sobota, 31 października 2020

Zmarł Sean Connery

Jeszcze niedawno świętowałem 90. urodziny tego aktora, a dziś nadeszła ta smutna wiadomość. Sean Connery nie żyje.

Powracam do niedawnego tekstu urodzinowego. Sean Connery urodził się 25 sierpnia 1930 roku. Dla wielu odbiorców filmowych wrażeń jest najlepszym w historii odtwórcą roli Jamesa Bonda, ale na pewno jest jedynym agentem 007 z Oscarem na koncie.

Sean Connery swoją ostatnią kinową rolę zagrał w 2003 roku w filmie „Liga niezwykłych dżentelmenów” i nie było to znaczące pożegnanie z dużym ekranem. Już wtedy miał 73 lata, ale przecież nie był stetryczałym staruszkiem. Na ekranie radził sobie dobrze, ale film poniósł klęskę bo był zwyczajnie bardzo nieudany i nie była to wina aktora. Sean Connery postanowił jednak zakończyć karierę aktorską. Trochę szkoda, bo w kategorii „aktorów w pewnym wieku” sprawdzał się znakomicie.

Urodził się w Edynburgu jako Thomas Sean Connery. Jego rodzina pochodziła z klasy robotniczej i on sam swoją pierwszą pracę wykonywał jako mleczarz. W 1946 roku jako młody chłopak wstąpił do Królewskiej Marynarki Wojennej, a pamiątką po tej służbie były dwa tatuaże – jeden w hołdzie rodzicom, drugi Szkocji. W wieku 19 lat zmuszony został jednak porzucić karierę wojskowego, a powodem były wrzody na dwunastnicy. Był potem kierowcą ciężarówki, ratownikiem na kąpielisku i modelem dla studentów rzeźbiarstwa. Nieprzypadkowo, bo w wieku 18 lat zaczął uprawiać kulturystykę, by w 1950 roku zająć trzecie miejsce w konkursie Mr. Universe. Nie tak jednak widział swoją przyszłość. Mógł zostać piłkarzem Menchester United, ale wybrał aktorstwo i jak sam mówi „była to jedna z moich bardziej inteligentnych decyzji”.

Czy od początku kariery zwiastowano mu sukces w zawodzie? Zdecydowanie początki nie należały do łatwych. Ten pochodzący ze Szkocji urodziwy i muskularny aktor dochodził do swojej pozycji przez lata. Najpierw gdzieś około 1951 roku kręcił się za kulisami King’s Theatre i powoli budował swoją pozycję w teatrze. Na ekranie zaczynał grać w połowie lat pięćdziesiątych w produkcjach telewizyjnych i w pomniejszych rolach kinowych. Pierwsza znacząca i ta, z której kojarzę nieco nieopierzonego młodzieńca przyszła w 1959 roku w produkcji Disneya zatytułowanej „Darby O'Gill i krasnoludki”. Dziś to klasyk, ale wkrótce po premierze szału nie było i występ aktora się nie spodobał. Śpiewający Sean Connery u boku małych ludzi to do dziś jednak spora przesada, ale kariera wymaga i takich poświęceń.

Niedługo potem otrzymał rolę, która na zawsze zmieniła jego życie. W 1962 roku pojawił się pierwszy film z Seanem Connerym w roli Jamesa Bonda. Wybór ten nie wszystkim przypadł do gustu. Ian Fleming, autor literackiego pierwowzoru, widział w tej roli Davida Nivena, dystyngowanego dżentelmena i mówił o Connerym, że „Szuka Komandora Bonda, a nie przerośniętego kaskadera”. Decydujący głos miała jednak wtedy żona producenta filmów o Bondzie. Na szczęście! Connery obsadzony został po warunkach i choć on sam jakoś nie był zachwycony tym angażem, to wiedział, że rola ta jest trampoliną do kariery. „Dr No” podbił kina, czyniąc z Connery’ego gwiazdę pierwszej wielkości i zapoczątkował serię filmów, które święciły triumfy przez lata. A co ciekawe, wkrótce po premierze filmu Ian Fleming zmienił zdanie o aktorze. Sean Connery wcielił się w Jamesa Bonda jeszcze sześciokrotnie i stał się męskim symbolem seksu. Na wiele lat  utknął jednak w tej roli i był z Bondem kojarzony przez dekady, co zdecydowanie nie pomagało mu w rozwoju kariery aktorskiej.

Faktem jest, że Sean Connery zyskał sławę i pieniądze, a wiele osób stawiało go w kulturze brytyjskiej tuż obok The Beatles. Występując w filmach o Bondzie, Connery starał się zerwać z utartym aktorskim wizerunkiem i grał w innych ciekawych projektach. Stąd role w „Marnie” Alfreda Hitchcocka czy „Wzgórzu” i „Taśmach prawdy” Sidneya Lumeta. Swoją główną przygodę z Bondem zakończył w 1971 roku wraz z filmem „Diamenty są wieczne”, mówiąc producentom, że już „nigdy” nie wróci do tej roli. Michael Caine wspominał po latach, że Sean Connery nie czuł się dobrze w roli Bonda, że bardzo mu ona uwierała. Pożegnanie z Bondem było więc ryzykowne, ale konieczne dla zdrowia aktora.

Kolejne lata to udział Connery’ego w wielu ciekawych projektach, gdzie przeważnie kojarzony był jednak ciągle z rolą Bonda i do niej porównywano jego aktorskie występy, choć on sam w produkcjach tych robił co mógł, aby zerwać z tamtą postacią. Kilka filmów z lat siedemdziesiątych i wczesnych osiemdziesiątych to dziś klasyki, czasami małe role: „Morderstwo w Orient Ekspresie”, „Wiatr i lew”, „Człowiek, który chciał być królem”, "Zardoz" (ale strój!), „Powrót Robin Hooda”, „O jeden most za daleko”, „Wielki napad na pociąg”, „Bandyci czasu”. Były też mniej udane produkcje i z czasem Connery utracił swoją pozycję mega gwiazdy. Trochę z tego powodu powrócił też do roli Bonda w zrealizowanym poza główną serią filmie „Nigdy nie mów nigdy”, co w tytule było żartem z deklaracji aktora sprzed 10 lat. Etap produkcji była koszmarem, trener scen walki – niejaki Steven Seagal – złamał aktorowi nadgarstek, były kłótnie w zespole i generalnie spore trudności podczas realizacji filmu. Sean Connery na dwa lata zrobił sobie przerwę od aktorstwa. Wyszło mu to bardzo na zdrowie…

W latach osiemdziesiątych Sean Connery fizycznie się zmienił, zdecydowanie upływ lat zrobił swoje, ale utraty włosów już nie musiał ukrywać, a nawet zrobił z tego atut. Renesans aktorskiej kariery zapowiadał w 1986 roku udział w filmie fantasy „Nieśmiertelny”, gdzie zagrał mistrza fechtunku i otoczył opieką głównego bohatera. Znakomita rola mentora! Jego Ramirez powrócił jeszcze w drugiej części, ale była to bardzo zła aktorska decyzja. Jednak to kolejny film z jego udziałem uczynił z Connery’ego ponownie mega gwiazdora. Tą produkcją było „Imię róży” na podstawie słynnej książki Umberto Eco i z aktorem w roli średniowiecznego detektywa. Sean Connery wypadł znakomicie, nadał postaci klasy, humoru, sprytu i nowoczesności w mrocznych czasach. Dla mnie to absolutnie najlepsza z jego ról. Jednak to kreacja w kolejnym filmie przyniosła mu Oscara dla aktora drugoplanowego. I słusznie, bo Malone w „Nietykalnych” to bardzo przekonująca postać twardego irlandzkiego gliniarza robiącego porządek w skorumpowanym mieście. Moja druga ulubiona rola Connery’ego.

Od tego momentu i tych dwóch ról kariera Seana Connery’ego nabrała rozmachu, a on otrzymywał propozycje grania w bardzo znaczących produkcjach z Hollywood, także tych odnoszących kasowe sukcesy. Był ojcem Indiany Jonesa w „Ostatniej Krucjacie” i dowódcą okrętu podwodnego w „Polowaniu na Czerwony Październik”, zagrał w takich filmach jak: „Rodzinny interes”, epizod w „Robin Hoodzie” z Kevinem Costnerem, „Wydział Rosja”, „Uzdrowiciel z tropików”, „Wschodzące słońce”, „W słusznej sprawie”, „Rycerz króla Artura”, „Ostatni smok” (tylko głos, ale jaki!), „Twierdza”, „Szukając siebie” i „Osaczeni”. Nie wszystkie z tych filmów były udane, ale prawdziwe porażki to „Rewolwer i melonik” oraz wspomniana „Liga niezwykłych dżentelmenów”, która dostarczyła mu licznych stresów i przyspieszyła decyzję o zawodowej emeryturze.

Przełom wieków był więc dla aktora zmierzchem kariery, propozycje nie były już tak ekscytujące, a role ograniczały się do kina popularnego. Nie miał niestety Sean Connery swojego Martina Scorsese, który pozwalałby powracać mu w znacznie ciekawszych i ambitniejszych kreacjach. Connery popełniał też błędy i na przykład nie przyjął roli Gandalfa we „Władcy Pierścieni”, podobno dlatego, że nie zrozumiał scenariusza. Gaża i 15 procent z biletów dałoby mu 450 mln dolarów na koncie. Na emeryturę przeszedł oficjalnie 8 czerwca 2006 roku, kiedy odbierał jedną z nagród za całokształt swoich aktorskich dokonań, ale często mówił też o „idiotach kręcących filmy w Hollywood”.

W trakcie kariery zdobył jednego Oscara, dwie nagrody BAFTA, trzy Złote Globy. Uznany został w Szkocji za „Największego żyjącego Szkota” i „Największy żyjący skarb narodowy”, co zbiega się z jego poparciem dla marzeń Szkotów o niepodległości, choć w kraju tym miał spore podatkowe problemy. Magazyn „People” wybrał go w 1989 roku „Najseksowniejszym żyjącym mężczyzną”, a w 1999 roku „Najseksowniejszym mężczyzną stulecia”. W 2000 roku Sean Connery otrzymał od królowej Elżbiety II tytuł szlachecki za zasługi na polu filmowym. Tylko oskarżenia o znęcanie się nad kobietami nie służyły jego legendzie.

Sean Connery zaczął grać w 1954 roku, zakończył w 2003 roku. Jego kariera trwała więc niemal dokładnie 50 lat. Przyszedł czas na bardzo zasłużoną emeryturę, która jest dla niego podobno „świetną zabawą”.

***

Śmierć aktora zasmuciła cały świat. Odeszła legenda kina, gigant, jeden z najprzystojniejszych mężczyzn w historii. Umarł spokojnie we śnie otoczony rodziną w swoim domu na Bahamach. Od jakiegoś czasu źle się czuł, unikał wystąpień publicznych w ostatnich latach.

„Nazywam się Bond… James Bond”. Pamiętajmy, że to on powiedział to pierwszy i w jego wykonaniu to absolutnie klasyczna kinowa sentencja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz