piątek, 17 stycznia 2025

Nie żyje David Lynch

To śmierć szczególnie bolesna. Moje zainteresowanie poważnym kinem rozwijało się wraz z jego twórczością. David Lynch pozostawił po sobie kilka wybitnych filmów i chyba najlepszy serial w historii.

Pierwszy obejrzany przeze mnie film Davida Lyncha to była bodajże „Diuna” i nie było to dobre spotkanie. Na szczęście niedługo potem Lynch pokazał mi „Blue Velvet”, a chwile potem trafiłem na wybitnego „Człowieka słonia” i sięgnąłem po „Głowę do wycierania”. A potem oglądałem filmy zgodnie z ich premierami i w ten sposób kolejne filmy Lyncha budowały moją filmową świadomość. Za każdym razem udowodniając, że drzemie w jego głowie wyobraźnia nieposkromiona, nieskrępowana klasycznym postrzeganiem kina i naprawdę niezależna.

Tym największym przełomem był serial „Miasteczko Twin Peaks”, który dotarł do naszego kraju w czasie ustrojowej transformacji i który wywołał w telewizji wielkie poruszenie. Każdego (chyba piątkowego) wieczora fani zasiadali, aby śledzić losy wymyślonych przez Lyncha bohaterów, tak niezwykłych i tak ciekawych. Moim zdaniem Lynch stworzył serial idealny i do dziś pierwszy sezon jest dla mnie taką wzorcową opowieścią. Drugi już taki nie był, a pamiętam go średnio, kinowa wersja rozczarowała, a niedawny trzeci sezon kompletnie się już ze mną rozminął. Co nie zmienia faktu, że do każdej z tych produkcji podchodziłem z szacunkiem.

Po serialu była Złota Palma w Cannes za „Dzikość serca”, „Zagubiona autostrada”, „Prosta historia” – tak do Lyncha niepodobna, znakomity „Mulholand Drive” i jeszcze, kompletnie dla mnie niezrozumiały „Inland Empire”, częściowo nakręcony w Polsce we współpracy z ekipą festiwalu Camerimage.

To właśnie na łódzkich edycjach festiwalu byłem Lyncha najbliżej, bo kilka razy gościł na Camerimage, był Łodzią zachwycony, planował otworzenie tutaj studia. Po latach do Torunia zawitała wystawa Davida Lyncha i fajnie było podróżować po tych korytarzach, w tej przestrzeni. To wspomnienie też ze mną zostało.

Lynch kręcił dużo krótkich metraży, ale to nie moja bajka. Za to robiły wrażenie jego teledyski. Dawno nie nakręcił filmu kinowego i „Inland Empire” zostaje ostatnim takim jego przedsięwzięciem. Planował kolejny film, ale niezależna osobowość nie sprzyjały w tych czasach kręceniu odważnych filmów. W 2017 roku raz jeszcze odwiedził Twin Peaks, ale mimo wielu pochlebnych opinii, ja już nie znalazłem z głową Lyncha wspólnego języka. Za to spotkałem Davida Lyncha w filmie Stevena Spielberga "Fabelmanowie", gdzie zagrał postać Johna Forda.

Pozostały ze mną wybrane dzieła Davida Lyncha, te zdecydowanie bardziej klasyczne i przede wszystkim te odbiegające od prostego postrzegania kina. Bo taki był mój David Lynch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz