czwartek, 4 grudnia 2014

"Hobbit: Pustkowie Smauga - moja wersja rozszerzona


Należę do odbiorców, którzy łagodniej pochodzą do "Hobbita", bo też czy rzeczywiście tak wiele udanych filmów z gatunku fantasy gości na naszych ekranach? Kupię w ciemno wszystko co z taką dbałością zostanie stworzone przez Petera Jacksona w temacie Śródziemia. Nie ma wątpliwości, że do klasy "Władcy Pierścieni" nowej serii daleko, ale i tak jest ona trzy Ery dalej niż każda inna filmowa próba zmierzenia się z klasycznym fantasy. Po roku oczekiwania przyszła pora zmierzyć się z wersją rozszerzoną filmu "Hobbit: Pustkowie Smauga". Środkowa część tej opowieści już w wersji kinowej prezentowała się lepiej od "Niezwykłej podróży", a jej dłuższa edycja tę przewagę podkreśla. Szczególnie dzięki dodatkowym scenom, które pojawiły się w filmie.


"Pustkowie Smauga" ma kilka znakomitych i ważnych elementów dla całej historii: Beorn, Mroczna Puszcza i pająki, Thrainduil i elfy, spływ beczkami, Dol Guldur, Miasto na Jeziorze, Erebor i oczywiście  spotkanie ze Smaugiem. Całe szczęście, że oczekiwanie na "Bitwę Pięciu Armii" właśnie dobiega końca. Rozszerzone "Pustkowie Smauga" dobrze wprowadza widzów (obytych i nie obytych z tematem) w nadchodzące finałowe wydarzenia. Duża w tym zasługa dodatkowych scen, których w wersji rozszerzonej jest prawie 30 minut i wnoszą one do opowieści kilka bardzo ważnych fabularnych rozwiązań.

UWAGA SPOILERY. Największym bonusem podczas oglądania wersji rozszerzonej "Pustkowia Smauga" jest oczywiście spotkanie z Thrainem - ojcem Thorina, który zaginał w bitwie o Morię. Najpierw w retrospekcji wspomina go Thorin, potem możemy ujrzeć go na własne oczy w Dol Guldur. Tajemnica została rozwikłana i oto dostaliśmy wydarzenie, które zapowiadane było już od jakiegoś czasu. Te sceny są znakomite, a Thrain wypada bardzo ciekawie jako postać szalona i opętana, próbująca wyrwać się z sideł wszechpanującego zła – nie ma w nim już królewskiego dostojeństwa, minęło przecież wiele lat od wojny o Morię. Piętno czasu widać wyraźnie na twarzy króla. Czy w końcowej scenie Thrain zginął i było to ostateczne  pożegnanie z tą postacią? Wszystko na to wskazuje, bowiem wprowadzenie teraz tej postaci do finału kinowego może nieco zdezorientować osoby, które z wersją rozszerzoną nie miały do czynienia. Jednak nie przekreślajmy takiej możliwości całkowicie. Druga kapitalna scena to pierwsze spotkanie Beorna z krasnoludami w jego domu. Inne niż w kinowej wersji, zdecydowanie dłuższe i zabawniejsze. Ucieszy na pewno widzów bardzo rozbudowana scena dziejąca się w Mrocznej Puszczy, kiedy krasnoludy i Bilbo błądzą na rozlewiskach. Mnie osobiście ten fragment wydał się zdecydowanie za długi i raczej nudnawy, ale zapewne zachwyci osoby, które biorą w ciemno każdy pomysł Petera Jacksona i każdą dodatkową sekundę filmu.  Więcej jest też scen dziejących się w Mieście na Jeziorze, z pamiętnym zjadaniem cynaderek – co jest obrzydliwe, ale na swój sposób zabawne (w dodatkach pokazano, jak ciężko pracowano nad tą sekwencją). W sumie to prawie 30 minut scen, które dobrze uzupełniają kinową opowieść. KONIEC SPOILERÓW.

I choć nowe sceny cieszą, to w porównaniu do scen rozszerzonych we "Władcy Pierścieni" nie wpływają tak mocno na całą historię – są dodatkiem tylko i ciekawostką. Wynika to po prostu z tego, że "Władca Pierścieni" miał więcej do opowiedzenia i wiele kluczowych scen nie zmieściło się w wersji kinowej. Trzyczęściowy "Hobbit" został nieco na siłę wydłużony i scen dodatkowych nie ma niestety zbyt wiele. Już dziś wiadomo, że finałowa "Bitwa Pięciu Armii" będzie dłuższa o około 30 minut. Jednak na to wydanie musimy poczekać jeszcze rok.

Przyznać się jednak muszę, że bardzo lubię wersje rozszerzone tej i poprzedniej trylogii na Blu-ray. Świetnie dopełniają one film, pozwalają jeszcze mocniej wgłębić się w opowieść, obcować z nią dłużej i do woli przyglądać się pamiętnym i ulubionym scenom. Filmy dzięki nim są po prostu lepsze i pełniejsze. Szczególnie widać to oglądając właśnie "Pustkowie Smauga".

Wydanie Blu-ray

Uczta filmowa w domowym zaciszu. Format obrazu to 1080p High Defination 16x9 LB (2.40:1) i dostarcza on na małym ekranie wielu znakomitych chwil. Cyfrowo podkręcony do maksimum możliwości obraz współczesnej technologii. To co w kinie raziło, w odbiorze w telewizorze już tak nie boli. Nie będę więc narzekał na zbyt cyfrową jakość zdjęć, bo na małym ekranie tego nie dostrzegam. Film można oglądać w wersji oryginalnej z dźwiękiem DTS-HD Master Audio z polskimi napisami lub lektorem. To oczywiście element przygotowany na najwyższym poziomie i z poszanowaniem pracy dźwiękowców.

Ale sam film to tylko jedna z atrakcji wydania Blu-ray. Inne przynosi wielogodzinne oglądanie dodatków zgromadzonych na trzech płytach. Dostarczają one wielbicielom tematu wielu cennych informacji, otwierają przed widzami tajemnice i ciekawostki związane z produkcją filmu. Nie da się ich w żadnym wypadku nawet przybliżyć w takim tekście. Jest ich po prostu mnóstwo, a większość z nich ważna dla przebiegu produkcji filmu, na który po takim seansie spojrzymy inaczej.

Na pochwałę wydania zasługuje już sama kartonowa obwoluta z ładnie zaprezentowanym wytłoczonym tytułem oraz piękne menu początkowe, które oprowadza nas po najważniejszych lokacjach drugiej części filmu. Pierwsze dodatki znajdujemy na płycie z filmem i są to komentarze twórców oraz dokument "Nowa Zelandia: Dom Śródziemia – Część 2". Dodatki główne do "Pustkowia Smauga" zmieściły się na dwóch dodatkowych płytach, które dla całej filmowej historii Śródziemia autorstwa Petera Jacksona otrzymały numery 9 ("W dzikich krainach. Kroniki Hobbita – część 2") i 10 ("Podróż do Ereboru"). W sumie to 10 godzin materiałów podzielonych na kilkanaście rozdziałów. Przeprawa przez nie to spore czasowe wyzwanie, które można porównać do wyprawy Bilba - im dalej w nie się zagłębiamy, tym stają się one ciekawsze i poszerzają naszą wiedzę na ten temat.

"W dzikich krainach. Kroniki Hobbita – część 2"

Ten zestaw materiałów dokumentalnych trwa dokładnie 5 godzin i podzielony został na 14 głównych rozdziałów. W kolejności są to:

Serdeczne powitanie
Sprawy państwowe
Schronienie na jeziorze
U króla elfów
Mchy i pająki
Dziwna kwatera
Na progu
Na zwiadach
Z prądem rzeki
Beczki
Przypadkowe spotkanie
Znowu w Ereborze
W ogień
Napisy końcowe

Każdy z tych dokumentów można oglądać osobno i każdy skrywa garść świetnych informacji na temat przebiegu produkcji i sposobu realizacji filmu. Zostały one posegregowane w kolejności prac na planie. Dowiedzieć więc możemy się tutaj jak trudne było i nieprzyjemne nakręcenie scen z krasnoludami w beczkach z rybami. To tutaj właśnie widzimy po raz pierwszy krew na twarzy Legolasa – czego nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy. Wiadomo już kogo w "Pustkowiu Smauga" zagrali Alan Lee i John Howe (bo to nie było takie oczywiste) oraz czym poskutkowała wizyta Stevena Colberta i jego rodziny na planie. Dodatki te dają nam możliwość obejrzenia raczej nieudanej sceny z udziałem Petera Jacksona, której wycięcia zażądała Fran Walsh (i bardzo dobrze).

Sporym doświadczeniem dla naszych żołądków będzie zapis prac nad sceną jedzenia cynaderków i spotkanie z władcą Miasta na Jeziorze. Sporo czasu spędzimy w domu Barda, poznamy córki Jamesa Nesbitta, które grają w filmie oraz przyjrzymy się trudnościom pracy w skalowanej scenografii. Imponująco wyglądają dokładnie takie same elementy stworzone dla dwóch oddzielnych planów. Sporo wysiłku kosztowała twórców realizacja scen z atakiem orków na dom Barda oraz praca kaskaderki zastępującej Evangeline Lilly w roli Tauriel. To tutaj będzie miejsce na opowiedzenie o scenie z toaletą oraz czarnej strzale.

W świecie elfów wiele miejsca poświęcono kostiumom Thrainduila, które przysparzały problemów grającemu tę rolę Lee Pace. I choć nigdy nie widzimy jak pracuje Fran Walsh (żona Jacksona, producentka i scenarzystka całej serii) to możemy posłuchać jej głosu. Jest też scena, która nie znalazła się w gotowym filmie, gdy Legolas z ojcem spoglądają na Samotną Górę. Ciekawie też wyglądają prace nad scenami gdy krasnoludy przebywają w więzieniu oraz wchodzą do beczek.

Realizując sceny z pająkami twórcy musieli zastosować dużą liczbę filmowych sztuczek, by na ekranie wypadły one przekonująco. To tutaj występowali kaskaderzy w zielonych kostiumach, których w filmie zastąpiono komputerowymi pająkami. Dowiedzieć można się też, jak została zrobiona pajęcza sieć. A chwilę oddechu otrzymamy oglądając filmik poświęcony Peterowi Jacksonowi i jego nieodłącznemu kubkowi z herbatą.

Beorn to jedna z ważniejszych postaci "Hobbita". Scenom w jego domu poświęcono sporo czasu. W końcu twórcy wyszli ze studia w plener i jak widać w materiale przysporzyło im to wielu trudności. Ian McKellen nie kryje swojego uznania dla aktora Mikaela Persbrandta. W dalszych materiałach przyglądamy się pracy ze Smaugiem oraz scenografii zbudowanej w jego siedzibie. Praca ze złotem to imponująca robota scenografów i bardzo mozolna dla całej ekipy. To tutaj na chwilę pojawia się Benedict Cumberbatch i opowiada o swojej roli. Jednak Smaug to przede wszystkim komputery. Na tym etapie skupiono się przede wszystkim na ukazaniu pracy ze złotem.

Osobny rozdział to spływ beczkami. Najpierw krótka, ale bardzo trudna praca w plenerze, gdzie aktorzy do odegrania mieli scenę wyjścia z beczek do wody. Potem zaś przenosimy się do studia, gdzie nakręcono sam spływ. I te sceny nie należały do łatwych w realizacji. Warto obejrzeć ten materiał, bo pokazuje jak bardzo skomplikowane były te ujęcia, jak wiele trzeba było połączyć elementów, by wszystko spójnie zagrało.

Bardzo ciekawym dodatkiem jest ten ukazujący ewolucję dwóch planowanych na początku filmów w trylogię. Twórcy tłumaczą się z chęci sięgnięcia po mniej znane historie stworzone przez Tolkiena a zamieszczone m.in. w dodatkach do "Powrotu Króla". W początkowych planach miały więc powstać "Niezwykła podróż" oraz "Tam i z powrotem". Początek dzisiejszego "Pustkowia Smauga" był końcem pierwszego filmu, a koniec "Pustkowia Smauga" był początkiem drugiego filmu. Jackson sam przyznaje, że to kiepskie rozwiązanie by koniec filmu stał się pierwszą połową, a początek innego filmu – drugą połową nowej produkcji. Jednak zapewnia, że dołożono starań by dopracować "Pustkowie Smauga". Dokręcono wiele scen spoza oryginalnego scenariusza, powstały nowe dialogi, ekipa powróciła do Nowej Zelandii by zrealizować dodatkowe ujęcia. Te kolejne prace trwały 10 tygodni. Pomysł na nakręcenie sceny spotkania Thorina i Gandalfa narodził się dopiero na tym etapie produkcji. Ekipa musiała zbudować Bree, które pamiętamy z "Władcy Pierścieni" a wykorzystano plany z Miasta na Jeziorze. To też okazja by powrócić do scen ukazujących kręcenie Bree w czasie "Władcy Pierścieni". W tych ujęciach nie mogło zabraknąć Petera Jacksona z marchewką…

W czasie dodatkowych zdjęć ekipa powróciła też do Ereboru. Była potrzeba nakręcenia dodatkowych scen ukazujących waleczność krasnoludów, ich spotkanie ze Smaugiem i doprowadzenie drugiej części do momentu kulminacyjnego. Po drodze zaś Peter Jackson musiał sporo improwizować, bo nie wiedział jeszcze jak wyglądała będzie scena w Ereborze ze smokiem ścigającym krasnoludy i Bilba. Te ostatnie ujęcia z "Pustkowia Smauga" montowano i udźwiękawiano w szaleńczym tempie przez wiele godzin.

I w końcu dodatek zatytułowany "W ogień" a tutaj spojrzenie na "Bitwę Trzech Armii". Tylko kilka minut, ale sporo ujęć z głównymi bohaterami filmu, których gotowy kształt poznamy lada dzień.

"Podróż do Ereboru"

Na trzecią płytę z dodatkami składają się następujące dokumenty:

Powstanie Smauga: Ostatniego ognistego króla
Ludność i mieszkańcy Śródziemia
Królestwa Trzeciej Ery: Od domu Beorna po Miasto na Jeziorze
Muzyka Hobbita
Napisy końcowe

Całość to 5 godzin i 5 minut obcowania z procesem produkcyjnym drugiego "Hobbita".

Największą atrakcją tej części dodatków jest oczywiście Smaug  i to pracy nad tą postacią twórcy bali się najbardziej. W końcu mierzono się przecież z bardzo oczekiwanym fragmentem całej historii, wielką fascynacją profesora Tolkiena, który już w wieku 7 lat zaczął pisać pierwsze opowiadanie o smoku. W dokumencie mamy rys historyczny dotyczący tego stworzenia. Smaug wywodzi się od dwóch innych mitycznych smoków – tego opisanego w Beowulfie i Fafnira z Sagi rodu Volsungów (poematu islandzkiego cenionego przez Tolkiena). To właśnie Fafnir jest mówiącym smokiem. Obie bestie w mitologii strzegły wielkiego skarbu. Twórcy postawili sobie za cel pokazanie smoka jakiego jeszcze nikt nie widział, ale też zgodnie z wizją Tolkiena. I choć wszyscy od początku zastanawiali się jak wyglądał będzie Smaug, to nikt nie miał wątpliwości co do jego wielkości. W dokumencie możemy zobaczyć projekty smoka na różnych etapach i różnego autorstwa – imponująca kreatywność.

W drugiej części materiału o Smaugu twórcy skoncentrowali się na jego grze aktorskiej, a przede wszystkim na pracy Benedicta Cumberbatcha, który "wcielił" się w smoka. To spore wyzwanie dla aktora, który na poziomie technologicznym oddać ma emocje Smauga oraz jego mowę. Z tego zadania popularny aktor wywiązał się znakomicie. I choć w tych wypowiedziach nie kryje swojego zachwytu, to w najnowszych jego wywiadach czytamy, że kręcąc te sceny "czuł się jak idiota". Jeden z ciekawszych filmików pokazuje przesłuchanie aktora z 2010 roku, który od początku chciał zmierzyć się z postacią smoka i już na tym etapie bardzo ciekawie się zaprezentował. Potem jest jeszcze lepiej, bo aktor szaleje pracując w kostiumie motion capture. Ciekawostką jest m.in. to, że na początku Smaug miał porozumiewać się z Bilbem telepatycznie, ale twórcom wyraźnie tutaj coś nie pasowało i pomysł zarzucono. Wyzwaniem było pokazanie smoka mówiącego i do tego właśnie wykorzystano nagrane wcześniej ujęcia z Cumberbatchem, który idealnie oddał mimikę Smauga (pracował nad nimi Krzysztof Szczepanski – Senior Animator przy "Hobbicie"). Cały materiał o Smaugu to spora gratka i wielka okazja do przyjrzenia się złożoności pracy nad postacią smoka – bodajże najbardziej oczekiwanej postaci z "Hobbita". I na tym etapie zdecydowanie najlepiej wypadającej.

Kolejny materiał poświęcony jest ludności i mieszkańcom Śródziemia. W pierwszej części możemy przyjrzeć się postaci Beorna, który zbudowany został na postaci Beowulfa, człowieka niemal podobnego do niedźwiedzia – przynajmniej z siły. Beorn ma więc podstawę w klasyce i to tej najbardziej odległej. Potem przechodzimy do części materiału poświęconej filmowej wersji tej postaci i Mikaela Persbrandta, który zagrał tę postać. Wybór wyglądu, charakteryzacja, protezy, kostium – a wszystko po to by postać nie przypominała tylko człowieka, by miała w sobie wiele zwierzęcych cech. I choć ekipa przygotowała bardzo przemyślany koncept to w komputerze dodano jej jeszcze dodatkowych elementów. Osobną częścią opowieści są pająki, które przedstawiają czyste zło w Śródziemiu. W dzieciństwie tarantula ugryzła Tolkiena i podobno przestał bać się pająków, ale zdecydowanie odegrały one ważną rolę w jego twórczości. Pająków nie lubi też Peter Jackson. W "Hobbicie" pająki miały nawiązywać do Szeloby z "Władcy Pierścieni", ale nie miały być takie same. Twórcy zwrócili się o pomoc także do naukowca specjalizującego się w tym temacie. I po tych badaniach zaprojektowano pająki do filmu, które były wpadkową różnych gatunkowych przedstawicieli. Głosami pająków mówią starzy znajomi Petera Jacksona.

Miasto na Jeziorze doczekało się tylko niewielkiej wzmianki w książce, ale w filmie reprezentuje ludzką kulturę i poświęcono mu sporo miejsca. To odpowiednik średniowiecznego miasta handlowego, gdzie ludzie pochodzą z różnych światów. Ważną postacią miejsca jest jego władca, w którego postać wcielił się Stephen Fry. Wszechstronność aktora zachwyca. Nie byłoby jednak tej postaci, bez jego sługi Alfrida. W mieście Władca ma zagorzałego przeciwnika w postaci Barda. Wstępne koncepcje chciały go upodobnić do Aragorna, a zaangażowanie Luke'a Evansa nadało tej postaci odpowiedniego charakteru. W dodatku aktor pochodzi z Walii, miejsca pochodzenia dziadków Petera Jacksona, ma odpowiedni akcent, który idealnie pasował do filmu. I na koniec niespodzianka. Poznaliśmy też aktora, który wcielił się w postać Giriona, ale po odpowiedz odsyłam do dodatków.

Królestwa Trzeciej Ery to 1,5 godzinny materiał pozwalający odkryć nieznane do tej pory części Śródziemia. Dzikie kraje znane z książek Tolkiena tutaj nabrały realnego kształtu. Twórcy odwiedzają dom Beorna, Mroczną Puszczę (w rzeczywistości znajdująca się częściowo na terenie Polski, oddzielająca Zachód od Wschodu :), królestwo elfów, Miasto na Jeziorze i stosując się do zapisów z książki budują scenograficzne cuda. Oczywiście inspiracją była średniowieczna literatura, ale też "Władca Pierścieni" i wielka wiedza oraz wyobraźnia wielu utalentowanych twórców. Budowa każdej z nich to było ogromne scenograficzne wyzwanie i jak mówią twórcy fantastyczna przygoda. Zadbano o najmniejsze szczegóły, drobiazgi, odniesienia do poprzedniej trylogii. Praca zespołu imponuje pod każdym względem.

Ostatni z materiałów poświęcony jest muzyce z "Hobbita", ale by spojrzeć na nią odpowiednio trzeba cofnąć się do "Władcy Pierścieni". Każdy z fragmentów filmu miał odpowiednio dobraną muzykę, nad którą pracowano skrupulatnie. O każdym z tych aspektów opowiada tutaj m.in. Howard Shore oraz jego liczni współpracownicy. To kolejny element pracy nad filmem, który przemyślano w najdrobniejszym szczególe, by stał się on integralną częścią opowieści.

***


Całość dodatków to przeszło 10 godzin obcowania z niesamowitą produkcją. Po obejrzeniu całego tego materiału, szacunek dla filmu rośnie i spojrzeć można na niego życzliwiej. Dodatkowy plus za to, że wszystkie dodatki zostały zaopatrzone w polskie napisy, menu zostało przygotowane w języku polskim. Staranne wydania filmów ze Środziemia to znak rozpoznawalny Petera Jacksona. Warto mieć je w komplecie w swoim posiadaniu.
(dla www.stopklatka.pl)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz