środa, 16 listopada 2016

„Dywizjon 303” ma się dobrze. Producent przemówił


Po niedawnej informacji dystrybutora o zerwaniu współpracy, dziś dotarło oficjalne oświadczenie producenta filmu „Dywizjon 303”. Odbyło się też spotkanie dziennikarzy ukazujące fragmenty gotowego materiału.

W Oświadczeniu producenta czytam:

Na konferencji prasowej filmu oddalone zostały zarzuty o niezgodność realizowanego filmu ze scenariuszem i prawdą historyczną. Nie też żadnego konfliktu z Muzeum Lotnictwa Polskiego, gdzie realizowaliśmy już zdjęcia i z którym pozostajemy w życzliwym kontakcie.

Wiesław Saniewski już dawno nie jest reżyserem filmu, ze względu na swój stan zdrowia i nie może mieć najmniejszego pojęcia na temat bieżącego stanu realizacji filmu.

Kino Świat prawdopodobnie posługuje się nieaktualnymi informacjami i przykro nam, że to właśnie one prowadzą do nieporozumienia.

-Opowiadamy historię, nie detale – tak Jacek Samojłowicz określił pomysł na produkcję „Dywizjonu 303”. By przeciąć pojawiające się insynuacje, zdecydował się na pokazanie dziennikarzom próbek zrealizowanego do tej pory filmu. -Pomimo perturbacji z dystrybutorem, rozmawiamy z nim, rozmawiamy z innymi również, film ma się dobrze. Na planie mamy non stop konsultantów historycznych- dodaje producent.

Jakie zarzuty historyczne zostały odparte? Jedna ze scen filmu ma rozegrać się w przedwojennej Austrii w trakcie anschlussu. Wykrzywienie historii miałoby polegać na tym, że polski oficer wjechał do tego kraju w takiej sytuacji politycznej. Zadaniem jednego historyków to absurd. Tymczasem pilot Witold Urbanowicz w swoich wspomnieniach dokładnie opisał swój pobyt w podwiedeńskim Baden w tamtym okresie. Kto zatem ma rację? Postać historyczna, czy historyk. Niech państwo sami ocenią.

Sugerowano także, że na filmie Polacy nie powinni przez cały czas nosić identyfikujących naszywek „Poland” na mundurze. Tymczasem w zbiorach angielskiego Imperial War Muzeum znaleźliśmy zdjęcia potwierdzające, że nosili je od samego początku. Czyli, że było tak, jak uważamy, że trzeba pokazać w filmie. „Dywizjon 303” jest przeznaczony do ogólnoświatowej dystrybucji, i trudno wyobrazić sobie, że zrezygnujemy z takiej identyfikacji naszych bohaterskich pilotów, których historia może być pokazywana i w Argentynie, i w Korei. To najlepsza od dawna marketingowa szansa naszego kraju. I nie możemy jej stracić.

Sporne było również, że Jan „Donald” Zumbach na filmie odleciał do Rumunii samolotem RWD-5, egzemplarzem. Powinniśmy przecież skorzystać z samolotu RWD-15, którego żaden zachowany egzemplarz nie istnieje. Takie podejście do sprawy oburzyło Grzegorza Brychczyńskiego z Polskiego Klubu Lotniczego. –Po prostu RWD - był taki samolot i tym samolotem ten dżentelmen odleciał, by później tworzyć historię polskiego lotnictwa.

Producent przypomina też, że realizuje scenariusz zatwierdzony przez komisję ekspertów PISF. I nie ma w tej sprawie nic więcej do dodania.

***

Oświadczenie opublikowałem bez ingerencji w tekst.

Czy rozwiane zostały moje wątpliwości w sprawie przyszłości „Dywizjonu 303”? Nie do końca niestety, choć na ocenę tego przedsięwzięcia należy poczekać do czasu pojawienia się materiałów finalnych, z efektami wizualnymi, zmontowanymi na światowym poziomie. Skąd moje obawy? Jest to projekt o wielkim ciężarze produkcyjnym, który w warunkach rodzimych może mieć znaczące problemy z odpowiednim przeprowadzeniem. Na taki film potrzeba wielkich środków, których nie można ograniczać. Potrzebne jest ogromne zaangażowanie, wielka biegłość w opowiadaniu widowiskowych i spektakularnych opowieści. Czy ekipa "Dywizjonu 303" udźwignie temat? Szczerze im życzę powodzenia, ale w pamięci mam "Tajemnicę Westerplatte", która okazała się wielką klapą. Ja wiem, że to dwie różne produkcje, dwa inaczej tworzone projekty, ale jednak będę je łączył przez nazwisko producenta i wojenny charakter. NA TAKICH FILMACH NIE MOŻNA OSZCZĘDZAĆ. Tutaj potrzebny jest rozmach, mocny i wiarygodny scenariusz, pełnej pasji stworzona historia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz