21 maja 1994 roku na festiwalu w Cannes odbyła się premiera filmu „Pulp Fiction”. Kilka dni temu, ku sporemu niezadowoleniu, film Quentina Tarantino zdobył Złotą Palmę pokonując m.in. „Trzy kolory: Czerwony”, „Królową Margot” czy „Spalonych słońcem”. Jesienią trafił do kin, zachwycił publiczność i dość szybko zyskał uznanie. Dziś to klasyk i jeden z tych filmów, które znacząco wpłynęły na współczesne kino. Od 30 lat „Pulp Fiction” bawi i zachwyca, bo to po prostu znakomite kino, z wieloma wspaniałymi elementami i wieloma genialnymi dialogami.
Ciekawostki:
Tarantino: Była to okazja zrobienia trzech filmów za cenę jednego.
W roku 1986 pracownik jednej z wypożyczalni kaset video w Południowej Kalifornii Quentin Tarantino próbował zainteresować producentów filmowych swoim scenariuszem. Po kilku nieudanych próbach sprzedania scenariusza filmu pełnometrażowego, Tarantino zdecydował się napisać scenariusz krótkometrażówki. Miał nadzieję, że film odniesie sukces, który umożliwi mu realizację następnego. W ten sposób po upływie pewnego czasu mógłby zebrać napisane opowieści w jeden fabularny film pełnometrażowy. Pierwszą opowieść napisał sam Tarantino, o drugą poprosił swego przyjaciela Rogera Avary. Wkrótce potem powstała trzecia, której wątkiem był nieudany napad na sklep jubilerski. Stała się ona podstawą scenariusza reżyserskiego debiutu Tarantino, filmu "Wściekłe psy", który odniósł ogromny sukces artystyczny. Jednocześnie debiutancki scenariusz Tarantino "Prawdziwy romans" sfilmowany został przez Tony'ego Scotta, a dwie pozostałe opowieści krótkometrażowe odłożone zostały na półkę. Pozostała jednak idea zrealizowania filmu złożonego z trzech nowel, z tym, że na wstępnym etapie jej realizacji Tarantino zdecydował, że każda z opowieści powstanie od kierunkiem innego reżysera. Pomysł ten nie przetrwał jednak próby czasu: po rozmowach z kilkoma reżyserami Tarantino doszedł do wniosku, że znacznie ciekawsze będzie połączenie trzech historii w jeden spójny film.
Quentin Tarantino był zaintrygowany ideą wykorzystania tych samych bohaterów w kilku różnych opowieściach: Spodobał mi się pomysł pracy na jednym wielkim płótnie, wykorzystania metod stosowanych w powieści i zastosowania ich w kinie, ponieważ sądzę, że podobny zabieg może być bardzo filmowy. Niektórym pisarzom, takim jak Larry McMurtry czy J.D. Salinger udaje się coś, co wprawia mnie w zachwyt: ich postacie krążą po wszystkich ich książkach pojawiając się i znikając.
Zrealizowany kosztem 9,5 miliona dolarów film Tarantino przyniósł 200 milionów zysków światowych, z czego przeszło 100 w USA, co - biorąc pod uwagę stosunek wpływów do kosztów produkcji - czyni go jednym z najbardziej kasowych obrazów ostatnich lat.
Kluczem do zrozumienia angielskiego tytułu filmu, a zarazem źródła jego inspiracji, jest brukowa powieść sensacyjna lat trzydziestych i czterdziestych, określana potocznie jako "pulp fiction". Utrzymane w tym stylu popularne wydawnictwa ukazywały się w tanich, masowych nakładach, na nie najlepszym papierze, z krzykliwymi ilustracjami na okładkach. Utrzymane one były w konwencji literatury kryminalnej, jej bohaterami byli najczęściej płatni mordercy, członkowie mafii, prywatni detektywi, skorumpowani gliniarze, "czarne wdowy" i uwodzicielskie "femmes fatales". Twórczość ta była oczywiście nisko oceniania przez krytykę, ale to właśnie z jej nurtu wywodzą się tacy pisarze jak Raymond Chandler, Dashiell Hammett czy James M. Cain, których powieści czytane są do dziś i którzy wywarli duży wpływ na powstanie fali "czarnego kina" ("film noir") lat czterdziestych i pięćdziesiątych.
Quentin Tarantino wykazuje szczególny talent do nadawania humorystycznego charakteru sytuacjom dalekim od humorystycznych: Zawsze zwracam uwagę, gdy ktoś nazywa moje filmy komediami. - wyjaśnia. - Niezależnie od tego, jak bardzo są śmieszne, są w nich elementy, które nie powinny budzić śmiechu. Nazwanie filmu "komedią" lub "czarną komedią" odbiera mu całą powagę, ale kiedy piszę, słyszę śmiechy i kiedy reżyseruję także je słyszę, a montuję tak, aby wzbudzać śmiechy. Kiedy obserwuję publiczność, która się nie śmieje, mam wrażenie, że jest znudzona. Komizm rozwija się w momencie, gdy pozostajemy z bohaterami.
Wielu aktorów, którzy czytali scenariusz filmu, zwróciło uwagę na to, co dzieje się na marginesie akcji. Samuel Jackson : Zabrałem się do czytania i natychmiast, gdy skończyłem, zacząłem lekturę od początku, aby upewnić się, że czytam to, co czytam. Czytałem wiele scenariuszy, ale nigdy tak dobrego. To scenariusz aktorski. W większości scenariuszy znaleźć można piętnaście do dwudziestu minut aktorstwa i prawdziwych dialogów. W "Pulp Fiction" scenariuszowi towarzyszy kawał prawdziwego dialogu, który wciąga bez reszty. John Travolta potwierdza słowa swego ekranowego partnera: To jeden z najlepszych scenariuszy, jakie w życiu czytałem. - mówi.
Sukces "Wściekłych psów" pokazał, że Tarantino jak nikt inny potrafi stworzyć oryginalną i intrygującą fabułę oraz wielowymiarowe postacie. Obsada ról w "Pulp Fiction" nie nastręczyła więc poważniejszych trudności. Jak mówi producent filmu Lawrence Bender: Po premierze "Wściekłych psów" dostrzeżono wartość filmu i kreacji aktorskich. Proces obsadowy okazał się łatwy. Wielką szansę stworzyło tu wsparcie agencji aktorskich. Na przykład; nasi agenci zasugerowali Bruce'a Willisa. Powiedzieli: "Bruce będzie zachwycony mogąc wziąć udział w tym filmie". Tak więc spotkaliśmy się z nim i został on obsadzony w roli Butcha.
Tarantino był zawsze wielkim fanem Johna Travolty. Jak mówi: Jest on jednym z moich ulubionych aktorów. Był wspaniały w "Gorączce sobotniej nocy" i "Miejskim kowboju", a szczególnie w "Wybuchu" Briana De Palmy. Nie widziałem, aby wykorzystano go w sposób, w jaki - jak sądzę - powinien być wykorzystany, w sposób, w jaki ja bym go wykorzystał. Dałem mu scenariusz do przeczytania i zachwycił mnie sposób, w jaki się do niego zabrał. To było wspaniałe.
Przy "Pulp Fiction" pracowało wielu twórców, którzy wcześniej brali udział w realizacji "Wściekłych psów". Byli wśród nich: aktorzy Harvey Keitel, Tim Roth i Steve Buscemi, autor zdjęć Andrzej Sekuła, projektantka kostiumów Betsy Heimann, scenograf David Wasco, dekoratorka wnętrz Sandy Reynolds - Wasco oraz montażystka Sally Menke.
Najbardziej skomplikowaną dekoracją był Jack Rabbit Slim's, lokal, do którego Vincent Vega zabiera Mię Wallacę podczas ich nocnej eskapady. Powstała ona w studiu w Culver City, miała powierzchnię przeszło 2300 metrów kwadratowych i utrzymana była w odtworzonym współcześnie stylu lat pięćdziesiątych wzorowanym na pracach architekta Johna Lautnera. Scenografowie określili lokal jako "lata pięćdziesiąte na heroinie" w nawiązaniu do stanu ducha, w jakim wkracza do niego bohater grany przez Johna Travoltę. W centrum lokalu znajdował się parkiet taneczny w kształcie szybkościomierza.
Cytaty z filmu (znalezione w internecie)
- Wiesz, co w Europie najzabawniejsze? Małe różnice. Mają to samo gówno, co my, ale ciut inne.
- Przykład?
- W amsterdamskich kinach sprzedają piwo. W Paryżu nawet w MCDonaldzie podają piwo.
- Wiesz jak tam mówią na ćwierćfunciaka z serem?
- Nie "ćwierćfunciak z serem?"
- Mają system metryczny, nie skumaliby, co to.
- Więc jak na niego mówią?
- Royale z serem.
- A na big maka?
- Big mac to big mac. Le big mac.
- A jak mówią na whoppera?
- Nie jadam w Burger Kingu. Wiesz, czym w Holandii polewają frytki?
- Majonezem.
- Pierdolisz...
- Sam widziałem. Aż pływają w tym gównie.
***
- Przerwaliśmy wam śniadanko. Wybaczcie. Co jecie? Hamburgery! Fundament pożywnego śniadania. Jakie to hamburgery?
- Cheeseburgery.
- Skąd? McDonald's, Wendy's...
- Big Kahuna.
- To ta hawajska sieć. Podobno smaczne.
- Nie jadłem. Smaczne?
- Tak.
- Mogę się poczęstować? To jest naprawdę smaczny hamburger.
- Jadłeś burgera z Big Kahuna? Chcesz gryza? Są pyszne.
- Nie jestem głodny.| Ale spróbuj kiedyś. Sam rzadko je jadam, bo narzeczona jest jałoszką, więc i ja jestem jaroszem. Ale lubię smak dobrego hamburgera.
- Wiesz, jak mówią we Francji na ćwierćfunciaka z serem? Powiedz mu.
- Royale z serem.
- Royale z serem. A czemu?
- Bo mają system metryczny?
- Patrz pan, |jaki z Bretta mózgowiec! Cwany z ciebie skurwiel. Zgadza się.
***
- Jak wygląda Marsellus Wallace?
- Z jakiego jesteś kraju?
- Co?
Czy w "Co" mówią po angielsku? Mówisz po angielsku? I wiesz, co mówię? Więc opisz mi Marsellusa Wallace'a!
- Co?
- Powiedz jeszcze raz: "co"! Wyzywam cię, kutasie! Powiedz: "co"!
- Jest czarny.
- Dalej!
- Łysy.
- Wygląda jak kurwa?
- Co?
- Czy wygląda jak kurwa?!
- Nie!
- Więc czemu chciałeś go wydymać?
***
- Czytujesz Biblię?
- Tak!
- Zacytuję fragment. Pasuje jak ulał do sytuacji. Ezechiel, 25, 17.
„Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych doliną ciemności, bo on jest stróżem brata swego i znalazcą zagubionych dzieci. I dokonam na tobie srogiej pomsty w zapalczywym gniewie, i na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci; i poznasz, że Ja jestem Pan, kiedy wywrę na tobie swoją zemstę!".
***
- W dniu meczu poczujesz lekkie ukłucie. To twoja wkurwiona ambicja.
Pierdol ambicję! Ambicja tylko boli. Nigdy nie pomaga. Zwalcz ją w sobie. Bo za rok, kiedy się będziesz byczył na Karaibach, powiesz sobie: Marsellus Wallace miał rację.
- Dobrze to rozumiem, panie Wallace.
- W piątej rundzie dajesz dupy. Powtórz.
- W piątej rundzie daję dupy.
***
- Wiem o piercingu wszystko.
- Uszy przekłuwają pistoletem. Sutki też?
- Pistolet kłóci się z ideą przekłuwania. Przekłuwałam 18 miejsc, wszystkie igłą. Po 5 kolczyków w uszach, jeden na sutku.
2 w nosie, jeden w brwi, na brzuchu, wardze i łechtaczce. I ćwiek na języku.
- Przepraszam. Pytam z ciekawości...Po co ci ćwiek na języku?
- Seks. Wzbogaca fellatio.
***
- Co sądzisz o Trudi? Nie ma faceta, może razem pofruwacie?
- Która to Trudi? Ta z gównem na twarzy?
- Nie, to Jody, moja żona.
- Bolesna pomyłka.
***
- Cześć, Vincent. Ubieram się. Drzwi są otwarte.
Wejdź i zrób sobie drinka. Mówię przez interkom.
- Gdzie jest interkom?
- Na ścianie, przy Afrykańczykach. Na prawo. Ciepło. Cieplej. Disco!
Wciśnij guzik, jeśli chcesz mówić. Zrób sobie drinka. Zejdę za dwa kiwnięcia ogonem.
***
- Mniam!
- Dasz łyknąć?
- Proszę.
- Niech poznam smak shake'a za 5$.
- Nie mam robaków.
- Ale ja mogę mieć.
- Poradzę sobie z nimi.
- Zajebiście dobry.
***
- Okropne, nie?
- Co?
- Krępujące milczenie.
- Czemu ględzenie o bzdetach wiążemy z uczuciem swobody?
- Nie wiem. Dobre pytanie.
- Po tym można poznać kogoś wyjątkowego. Kiedy można się zamknąć i milczeć bez skrępowania.
***
- Kurwa, Lance, odbierz! Lance, telefon dzwoni, do cholery!
- Słyszę! I zaraz to powiem temu pierdolonemu dupkowi.
- Lance, tu Vincent! Kłopoty, jadę do ciebie!
- Zaraz, powoli. W czym rzecz?
- Siksa przećpała!
- Wybij to sobie ze łba!
- Muszę!
- Zaćpana?
- Zdychająca!
- Jedź do szpitala, dzwoń do adwokata. To ty ją ujebałeś, więc radź z tym sobie sam! Dzwonisz z telefonu komórkowego? Nie znam cię! Kto mówi? Rozłączam się! Żartowniś!
***
- Dzwonisz do mnie z komórki, kasujesz mi dom! Ogłuchłeś? Nie wezmę zaprutej zdziry do domu!
- Ta zapruta zdzira to żona Marsellusa Wallace'a.
***
- Co z nią?
- Przedawkowała!
- Wywal ją! Szybko!
- Pierdol się!
- Ty też się pierdol! Mów coś do niej. Przyniosę podręcznik.
- Na chuj ci podręcznik?
- Nigdy nie robiłem zastrzyku z adrenaliny! Nie musiałem! Moi znajomi znają umiar!
- Idź!
- Pozwól mi.
- Nie trzymam cię!
- Nie mów do mnie, mów do niej!
- Szybciej, umiera!
- Szukam, szukam!
- Czego on szuka?
- Jakiejś książki.
- Czego szukasz?
- Podręcznika medycyny! Małej czarnej książeczki! Podręcznika dla pielęgniarek!
- Nigdy takiej nie widziałam.
- Mam na pewno.
- Nie trzymasz jej z lekami?
- Przestań się czepiać!
- Wykituje nam na dywanie.
- W tym bajzlu niczego nie znajdziesz...
- Zdejmij jej bluzkę |i zaznacz serce.
- Dokładnie?
- Tak, zastrzyk ma być w serce.
- To chyba tu...Tak, tu. Daj mi gruby marker. Masz taki? Gruby marker!
Pierdolony flamaster!
- Pospiesz się!
- Okej. Chyba już.
- Nie, ty to zrobisz.
- Nie, ty.
- Nie! Nie umiem.
- Ja też nie.
-To ty ją tu przywiozłeś. Twoja siksa, twoja sprawa.
- Daj mi to! Mów, co mam robić.
- Robisz jej zastrzyk w serce, przebijając mostek.
- Mam ją dziabnąć 3 razy?
- Nie, raz, ale mocno, przebijając mostek. I wtedy wciskasz tłok.
- I co będzie?
- Sam jestem ciekaw.
- A jeśli ją zabiję?
- Nie, po prostu się ocknie.
- Licz do trzech.
- Raz. Dwa.
- Jeśli nic ci nie jest, powiedz coś.
- Coś.
- Kurwa, ale jazda!
***
A teraz pójdę do domu i dostanę zawału.
***
- Idą sobie trzy pomidory. Mama, tata i dziecko pomidor.
Mały wlecze się z tyłu |i przejeżdża go walec.
A Tata Pomidor woła: Keczup, prędzej!"
***
- Ten zegarek...został kupiony przez twojego pradziadka podczas I wojny. W małym sklepiku w Knoxville, w stanie Tennessee.To był jeden z pierwszych zegarków na rękę. Przedtem używano kieszonkowych. Kupił go szer. E.Coolidge, w dniu wyjazdu do Paryża.
Twój pradziadek nosił go przez calutką wojnę. Kiedy zakończył służbę, wrócił do prababci, zdjął zegarek i włożył do puszki po kawie. Pewnego dnia ojczyzna wezwała twego dziadka Dane'a, by jechał za morze i walczył z Niemcami. Tym razem była to II wojna światowa. Twój pradziadek dał synowi zegarek na szczęście. Ale Dane miał mniej szczęścia. Był w piechocie morskiej i zginął z towarzyszami broni na Wake Island. Dziadek stał w obliczu śmierci. Wiedział o tym. Żaden z tych dzielnych chłopców nie łudził się nadzieją. Na 3 dni przed japońskim atakiem dziadek poprosił strzelca z samolotu transportowego, Winockiego, całkiem obcego człowieka, by zawiózł jego maleńkiemu synkowi, którego nie zdążył zobaczyć, ten złoty zegarek. 3 dni później dziadek nie żył, ale Winocki dotrzymał słowa. Po wojnie odwiedził twoją babcię przywożąc maleńkiemu chłopcu złoty zegarek taty. Ten zegarek.
Twój tata miał go na ręku, kiedy go zestrzelili nad Hanoi.
Trafił do wietnamskiego obozu jenieckiego. Wiedział, że żółtki skonfiskują mu zegarek...że mu go odbiorą. Ale przecież to ty powinieneś go otrzymać. Nie mógł pozwolić, by żółte łapska pozbawiły synka spadku, więc go ukrył. W jedynym bezpiecznym schowku: w dupie. Przez pięć lat nosił zegarek w odbycie, a umierając na czerwonkę przekazał go mnie. Przez dwa lata nosiłem ten kawałek metalu w dupie. Wreszcie, po 7 latach, wróciłem do domu. Teraz... mały człowieczku, zegarek należy do ciebie.
***
- Jak go mamy szukać? Jestem gotów poruszyć Ziemię.
- Jeśli zwiał do Indochin, niech nasz czarnuch zaczai się w jego miseczce z ryżem.
***
- Lepiej, ptysiu z kremem?
- Oui. Jak było w biurze?
- Dość ciężko. Wdałem się w bójkę.
- Biedulek. Przytulisz się do mnie?
- Wezmę prysznic. Śmierdzę jak cap.
- Lubię twój smrodek.
- Zdejmę kurtkę.
- Przeglądałam się w lustrze... Chciałabym mieć brzuszek.
- Od patrzenia w lustro zachciało ci się gruszek?
- Mieć brzuszek. Brzuszek. Brzuszki są bardzo sexy.
- No to ciesz się...bo masz brzuszek.
- Nieprawda, grubasie! Mam tłuszczyk, jak Madonna w "Lucky Star", to nie to samo.
- Jest różnica między brzuszkiem a tłuszczykiem?
- Ogromna.
- Chciałabyś, żebym miał brzuszek?
- Wyglądałbyś jak niedołęga albo jak goryl. Ale kobiety z brzuszkiem są bardzo sexy. Nosiłabym za małe podkoszulki, żeby go podkreślić.
- I to się facetom podoba?
- Mam to gdzieś. To, co miłe oku i miłe w dotyku, rzadko bywa tym samym.
- Gdybyś miała brzuszek, przyłożyłbym ci.
- Przyłożyłbyś mi w brzuszek?
- Prosto w brzuszek.
- A ja bym cię nim zakryła, aż zacząłbyś się dusić!
***
- Kochasz mnie?
- Bardzo.
- Zrobisz mi dobrze ustami?
- Pocałujesz go?
- Ale ty pierwszy.
- Chyba złamałem żebro.
- Robiąc mi dobrze ustami?
- Nie, matołku, w walce.
***
- Wrócę, nim powiesz: "placek z jagodami".
- Placek z jagodami.
- Może nie aż tak szybko, ale szybko.
***
- W moim sklepie zabijam tylko ja albo Zed.
- To Zed.
***
- Przyprowadź Pokraka.
- Pokrak śpi.
- Więc będziesz musiał go obudzić.
***
- Wszystko okej?
- Nie. Kurewsko daleko od okej.
- Co dalej?
- Co dalej? Powiem ci, co dalej.
- Zamówię kilku czarnuchów, żeby popracowali nad nim z obcęgami i palnikiem.
- Słyszysz co mówię, buraku? Jeszcze z tobą nie skończyłem! Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza.
***
- Czyj to motor?
- Chopper, skarbie.
- Czyj chopper?
- Zeda.
- Kto to jest Zed?
- Zed zszedł, kochanie.
***
- Powinniśmy już nie żyć.
- Wiem, mieliśmy farta.
- Nie, nie...To nie był fart.
- Może.
-To była boska interwencja. Wiesz co to takiego?
- Bóg zstąpił z nieba i zatrzymał kule?
- Czas się zmywać.
- Nie lekceważ tego! To był pierdolony cud!
- Gówno chodzi po ludziach.
- Ale nie takie.
- Pogadamy o teologii w wozie.
***
- Strzeliłem mu w ryj.
- Po jaką cholerę?
- To wypadek!
- Przegiąłeś, facet.
- Spokojnie, pewnie najechałeś na wybój.
- Gówno, nie wybój!
- Ja nie chciałem, pistolet sam wypalił!
- Coś ty narobił? I to w biały dzień!
***
- Co ty, kurwa, robisz?
- Wycieram!
- Umyj ręce, zamiast je moczyć!
- Myłem. Ciężko schodzi. Gdybym miał pumeks...
- Więc czemu mój ręcznik nie wygląda jak podpaska?
***
- Czy przed moim domem stoi napis: „Przechowalnia zdechłych czarnuchów"?
- Wiesz, że...
- Widziałeś napis: "Przechowalnia trupów"?
- Nie.
- A wiesz czemu nie widziałeś?
- Bo nie prowadzę przechowalni zdechłych czarnuchów!
***
- Imiona zleceniodawców?
- JULES (CZARNY) i VINCENT (BIAŁY). JEDEN TRUP. BRAK GŁOWY.
Pół godziny drogi. Będę za 10 minut.
9 minut, 37 sekund później...
- Jesteś... Jimmie? To twój dom?
- Zgadza się.
- Wolf, rozwiązuję problemy.
***
- Dobra, pierwsza sprawa: włóżcie trupa do bagażnika. Dom jest utrzymany, więc pewnie masz od cholery środków czyszczących.
Weźcie je i wymyjcie wnętrze wozu. I to piorunem. I zbierzcie z siedzenia kawałeczki mózgu i czaszki. Z obiciami nie przesadzajcie. Nie będziecie z nich jeść.
***
- Dobra robota, panowie. Może nam się uda. To ten sam samochód?
Za wcześnie na lizanie się po fiutach. Faza nr 1 - zakończona. Faza nr 2 - kolej na was.Rozebrać się.
- Całkiem?
- Do gołej dupy. Szybciutko. Za 15 minut lepsza połowa Jimmiego wraca do domu.
- Ale chłodny ranek! To naprawdę konieczne?
- Wiecie, jak wyglądacie? Jak faceci po mokrej robocie. Zdjęcie krwawych szmat jest konieczne. Wrzućcie je do worka. Nie wystawiaj go przed dom dla śmieciarzy. Bierzemy go z sobą. Jim... mydło.
Znacie to z pierdla. Zaczynamy.
- Ale zimna woda!
- Nie zazdroszczę.
- Mydlimy się. Teraz tam. Przy włosach Vincenta. Ręczniki. Wystarczy. Rzuć im ciuchy. Idealnie.
- Lepiej byśmy tego nie wymyślili.
- Wyglądacie jak...
- Jak wyglądają, Jimmie?
- Jak przygłupy.
- Wyglądają jak dwa przygłupy.
- To twoje ubrania, kutasie.
***
- Bekon? Nie jem wieprzowiny.
- Jesteś Żydem?
- Nie lubię świniny.
- Czemu?
- Nie jadam plugawych zwierząt.
- Ale bekon jest pyszny.
- Schabowe są pyszne. Szczur może też, ale nie wezmę skurwiela do ust. Świnie śpią i ryją w gównie. Nie jem tak durnych zwierząt.
- A pies? Zjada własne kupy.
- Psów też nie jem.
- Uważasz je za plugawe?
- Plugawe może nie, ale brudne na pewno. Ale pies ma osobowość, a to wiele zmienia.
- Gdyby świnia miała osobowość nie byłaby plugawa?
- Musiałaby mieć kupę wdzięku. 10 razy więcej niż świnka Piggy.
***
- Kocham cię, Dziubasku.
- Kocham cię, Misiu-Pysiu.
- Spokojnie! To napad! Niech któryś z was, pojebańcy, drgnie, a rozpierdolę wszystkich w drobny mak!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz