25 Międzynarodowy Festiwal Filmowy Camerimage jest w szczytowym momencie. Spotkanie z Davidem Lynchem przyciągnęło ogromne tłumy, co pokazało jak popularnym jest on twórcą. Do Bydgoszczy przyjechał prezydent Amerykańskiej Akademii Filmowej, a ja obejrzałem jedną z najlepszych filmowych propozycji w tym roku. I przewiduję tutaj Oscary! Najlepsze filmy, jakie do tej pory obejrzałem opowiadają o rodzinie. Wszystkie!
„Trzy billboardy za Ebbing,
Missouri” (na zdjęciu) ma już za sobą nagrodę publiczności w Toronto i jeśli się nie pomylę,
to podobną otrzyma na Camerimage (tak, jest taka nowa nagroda na festiwalu). To
był fantastyczny seans. Tak żywiołowej, naturalnej i filmowej reakcji w kinie
dawno nie doświadczyłem. I choć zabrzmi to upiornie, to bawiliśmy się
znakomicie na filmie opowiadającym o próbie zwrócenia uwagi na gwałt i morderstwo
dokonanym na młodej dziewczynie. Jak udało się to połączyć, jak zrównoważyć i
opowiedzieć bez naciągania? Siłą filmu jest scenariusz (Oscar na 100 procent!),
który w niezwykły sposób opowiada o cierpieniu matki i jej walce o wyjaśnienie
sprawy, którą policja odłożyła do akt. I tutaj zaczyna się FILM, którego
przewrotności, pomysłów, zwrotów akcji nie mam zamiaru zdradzać. Unikajcie
recenzji i wypatrujcie w kinach tego filmu. Jego reżyserem jest człowiek, który
dał światu „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj” – i niech to wystarczy za
rekomendację! Premiera „Trzech billboardów…” zapowiadana jest na luty 2018,
chwilę przed ceremonią wręczenia Oscarów, na których o nagrodę powinien też powalczyć Sam Rockwell. [Ocena 9/10]
Innego rodzaju wydarzeniem
Camerimage i moim faworytem do Złotej Żaby jest „Niemiłość” Andrieja Zwiagincewa.
To kolejny wybitny film tego rosyjskiego mistrza, potwierdzenie jego pozycji w światowym
kinie. Niewielu jest dziś twórców, którzy tak bezpośrednio, tak odważnie i
wprost mówią o ludziach, o nas. „Niemiłość” opowiada o małżeństwie, w którym
nie ma miłości i sytuacji dziecka w tym związku. Można silić się na wielkie
słowa, ale to jest ten rodzaj kina, któremu słowa nie pomogą - one stają w
gardle. To ten rodzaj kina, po wyjściu z którego od razu wiemy, że obejrzeliśmy
film wybitny, a jeszcze długo po seansie będziemy widzieli tego małego bohatera
ukrytego w ciemnym pokoju. Michaił Krichman zdobył już Złotą Żabę za zdjęcia do
„Lewiatana” i zasługuje ponownie na ten laur. Jego kadry są w dużej części siłą
tej opowieści, kamera pracuje powoli, statycznie, jakby cierpiała. Bez
fajerwerków, tanich zagrań, jakichś filmowych wygłupów. Tylko prawda, w kinie
dziś rzecz bardzo rzadko uprawiana. [Ocena 9/10]
Nie zwiódł Fatih Akin w swoim „W
ułamku sekundy”. I tutaj rodzina odgrywa główną rolę, ale przede wszystkim jej
brak. Znakomita w swojej roli Diane Kruger walczy o ukaranie sprawców wielkiej
zbrodni, ale świat nie chce jej wysłuchać. Od czasu „Głową w mur” Fatih Akin
nie zrobił tak dobrego filmu. Jest tutaj wielka precyzja filmowej opowieści,
jest gruntownie przeanalizowana psychologia postaci, jest także komentarz do obecnej sytuacji politycznej
i zwrócenie uwagi na coraz mocniejsze akcenty nacjonalistyczne na świecie. Znakomite,
trzymające w napięciu, perfekcyjne kino. [Ocena 8,5/10]
Bardzo udanym i poruszającym
filmem jest francuski „Jeszcze nie koniec”, który na niedawnym festiwalu w
Wenecji zdobył dwie bardzo ważne nagrody. Ponownie rodzina w temacie filmu, ale
inaczej niż do tej pory. Rozwód rodziców, totalne niedopasowanie i walka ojca o
prawo do wychowywania syna. Przybierze ta historia bardzo nieprzewidywalny
przebieg. Podobnie udanym filmem jest też izraelski „Fokstrot”, jeszcze jedno
bardzo przewrotne spojrzenie na młodych żołnierzy izraelskiej armii i konsekwencjach
życia ich rodzin. I ten film podbił Wenecję, a na zakończenie Camerimage
pokazany zostanie jeszcze przecież zdobywca Złotego Lwa.
Zawiódł totalnie Todd Haynes ze
swoim „Wonderstruck”, bo jego nostalgiczna wyprawa do przeszłości jest mdłą,
nudną i nic niewnoszącą do kina opowieścią. Rozwiązanie tajemnicy jest banalne,
pomysły inscenizacyjne nie ratują filmu. Po bardzo dobrej „Carol” (Złota Żaba
na Camerimage dla Eda Lachmana) obejrzałem wielką wpadkę amerykańskiego
reżysera. Jeszcze większe rozczarowanie towarzyszyło seansowi niemieckiego
filmu „Kapitan”, który dofinansowany został przez Polski Instytut Sztuki
Filmowej. Przyznać trzeba, że zdjęcia są perfekcyjne, ale nie potrafię
zrozumieć, po co autor opowiada nam o tak dobrze znanym zwyrodniałym
charakterze nazistowskich zbrodniarzy i ich bestialstwie? Gdzie Robert
Schwentke upatruje tutaj nową jakość, jakąś wartość? Ostrzeżenie w dzisiejszych
czasach? To nie działa, wręcz śmieszy, odpycha, zabija chęć mierzenia się z
trudnym kinem. Być może mądrzejsi ode mnie temat lepiej przybliżą, ja chcę
zapomnieć. Bardzo słabo, ale w kategoriach amerykańskiego kina dla mas, wypadł
film „Only the Brave” o walce i poświęceniu grupy amerykańskich strażaków
leśnych. Schemat goni schemat, kino z amerykańską flagą i ku pokrzepieniu serc
oraz pamięci poległych.
Udanym za to filmem jest na pewno
amerykański „I, Tonya”, który przybliża postać Tonyi Harding, łyżwiarki która
zamieszana była w zamach na swoją konkurentkę, podczas zmagań o udział w Igrzyskach
Olimpijskich. Zwiastuny nie kłamały. Margot Robbie zbrzydła i zagrała fantastyczną
rolę dziewczyny realizującej marzenia… matki. W tej roli Allison Janney, która
ma nominację do Oscara drugoplanowego w ręku i na pewno zasługuje na samą
nagrodę. Gdyby to była tylko prosta biografia, to zapewne nie poświęciłbym jej
czasu, ale twórcy tego filmu fajnie zaczęli kombinować i realizacyjnie jest
tutaj sporo ciekawych rozwiązań. Sama historia nie jest tylko prostą relacją z
życia i tamtych wydarzeń, a raczej próbą interpretacji za pomocą wywiadów z
bohaterami. To my widzowie, wyciągniemy z tej historii wnioski. Dynamiczne i
dobre niezależne kino z USA. [Ocena 7,5/10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz