[BOX OFFICE] Nieco ponad 10 tysięcy widzów zobaczyło w weekend otwarcia w Polsce nowy film Ariego Astera „Bo się boi”. Wiele kin w Polsce ustawiało pojedyncze lub nieliczne seanse na późne godziny wieczorne, na finał dnia. Nie mieli wyjścia, bo Ari Aster przygotował trzygodzinną propozycję. I nie jest to łatwe kino.
To nie jest przesadnie udany film. Zdecydowanie lepiej wspominam seans „Midsommar”, od nowego bardzo za długiego i bardzo zagmatwanego filmu Ariego Astera. O ile wybaczyć można zagadkę filmu i odpowiedź na pytanie, „o co tam chodzi?”, o tyle trudno uzasadnić trzygodzinny seans filmu, w którym tak wiele rzeczy nie działa, a całość więcej daje pytań niż sensownych odpowiedzi. Przynajmniej w mojej ocenie, ale zdania są na pewno podzielone. Ari Aster uchodzi za geniusza kina i wielki jego talent, ma wsparcie Martina Scorsese, ale niestety mnie takie hasła nie przekonują. Dokładnie przed rokiem rozczarował też Robert Eggers swoim „Wikingiem”, a też nadzieje były duże. Obaj panowie to była nadzieja nowego kina.
Nie przekonał widzów w Polsce „Bo się boi”. W weekend premierowy film zgromadził nieco ponad 10 tysięcy widzów. Nie są to jednak imponujące liczby. Wraz z pokazami przedpremierowymi liczba widzów po weekendzie to 14 tysięcy osób.
Z filmu na film, zainteresowanie Asterem słabnie („Hereditary” – otwarcie 43 tysiące, „Midsommar” – 20 tysięcy), ale też twórca ten stawia widzom coraz większe wyzwania. W dodatku jego zdaniem kino się kończy, a to jest nieprawda, za to na pewno coraz trudniej będzie sprzedać tak długie i trudne w odbiorze filmowe propozycje. Lubię wyzwania, lubię fajne filmowe kombinacje, ale „Bo się boi” to za dużo… wszystkiego.
Lubisz wyzwania a Twoim ulubionym filmem roku był Belfast. Go Figure.
OdpowiedzUsuń