sobota, 22 grudnia 2018

10 bardzo oczekiwanych filmów 2019 roku


Jakie filmy zachwycać będą widzów w 2019 roku, na jakie czekam szczególnie gorąco? Większość najbardziej wartościowych tytułów nie jest dziś jeszcze powszechnie kojarzona, bo te pojawią się później w okolicach Cannes, Wenecji czy Toronto. Skupię się więc na tytułach z głównego nurtu kina. Lista poniższa ułożona została jedynie z tytułów, które mają już swoje oficjalne daty premiery w polskich kinach i są to tylko filmy, które w kinach zadebiutują w przyszłym roku.

Jedną z pierwszych znaczących premier 2019 roku będzie crossover dwóch udanych filmów M. Nighta Shyamalana – mojego ulubionego „Niezniszczalnego” oraz cenionego przez wiele osób „Split”. Spotkanie takie zapowiedziane zostało już w finale tego drugiego, Shyamalan od lat obiecywał rozwinięcie opowieści z „Niezniszczalnego” i słowa dotrzymał. Mam jednak bardzo duże obawy o film „Glass” (premiera 18 stycznia), bo jego twórca już wiele razy popisywał się sporą nieudolnością. Zaprezentowane zwiastuny „Glass” umiejętnie podsycają zainteresowanie, ale też prowadzą całą opowieść w jakiś niebezpieczny kierunek i nie wiadomo do końca, czy to David Dunn (Bruce Willis) odegra tutaj kluczową rolę. Ja bym wolał, aby w „Glass” przeważały motywy z „Niezniszczalnego”, ale to „Split” był niedawno sporym przebojem w kinach. Bardzo łatwo będzie zepsuć taki projekt.


Pierwsza z wielu oczekiwanych polskich premier to „Kurier” w reżyserii Władysława Pasikowskiego (8 marca). Co prawda jego „Pitbull. Ostatni pies” nie przekonał mnie szczególnie mocno, ale reżyser ten słusznie uchodzi za najlepszego polskiego rzemieślnika i z pewnością z oryginalną opowieścią osadzoną w naszej historii może poradzić sobie tak dobrze, jak z „Pokłosiem” czy „Jackiem Strongiem”. „Kurier” opowiada o Janie Nowaku-Jeziorańskim i przybliża także ostatnie chwile przed wybuchem Powstania Warszawskiego. Bardzo ciekawe jest, jak twórcy tego film potraktują i pokażą ten moment i samą decyzję o wybuchu powstania, która dziś budzi tak wiele wątpliwości. Jak Pasikowski podejdzie do tematu, czy pojawią się tutaj kontrowersyjne oceny tego wydarzenia? Mało prawdopodobne, skoro film produkuje także Muzeum Powstania Warszawskiego, ale Pasikowski nie wydaje mi się facetem, który ulega wpływom i naciskom. Liczę na rzetelne i uczciwe spojrzenie na to zdarzenie.


Kolejna znacząca polska produkcja to „Ciemno, prawie noc” w reżyserii Borysa Lankosza (premiera 22 marca). Ekranizacja bardzo dobrej książki Joanny Bator ma w sobie potencjał na świetny thriller i kapitalnie klimatyczne kino z tajemnicą. Autorem zdjęć do filmu jest Marcin Koszałka, który w swoim „Czerwonym Pająku” wykreował wspaniałą rzeczywistość Krakowa końca lat sześćdziesiątych. Sukces „Ciemno, prawie noc” zależy w dużej mierze od scenariusza oraz reżyserskich umiejętności Borysa Lankosza. Taki temat w rękach rzemieślnika z Hollywood (lub pobliskiej Kanady) mógłby przynieść film na miarę chociażby „Labiryntu” i takie kino chciałbym obejrzeć. Moje obawy biorą się po prostu z tego, że ekranizacja „Ziarna prawdy” zrealizowana przez Lankosza, choć sprawnie przeprowadzona była filmem niespełnionym i przyniosła mi duże rozczarowanie. Za „Ciemno, prawie noc” trzymam mocno kciuki, bo połączenie kina gatunkowego i popularnego z ambitną opowieścią i ciekawymi postaciami ma szanse przynieść najlepszy polski film 2019 roku. Nadzieje budzi też imponująca obsada z Magdaleną Cielecką na czele.


Nieco ponad miesiąc później w kinach pojawi się „Avengers: Endgame” (premiera 25 kwietnia), który ma być finałem całej serii. Poprzednia część tej komiksowej historii wniosła gatunek na wyżyny podobnych produkcji i zdecydowanie postawiła bardzo wysoką poprzeczkę dla wszystkich podobnych produkcji, także dla czwartej części „Avengers”. Z drugiej strony daje to twórcom bardzo duże pole do popisu, a scenariusz (jeśli tylko nie pójdzie na skróty i nie zmarnuje potencjału „Wojny bez granic”) przynieść może najlepszy komiksowy film w historii.


„Ad Astra” to kino fantastycznonaukowe, któremu dziś wróży się spory niewypał (premiera 24 maja). Ja jednak wierzę w reżyserskie umiejętności Jamesa Graya, który zachwycił mnie filmem „Zaginione miasto Z”. W produkcję tamtego niezwykłego i ambitnego przygodowego filmu włączył się Brad Pitt, który w „Ad Astra” zagrał główną rolę i też zajął się produkcją. Wcielił się on w rolę astronauty, który podróżuje na zewnętrzne krańce Układy Słonecznego, aby odnaleźć swojego zaginionego ojca, ale odkrywa tajemnicą, która zagraża naszej planecie. Ten enigmatyczny opis zapowiada coś tak żenującego, jak „Life”, ale nie dajmy się zwieść i poczekajmy na ostateczny efekt. Na razie prace nad „Ad Astra” przebiegają z trudnościami, ale podobne kłopoty przeżywała produkcja „World War Z”, a przecież ostatecznie wyszło z tego dobre kino. Może po prostu Brad Pitt lubi mieszać w swoich filmach… Ja trzymam kciuki za „Ad Astra” także ze względu na udział w produkcji autora zdjęć filmowych Hoyte Van Hoytema, który zrealizował m.in. „Interstellar” i „Dunkierkę”, a wcześniej kończył Szkołę Filmową w Łodzi.          


W dziedzinie kina efektów wizualnych dziś najwyżej notuje szanse megaprodukcji zatytułowanej „Godzilla: Król potworów” (premiera 31 maja). Poprzednia hollywoodzka część filmu o japońskim gigancie scenariuszowo była przeciętna, ale technicznie sprawdziła się fantastycznie. Jeśli była to przygrywka do drugiej części, to ja nie mam nic przeciwko. Niech dzieje się jeszcze więcej, niech widowisko zachwyca rozmachem, efektami wizualnymi i niech potwory walczą, niszczą i przerażają. Tutaj nie liczę nawet na jakikolwiek scenariusz, bo nie tego szukam. Chcę zobaczyć moje ukochane potwory w akcji, chcę poczuć dreszcze emocji wywołany ich niszczycielską działalnością. A jeśli do tego przytrafi się jakaś fajna historia, to dodatkowo będę bił brawo.


O filmie „Once Upon a Time in Hollywood” pisałem już wielokrotnie (premiera 9 sierpnia). To nowy film Quentina Tarantino, aktorskie spotkanie Brada Pitta z Leonardo DiCaprio i Rafał Zawierucha jako młody Roman Polański. Los Angeles lat sześćdziesiątych, plejada gwiazd w obsadzie i bardzo obiecująca historia o kulisach Hollywood i bandzie Mansona w tle. Mam pewne obawy o nowe przedsięwzięcie Tarantino, bo gdy oczekiwania są tak duże, to czasami nie spełniają one swoich oczekiwań.


Przebojem będzie na pewno animowany „Toy Story 4” (premiera 9 sierpnia), bo czy ktoś nie czeka na powrót Chudego i Buzza? Trzy poprzednie części to szczytowe osiągnięcia w swojej dziedzinie. Niestety już przy „Toy Story 3” poczułem scenariuszową zadyszkę i czwarty film z tej serii może przynieść podobne problemy. Bo ja wolę dwa pierwsze proste i wspaniałe filmy o przyjaźni i drodze. Gdy lata mijają, dzieci stają się dorosłe, a scenarzyści zaczynają kombinować, wtedy ich pomysły i moje oczekiwania zazwyczaj się rozmijają. Tylko, że „Toy Story 4” to nie jest film robiony z myślą o mnie, więc jakie to ma znaczenie…


Z pewnością z myślą o takim widzu, jak ja powstaje film „All Inclusive”. Małgorzata Szumowska już jakiś czas temu nakręciła zdjęcia tego niemal eksperymentalnego filmu o zwykłych kobietach, które wyruszają na pustynię, aby odnaleźć sens życia. Główne role w filmie zagrały amatorki i to wróży filmowi ciekawe spojrzenie na rolę kobiety w dzisiejszym świecie. Szczególnie gdy jest Polką, a za reżyserię odpowiada Małgorzata Szumowska. Pytanie zasadnicze brzmi, jaki pomysł na ten film miała reżyserka i dokąd ją to zaprowadziło. Czasami z takich eksperymentów wychodzą jakieś potężne bzdury, a czasami filmy wybitne. Ja poszukiwał będę tutaj autentyczności i prawdy, ale to Szumowska rozdaje karty i ma tak mocną pozycję, że nie musi się z nikim liczyć.

Ostatnia z oczekiwanych premier nadchodzącego roku to „Joker” (premiera 4 października). Jest szansa na oryginalne spojrzenie na tego komiksowego bohatera. Ja liczę też na świetny gangsterski film na poziomie wykraczającym poza typowe komiksowe historie. Pierwsze wzmianki o „Jokerze” są bardzo obiecujące. Rolę tytułową otrzymał Joaquin Pheonix, budżet jest niewielki, efekty nie zdominują filmu, siła tkwić powinna w scenariuszu. Niby w zarysie postać Jokera jest widzom powszechnie znana, ale liczę, że twórcy zinterpretują ją na nowo, dodadzą jej ciekawych rys i charakteru, a film daleki będzie od swojego komiksowego rodowodu.


10 filmów z ponad 300 premier, jakie pojawią się w kinach w 2019 roku. To bardzo skromna reprezentacja filmowego repertuaru, takie „must see” dla zaostrzenia apetytu na przyszły rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz