niedziela, 16 listopada 2014

Michael Keaton lepszy do Benedicta Cumberbatcha

Birdman
Wczoraj na festiwalu Camerimage zaprezentowano dwa filmy z poważnymi szansami na Oscary. W pojedynku "Gra tajemnic" (The Imitation Game) kontra "Birdman czyli (nieoczekiwane pożytki z niewiedzy)" ten drugi okazał się zdecydowanie lepszy. Także pod względem aktorskim Michael Keaton jest dziś dla mnie głównym faworytem do aktorskiego Oscara.

To był bardzo dobry filmowy wieczór, bo oczywiście oba filmy stoją na wysokim poziomie. Jeżeli dodam tylko, że pomiędzy nimi na uroczystości otwarcia festiwalu można było zobaczyć Stephena Daldry'ego i przede wszystkim Alana Rickmana to śmiało można dzień uznać za filmowo spełniony.

Bohaterem "Gry tajemnic" jest Alan Turing, słynny brytyjski matematyk, który wraz ze swoim zespołem w czasie II wojny światowej pracował nad rozszyfrowaniem kodu Enigmy. W filmie nie ma zbyt wielu odniesień do wkładu polskich matematyków w ten temat, jest za to ukłon w kierunku naszych rodaków, którzy przechwycili Enigmę. Warto jednak pamiętać, że proces rozszyfrowania tajemnicy słynnej niemieckiej maszyny był wieloetapowy i trwał latami. Polacy (m.in. Marian Rajewski) dokonali tego już w latach 30-tych, ale Niemcy stale ją udoskonali. Jest więc film poświęcony wydarzeniom rozgrywającym się w czasie II wojny światowej i ze zrozumiałych powodów jego bohaterami są Brytyjczycy, którzy w końcu pokonali skomplikowany szyfr. W filmie jest Enigma ciągle tajemnicą, choć na podstawie prac Polaków, ekipa Turinga może prowadzić swoje prace, a on buduje urządzenie do rozszyfrowania niemieckiego kodu. Brytyjski geniusz nie należy do osób lubianych, ale na pewno należy do ludzi znacznie wyprzedzających swój czas. Jego "maszyna" w końcu zadziała, a po latach na jej bazie powstaną komputery.

Film nie jest jednak poświęcony samej Enigmie, to spojrzenie przede wszystkim na człowieka. Alan Turing jest bowiem homoseksualistą, a to w odległych czasach traktowane było jako przestępstwo i doprowadziło do wielu tragedii. Taka też ma miejsce w tej opowieści. Jest więc wątek homoseksualny bardzo ważny dla całości historii i po raz kolejny kino głównego nurtu sięga po ten temat. O ile przed laty "Tajemnica Brokeback Mountain" nie zdobyła głównego Oscara, o tyle "Gra tajemnic" już może otrzymać to trofeum. Czasy się zmieniają, Akademia jest coraz odważniejsza w swoich wyborach. W przeciwieństwie do filmu Anga Lee  wątek homoseksualny w "Grze tajemnic" został zaznaczony wyraźnie, ale w sposób bardzo delikatny. Nie zobaczymy splecionych ciał w miłosnym uścisku, a raczej gesty i skrywaną namiętność. I w tym właśnie sposobie opowiadania upatruję największe oscarowe szanse tego filmu.

Niestety jest to też jego największą wadą. Twórcy skroili swoją przejmująca opowieść niejako pod gusta członków Akademii. To film do bólu poprawny, perfekcyjnie przemyślany, świetnie poprowadzony, wymuskany i "czysty". Taki obraz bez skazy budzi mój największy niepokój. Doniosły temat w pięknym opakowaniu – po prostu idealny oscarowy film. I to niestety jest na ekranie odczuwalne zdecydowanie za mocno.


Najmocniejszą stroną filmu jest na pewno Benedict Cumberbatch, odtwórca głównej roli. Nominację do Oscara ma zapewnioną, bo na ekranie świetnie radzi sobie z pokazaniem emocji i psychiki swojego bohatera. On tutaj nie pozuje na dobrego naukowca, jego postać w większości czasu jest wręcz odpychająca. Anty-bohater, ale z ludzką twarzą – trochę jak Russell Crowe w "Pięknym umyśle". Aktor świetnie radzi sobie z postacią Turinga, są chwilę kiedy go autentycznie nienawidzimy, ale są i te kiedy mu współczujemy i szczerze kibicujemy jego poczynaniom. Jego "choroba" ukazana została w sposób delikatny, ale bolesny. Takie role lubi się szczególnie.  Największy problem mam z tym, że w roli Turinga widzę właśnie Cumberbatcha, bo nie jest to dla mnie jedna z tych ról, które pozwalają zapomnieć o gwieździe odzianej w kostium.

Inaczej jest z aktorem z drugiego filmu otwarcia. Moim faworytem do Oscara za rolę główną jest Michael Keaton, którego wczoraj oglądaliśmy w "Birdmanie". Dawno nie było tak mocno połączonej kreacji z dziełem filmowy, gdzie oba elementy znacząco na siebie oddziałują. Bohaterem jest aktor, który przed laty zagrał superbohatera i tylko z tą rolą jest kojarzony, a dziś próbuje udowodnić jak wiele jest wart i wystawia sztukę na Broadwayu. Keaton był kiedyś Batmanem, ale to nie jest film bezpośrednio o nim. Tutaj fikcja miesza się z rzeczywistością, a opowieść poprowadzona jest w sposób porywający. Obserwacja nowojorskiego życia artystycznego od środka nie jest niczym nowym, ale dawno nie było tak bolesnego wewnętrznego jego portretu. Inny jest on od tego pokazanego w "Mapie gwiazd", która bezwzględnie zmierzyła się z Hollywood i obdarła go ze sztucznej i fałszywej magii. W "Birdmanie" kluczem do filmu jest człowiek-artysta i to właśnie dzięki Michaelowi Keatonowi ten film ociera się o najwyższe oceny. Aktor od lat nie otrzymał tak dobrej roli, dawno nie było w Hollywood roli tak dobrze napisanej i poprowadzonej.

Duża w tym oczywiście zasługa reżysera, a jest nim Alejandro Gonzalez Inarritu. Skoro zaś jesteśmy na festiwalu operatorów to trzeba też wspomnieć o kapitalnej robocie operatorskiej, bo kamera Emmanuela Lubezkiego jest tutaj ważnym elementem całej opowieści. Ona wręcz chodzi za aktorami, śledzi ich i podgląda – czasami mocniej, czasami mniej ingeruje w strukturę opowieści.

Keaton szaleje na ekranie – i nie tylko on. Cała obsada spisała się wyśmienicie, a na szczególne słowa uznania zasługują Emma Stone i Edward Norton. Zbudowanie opowieści na tekście, grze aktorskiej i emocjach nie jest dziś takie oczywiste i powszechne. W dodatku rzadko kiedy się udaje.

Zachwytom mogłoby nie być końca, w końcu "Birdman" to jeden z takich filmów, które można rozkładać na czynniki, rozprawiać, oceniać. To współczesne kino, pełne bolesnych obserwacji życia artysty, ale też po prostu spojrzenie na człowieka, który próbuje udowodnić światu jak wiele jest wart i jak wiele trudności czeka na niego na każdym kroku. Dla mnie jeden z najciekawszych filmów 2014 roku.

Oba filmy w styczniu pojawią się w polskich kinach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz