To są na razie informacje nieoficjalne,
ale wygląda na to, że czeka nas kolejne trzęsienie ziemi w amerykańskiej branży
medialnej. Przed chwilą Bond, teraz "Gwiezdne wojny". Po 14 latach kierowania LucasFilm pod koniec roku ze stanowiskiem pożegnać ma się Kathleen Kennedy. To ona przejęła kierowanie marką po George’u
Lucasie i odpowiada za kształt współczesnych „Gwiezdnych wojen”. Kto przejmie po niej stery i dokąd zmierzają "Gwiezdne wojny"?
Oficjalne źródła milczą, zapewne przygotowywane są specjalne oświadczenia, które w słodkich słowach podziękują Kennedy za lata pracy, a ona odpowie w równie miłych słowach, o „czekającej na nią innych wyzwaniach”. Wiadomo...
Jednak odejście Kennedy to „trzęsienie ziemi”, bo ustępuje ze stanowiska jedna z najbardziej wpływowych kobiet w amerykańskiej i światowej branży filmowej, telewizyjnej i medialnej. Kennedy przejęła stery w LucasFilm po George’u Lucasie i wydawało się, że to wybór znakomity, a na pewno oczywisty. Potem powstały kolejne części „Gwiezdnych wojen” i klony innych legendarnych produkcji LucasFilm. I jakby dziś na to nie patrzeć, nie wszystkie nowe produkcje związane z „Gwiezdnymi wojnami” uznać należy za porażki. Lubię kinowe „Przebudzenie mocy” i to było dobre otwarcie dla Kennedy, ale dwie kolejne odsłony tej najnowszej trylogii już nie zachwyciły. Lubię „Łotra 1”, ale „Han Solo” to bardzo zły film. Mi frajdę sprawił nowy „Indiana Jones”, ale bilans finansowy jest dla studia Disney bardzo zły, a ktoś przecież musi odpowiedzieć za straty finansowe. Serialowy „Willow” to koszmar z najgłębszych snów i najgorsze, co LucasFilm wyprodukował w ostatnich latach. I tak dalej...
Kathleen Kennedy kierowała LucasFilm przez 14 lat, a wcześniej pracowała u boku Stevena Spielberga i innych gigantów Hollywood. To jedna z najważniejszych osób w filmowym świecie, ale ten bardzo się zmienia, tak jak zmieniają się widzowie, ich gusta i oczekiwania. Bardzo łatwo w dzisiejszych czasach stracić zaufanie, wzbudzić niechęć. Fani „Gwiezdnych wojen” to specyficzna grupa wyznawców, mieszanka tych starych i starszych, z tymi młodymi i młodszymi. Grupa bardzo aktywna i głośna.
O odejściu Kathleen Kennedy mówi się od lat, tak jak od lat „Gwiezdne wojny” tracą na znaczeniu, a Disney+ traci subskrybentów. Kennedy próbowała skierować markę Star Wars na nowe tory, nadać jej nowy wymiar i przypodobać się nowym odbiorcom, ale te próby udały się tylko połowicznie. Przez te lata nie widomo było dokąd zmierzają „Gwiezdne wojny”, jaka stoi myśl za budową nowego filmowego wszechświata Star Wars.
Planów było sporo, ale media rozpisywały się o konfliktach z twórcami, którzy porzucali projekty lub ich zwalniano (Phil Lord i Christopher Miller odeszli w trakcie realizacji „Hana Solo”, Gareth Edwards nie miał wpływu na finalny wygląd „Łotra 1”) lub którzy mieli realizować filmy, ale ostatecznie do tego nie dochodziło (Patty Jenkins, Davida Benioffa i DB Weissa, James Mangold, Taika Waititi, Donald Glover i Rian Johnson). Za tymi decyzjami i rozmowami stała Kathleen Kennedy i jej najbliżsi współpracownicy, ale szefowa zawsze chciała mieć ostatnie zdanie. Odpowiedzialna praca, która nie przysporzyła jej fanów i nie znalazła szerokiego poparcia, ale mogła też zepsuć relacje z artystami. Kennedy forsowała wiele pomysłów, ale udawały się te nieliczne. Bo za taki uznać należy na pewno serial „Mandalorian”.
Na nowy kinowy film z uniwersum „Gwiezdnych wojen” poczekamy w sumie siedem lat. W 2019 roku pokazano „The Rise of Skywalker”, w 2026 roku pojawi się „The Mandalorian and Groku”. Bezpieczny wybór, za sterami którego stoi Jon Favreau, którego niektórzy widzą w roli następcy Kennedy. Drugim takim kandydatem jest Dave Filoni, dyrektor kreatywny Lucasfilm i producent wykonawczy „The Book of Boba Fett” i „Skeleton Crew”, także udanych serialowych produkcji.
Przez lata dociekliwi dziennikarz pytali Disneya, dlaczego Kennedy ciągle dowodzi wizją „Gwiezdnych wojen”, ale odpowiedzi były wymijające. W maju zeszłego roku George Lucas zabrał głos i publicznie powiedział w Cannes, że Kennedy „zgubiła” pomysły na „Gwiezdne wojny”, które jej przekazał. Ojciec-założyciel przemówił i dał swój wyraz niezadowolenia z kierunku rozwoju tej marki, ale moim zdaniem, gdyby Lucas sam stał za sterami, „Gwiezdne wojny” byłby one w jeszcze gorszym stanie.
Faktem jest jednak, że w rodzinie Disneya nastroje się poprawiają, a bez spektakularnego sukcesu jest tylko LucasFilm. W zeszłym roku z powodzeniem w kinach radziły sobie produkcje firmowane przez Pixar, Marvel, Disney czy 20th Century Studios. Niestety LucasFilm zaliczył wpadkę z „Indianą Jonesem”. To ma duże znaczenie. W telewizji sytuacja LucasFilm jest tylko nieco lepsza.
I co dalej? Informacja o odejściu Kathleen Kennedy wywołała spore poruszenie, choć przecież nie jest jeszcze oficjalna. Teraz trwa „walka o stołek”, a wiele osób w Hollywood ma ochotę poprowadzić „Gwiezdne wojny” w nową przestrzeń. Kierujący Disneyem Bob Iger ma więc ciekawe i trudne zadanie do wykonania, znalezienie następcy, który rozumie „Gwiezdne wojny”, a byłoby dobrze, gdyby je też bardzo lubił i kochał...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz