środa, 14 grudnia 2016

„Łotr 1” na gorąco. Dobre, ale smutne


[RECENZJA] Najnowsze „Gwiezdne wojny” to jeden z najlepszych odcinków z całej serii. Pełny sensownej akcji, wizualnych atrakcji, nowych światów, odniesienia do klasyki, postaci znanych i lubianych oraz ciekawych nowych bohaterów. Niestety jest to także najbardziej fatalistyczny z odcinków całej serii, bije na głowę nawet „Imperium kontratakuje”. Tekst poniżej bez spoilerów.

„Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie” rozpoczyna cykl pobocznych wątków z tego filmowego wszechświata i w końcu wiadomo już w jakim kierunku pójdą twórcy tych produkcji. Potwierdziło się na pewno to, że będą to w zasadzie pojedyncze produkcje i na pewno „Łotra 2” nie będzie. Jest za to jedynka filmem, który fantastycznie wprowadza widzów do wydarzeń mających miejsce w „Nowej nadziei”.

Nawiązania do klasyki to najsilniejsze elementy „Łotra 1”, wypatrywanie ich bawi a przede wszystkim jest polem do popisu dla filmowych maniaków. Tylko czy przypadkiem nie jest ich za dużo? Miałem wrażenie, że czasami zostały one wmontowane w opowieść zbyt nachalnie, ale cieszy mnie dobre wykorzystanie efektów wizualnych do tych celów.

Perfekcyjne efekty wizualne to już dziś w hollywoodzkim kinie norma. Tymczasem w „Łotrze 1” są one zdecydowanie najsilniejszym elementem. To po prostu efekty, których dziś już „nie widać”, które towarzyszą opowieści, nie przytłaczają jej, nie dominują nad nią. Czekałem też na nową muzykę. Michael Giacchino bardzo stara się zrobić oryginalną robotę, ale nawiązuje ciekawie do dokonań Johna Williamsa. Jest ona więc pełna elementów charakterystycznych dla mistrza, ale jakby przerobionych na nowo. Giacchino stara się zachować klimat klasycznych dźwięków, co czasami niestety wygląda na tania podróbka.

Aktorsko niestety nikt jakoś mocno nie zapada w pamięci. Felicity Jones i Diego Luna wypadają bardzo poprawnie i na szczęście nie przeszkadzają. Bardzo fajny jest, jak zwykle, Mads Mikkelsen, ale niestety jest go w filmie zdecydowanie za mało. Głównym czarny charakter filmu w wykonaniu Bena Mendelsohna czasami wypada karykaturalnie, ale to nie jest jakaś wielka wada. Do tego dobry Riz Ahmed, mało przekonujący Donnie Yen (powtarzanie ciągle tej samej frazy może denerwować) i za mało wykorzystany Wen Jiang. Trochę mnie drażni ta przesadna poprawność polityczna dotycząca koloru skóry bohaterów – Latynos, Azjaci, Czarnoskórzy, Arab i kilku białych. Jakby budowano zespół według jakiegoś schematu, by przypadkiem nikogo nie urazić, by każda rasa znalazła swojego przedstawiciela, by film chciano grać w krajach Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Taka kalkulacja producentów nieco mnie denerwuje. Na szczęście najlepszą rolę w filmie zagrał… robot. Ile to już razy maszyny stają się podporą tej serii. R2-D2 i C-3PO w klasyce i BB-8 w „Przebudzeniu Mocy”, a dziś niesamowicie użyteczny, zabawny i twórczy K-2SO. Będzie mi go brakowało.

„Łotr 1” odkrywa przed widzami światy, jakich jeszcze w filmowych „Gwiezdnych wojnach” nie było. To przynosi wiele radosnego zachwytu, bowiem są te nowe planety pełne niespodzianek. Film w ciekawy sposób rzuca więcej światła na Rebelię, ukazując ją w dwuznaczny i niepokojący sposób. Nie jest to obraz przesadnie życzliwy, są tutaj spory, trudne do pogodzenia interesy, brak naiwności i szlachetnych idei znanych z klasycznych filmów. Uznać to należy za dobry krok naprzód, za umiejętne poszukiwanie własnego charakteru dla serii kręconej przecież we współczesnym, pełnym podziałów, świecie.

Jest zdecydowanie „Łotr 1” najbardziej pesymistycznym z wszystkich filmów tej słynnej serii. Twórcy nie pozostawiają złudzeń i nie szczędzą smutków. Tutaj nie będzie litości i cudownych ozdrowień. Obrazy wojny są w „Łotrze 1” pełne scen przynoszących śmierć i zniszczenia, zaciekłej walki na lądzie i w powietrzu. Prawdziwy spektakl nakręcony z mocą i odwagą, jak na propozycję dla młodych widzów. Tracą „Gwiezdne wojny” ten niewinny charakter, ale nie jest to zarzut, a jedynie obserwacja zmieniającego się nastawienia do tej serii. Czy widzowie polubią tak poważne potraktowanie „Gwiezdnych wojen”? Ja i mój 11-letni syn przyjęliśmy „Łotra 1” bardzo życzliwie, więc oba odmienne pokolenia zostały umiejętnie pogodzone. Czego chcieć więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz