No i proszę! "Miasta 44" na Stadionie Narodowym nie obejrzałem, a okazało się, że była to nieskończona wersja, o której teraz będzie pisało się "wersja stadionowa". Reżyser Jan Komasa wszystkim krytycznym recenzentom (pisze o nich "miśki") pokazuje środkowy palec, bo się pospieszyli z ocenami, choć proszono by jeszcze filmu nie recenzowali. I co teraz? Czekamy na wersję finalną i wrześniową premierę.
Oto co pojawiło się na profilu Jana Komasy na Facebooku (cytat za "Wyborczą"):
15 minut temu skończyliśmy ostateczny montaż "Miasto 44"!
Zgodnie z planem sporo ważnych rzeczy uległo zmianie, inna końcówka, inne
ujęcia, inne prowadzenie scen, inna muza (nowe utwory, no i wreszcie wybrzmi
cały score Antoniego Komasy-Łazarkiewicza!), inny kolor. Jutro zaczynamy dwa
tygodnie mixu dźwięku w Dolby, więc spodziewajcie się jeszcze większych zmian i
innych filmowych akcentów niż te, które można było wychwycić (jeśli w ogóle coś
można było wychwycić!) na Stadionie Narodowym lub na pokazach filmu offline.
Cieszymy się, gdyż teraz wreszcie film zyskuje swój
ostateczny i właściwy kształt! Nieco współczujemy wszystkim miśkom, które
zdążyły już podsumować i zrecenzować nieskończony film, mimo usilnych naszych
próśb by tego jeszcze nie robić. To trochę tak, jakby wepchnąć się aktorom do
garderoby i stamtąd osądzić ich grę zanim wejdą na scenę.
No cóż, pozostaje nam jeszcze raz zaprosić we wrześniu na
premierę/pokaz prasowy/do kin. Wtedy będzie można napisać uczciwie wszelkie
recenzje raz jeszcze - tym razem już do filmu "Miasto 44", a nie do
jego offline'u czy do wersji stadionowej. Dziękuję za wsparcie, siłę i odwagę
dwóm Michałom: Kwiecińskiemu i Czarneckiemu! Przygoda nieodwołalnie się kończy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz