Strony

poniedziałek, 30 października 2023

Nie każdy wielki film potrzebuje 3,5 godziny

Jestem bardzo przychylnie nastawiony do filmu Martina Scorsese zatytułowanego „Czas krwawego księżyca”. To świetne kino, poruszający temat, mocne obrazy. Jednak 3,5 godziny to przesada, a sama historia nie usprawiedliwia tak długiego seansu. Nie będę powracał do tego filmu, tak jak nie powracam do przydługiego „Irlandczyka”.

Ta dyskusja trwa obecnie powszechnie w internecie na całym świecie. Fani kina i Martina Scorsese dyskutują o 3,5 godzinnym seansie jego najnowszego filmu. I oczywiście zdania są podzielone. Ja stanę wśród tych, którzy nie będą bronić tak długiego filmowego doświadczenia. I nie dlatego, że czas takich filmów przeminął, ale dlatego, że „Czas krwawego księżyca” nie potrzebował aż tak długiej ekspozycji. Nie nudziłem się, nie narzekam, obejrzałem imponujące i poruszające kino, ale drugi raz nie poświęcę mu już swojego czasu – tego mam coraz mniej, a ja bardzo lubię powracać do ulubionych filmów. Czy konieczne było więc nakręcenie tak długiego filmu?

Martin Scorsese broni swojej decyzji: „Ludzie mówią, że to trzy godziny, ale daj spokój, możesz usiąść przed telewizorem i oglądać coś przez pięć godzin. Ponadto jest wiele osób, które oglądają teatr przez 3,5 godziny. Na scenie są prawdziwi aktorzy, nie można wstać i chodzić. Oddajesz temu szacunek. Okaż kinu po prostu trochę szacunku”. Tyle Marty, jeden z najwybitniejszych twórców w historii kina.

Nietrudno się z nim zgodzić, często uczestniczymy w tak długich wydarzeniach artystycznych. Problem w tym, że „Czas krwawego księżyca” nie potrzebował 3,5 godziny, że spokojnie mógłby te 30 minut oszczędzić, zbliżyć się czasowo do bardzo długiego „Oppenheimera”, który też był przecież wymagającym doświadczeniem. To ciekawe, że współcześni mistrzowie w długości filmu dostrzegają wartość. Czasami ma to zdecydowanie uzasadnienie, ale nie zawsze. Uwielbiam „Lawrence’a z Arabii”, „Doktora Żywago”, "Tańczącego z wilkami", "Listę Schindlera" czy inne kolosy, bo one ciągle wspaniale działają. Nowy film Scorsese nie sięga takich wyżyn kina i w moim odczuciu nie przetrwa próby czasu.

Z drugiej strony dostrzegam tutaj pewien rodzaj mistrzowskiej arogancji, która stawia współczesnej widzowni duże wymagania, nie dostosowane w ogóle do dzisiejszego odbioru filmu w kinach i sytuacji kin po pandemii. Duży spadek zainteresowania „Czasem krwawego księżyca” w amerykańskich kinach w drugi weekend, jest tego najlepszym dowodem. Kinowy debiut „Czasu krwawego księżyca” był bardzo obiecujący, w ciemno wybrano się na film mistrza. W Polsce na przykład film zgromadził około 70 tysięcy widzów i było to imponujące osiągnięcie. Drugi weekend w amerykańskich kinach to aż 61 procent mniej widzów w porównaniu z weekendem premierowym. Przy budżecie sięgającym 200 mln dolarów, film zarobił na razie jakiś 90 mln dolarów. Apple odbije sobie to zapewne, gdy wprowadzi film na swoją platformę.

Tworząc tak długi film, który z reklamami sięga około 4 godzin pobytu na sali kinowej, Scorsese przysporzył problem samym kinom, a przecież powszechnie wiadomo, że kocha kino, broni takiego doświadczenia, walczy o przetrwanie kin. Te na jego film zarezerwowały znaczną część swojej ekranowej przestrzeni. Multipleksy zapewne poradzą sobie z wypornością, bo mają wiele sal, gorzej z kinami jednosalowymi.

Dodam na koniec, że bardzo lubię długie filmy, jednak w „Czasie krwawego księżyca” trudno mi uzasadnić te 3,5 godziny ekranowego seansu. Trochę szkoda…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz