollywoodzkim kinie o takie kosztowne przedsięwzięcia jest bardzo trudno i za to Wachowscy są chwaleni. Są nawet w USA krytycy, którzy zachęcają do wsparcia filmu, do udowodnienia finansującym produkcje księgowym sensowność inwestowania w oryginalne science-fiction. Jeżeli "Jupiter: Intronizacja" polegnie kompletnie, to na lata zapomnieć możemy o świeżych i nowatorskich filmowych produkcjach science-fiction za setki milionów dolarów.

W Hollywood powstaje bardzo wiele filmów o zabarwieniu science-fiction, ale przeważnie są to klony znanych produkcji. Dlatego niedługo zaleją kina kolejne części "Gwiezdnych wojen", "Star Trek", "Pogromców duchów", "Avatara" i wiele innych ogranych tematów. Ten kierunek może niestety być w dłuższej perspektywie czasu dla komercyjnego kina zwodniczy, bo widzowie mogą zmęczyć  się kolejnymi częściami znanych serii. Faktem jest też, że o oryginalne produkcje fantastyczne coraz trudniej w kinie i dlatego cieszy sukces chociażby zeszłorocznej "Lucy" Luca Bessona. Mówi o tym sama Lana Wachowski w wywiadzie dla Los Angeles Times: Kiedy byłem młody, oryginalność była wszędzie, a słowo "sequel" bardzo źle się kojarzyło. Dziś jest zdecydowanie odwrotnie, a widzowie ekscytują się bardziej historiami już znanymi. Coś w tym jest bowiem wśród młodych reżyserów, trudno dziś dostrzec wizjonerów rangi Lucasa czy Spielberga, a przypadek Christophera Nolana tylko potwierdza tę regułę.

Filmowe przygody fantastyczne coraz mocniej przegrywają dziś o młodego widza z grami wideo, telewizją i urządzeniami mobilnymi. "Jupiter: Intronizacja" mimo nie najwyższego poziomu nie ściągnął do kina tłumów i może być sygnałem dla producentów, aby w takie kino nie inwestować. Podobnie stać się może w Polsce, gdzie kosztowna "Hiszpanka" może odstraszać sponsorów od wejścia w kosztowne realizacje.

Czas pokaże jak rozwinie się temat drogich oryginalnych produkcji w USA i w Polsce. Oby ostatecznie wygrała chęć nakręcenia po prostu bardzo dobrego filmu, którzy przyciągnie wielkie tłumy przed ekrany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz