czwartek, 20 listopada 2014

Spielberg ogranicza prawa obywatelskie w Polsce


Steven Spielberg już pracuje we Wrocławiu na planie swojego najnowszego filmu. Dołączył do niego Tom Hanks. Jednak ta wizyta w polskim mieście nie wszystkim przypadła do gustu, a Hollywood mocno ogranicza swobodę naszych obywateli. Czy warto będzie do nas wrócić i kręcić inne wielkie zagraniczne filmy?


Najpierw kilka cytatów z "Gazety wrocławskiej":

Steven Spielberg kręci film z Tomem Hanksem na ul. Kurkowej, a okolica przypomina strefę zamkniętą. Nie wolno robić zdjęć, podchodzić do okien, sklepy są ogrodzone płotami i mają mniejsze obroty, a mieszkańcy chodzą naokoło, bo ich własne podwórka są niedostępne nawet w przerwie między ujęciami.

Nie ma gdzie zaparkować, trzeba chodzić naokoło, omijając zamknięte podwórka. - Nie wolno nam nawet patrzeć przez okna. Gdy tylko się do nich zbliżymy, ochroniarze świecą nam laserami po oczach i wykrzykują przez megafony, by nie otwierać okien - opowiadają nam mieszkańcy ulic Kurkowej i Ptasiej.

Na miejscu nie można robić zdjęć, bo plan jest chroniony prawem autorskim, jednak zakaz wyglądania przez okna i robienia zdjęć stamtąd, nawet komórką, ogłoszono co najmniej na wyrost. Specjalista ds. prawa autorskiego, dr Marek Chyliński z Uniwersytetu Opolskiego mówi, że świecenie po oczach jest karalne, a laser może być szkodliwy. - Nie ma też żadnego zakazu podchodzenia do okna. To absurd - dodaje.

Ten i kolejne artykuły w temacie TUTAJ

***

Zapewne nie powinienem się wypowiadać, bo przecież nie ma mnie na miejscu, nie mieszkam w miejscu realizacji zdjęć, nic nie wiem o tym jak filmowcy mogą uprzykrzyć życie mieszkańcom ulic, gdzie realizowane są zdjęcia. Pewnie nie powinienem, a jednak pozwolę sobie na mały komentarz.

Powstaje bowiem w Polsce film Stevena Spielberga, produkcja o dużym znaczeniu, o której będzie głośno. Może na świecie nikt nie wspomni o Wrocławiu, ale w Polsce to wydarzenie będzie pamiętane przez lata. Dokładnie jak to miało miejsce w Krakowie gdy kręcono "Listę Schindlera", a z dachów domów zdejmowano anteny... Kraków stał się częścią filmowej historii, Wrocław robi wszystko, by tak się nie stało lub w historii pozostał przykry zapach.

Nie chodzi tutaj nawet o to, że komuś dzieje się krzywda i światło latarek może uszkodzić wzrok. Rodzi się pytanie o wielkość kłopotów, jakie dotykają obywateli, którzy w nosie mają kino, filmy itp. Naturą problemów są też dziennikarskie artykuły w sensacyjnym antyhollywoodzkim tonie. W świat właśnie wychodzi komunikat o naszej gościnności, sympatycznej atmosferze i życzliwości czekającej na zagranicznych twórców (czytaj Hollywood, bo niemieckie ekipy traktuję nieco inaczej). Czy warto będzie tutaj wrócić? Na miejscu twórców pokroju Spielberga poszukałbym plenerów w Budapeszcie i na stałe zakotwiczył w Berlinie.

Ekipa Spielberga spędzi we Wrocławiu kilkanaście dni, a o całej sprawie usłyszy cały świat i niestety zapamięta. Nikt nie lubi czarnego PR-u i raczej naszemu krajowi dobrze to nie zrobi. Była szansa, by zauważono okruszek polskiego wkładu w światową kinematografię. Tymczasem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz