piątek, 20 listopada 2015

Księgowi „Przebudzenia Mocy” już liczą kasę z biletów


Nie ma specjalnie zaskoczenia, bowiem na całym świecie od wielu tygodni można już kupować bilety na premierowe seanse „Gwiezdnych wojen: Przebudzenia Mocy”. Wiem coś o tym, bo moje bilety czekają już na swój pierwszy seans. Wieści ze świata donoszą, że nowa odsłona „Star Wars” już zarobiła wielkie pieniądze, choć filmu jeszcze nikt nie widział (no prawie nikt).

A wszystko za sprawą przedsprzedaży biletów w kinach w USA. Wiadomo już, że pierwsze pieniądze z dystrybucji filmu, którego nie ma, wynoszą 50 mln dolarów. TYLKO W USA. Dotychczasowym rekordzistą był „Mroczny rycerz powstaje”, który zgarnął skromne 25 mln dolarów w przedsprzedaży. „Gwiezdne wojny” stać na więcej, bo jeśli dodamy do osiągniętej już sprzedaży, także pieniądze z innych części świata, to suma ta może być znacznie wyższa. Dziś pytanie nasuwa się tylko jedno, czy „Przebudzenie Mocy” pobije trzydniowe rekordy otwarcia. I szczerze pisząc, wiele na to wskazuje. Na razie rekord należy do „Jurassic World”, który w USA wystartował na poziomie 208 mln dolarów. No i mamy chyba niezaprzeczalny dowód na wielkość takich ludzi jak Steven Spielberg i George Lucas, którzy gdzieś tam czuwają nad swoimi słynnymi produkcjami.

O ile nieprzewidywalny J.J. Abrams tematu nie zepsuje, to może się okazać, że „Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy” pobije wszelkie rekordy i przejdzie do historii. W sumie niewiele trzeba, jakieś 2 miliardy dolarów. Ktoś sobie wybuduje nowe baseny w Hollywood.

Odliczanie trwa. 18 grudnia 2015 roku coraz bliżej, a potem „Gwiezdne wojny” w różnych konfiguracjach w kinach będziemy oglądali co roku i tak przez wiele lat. Maszyna zaczyna się rozkręcać. Jeśli tylko filmy będą udane, to nie mam nic przeciwko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz