sobota, 21 września 2019

44. FPFF. Dyrektor PISF odpowiada Marczewskiemu


Niedługo po tym, jak Wojciech Marczewski udzielił wywiadu, w którym przybliżył kulisy selekcji festiwalu w Gdyni i w którym winą za bałagan obarczył dyrektora PISF Radosław Śmigulskiego, ten udzielił wywiadu i przedstawił swoje stanowisko. Słowa dyrektora PISF były równie mocne.

Oto kilka fragmentów z rozmowy z Radosławem Śmigulskim:

Pan Marczewski, jako przewodniczący Rady Programowej, wybiera ludzi do Zespołu Selekcyjnego i nikt mu się w to nie wtrąca. Pomijam już fakt, jakich ludzi on wybiera. Debiutanci z małym doświadczeniem mają decydować o losie filmu Agnieszki Holland?
W zeszłym roku, wybrany przez niego Zespół Selekcyjny umieścił poza konkursem m.in. będącą w konkursie krytyków w Cannes "Fugę". To działanie było powodowane cynicznym przekonaniem, że Komitet Organizacyjny umieści ten film w programie festiwalu gdyńskiego w ramach przysługującego mu prawa do uzupełnienia selekcji.

Nastąpiły zmiany w regulaminie festiwalu. Na czym one polegały:

Na tym, że ostatecznej selekcji dokonuje odtąd Komitet Organizacyjny a nie Zespół Selekcyjny wybrany przez pana Marczewskiego. Pan Marczewski poszedł jednak po tym głosowaniu do wybranego przez siebie, autorsko, Zespołu Selekcyjnego i wytłumaczył im, że oni dalej decydują o wyborze filmów. Wprowadził ich w błąd. I stąd pojawił się konflikt spowodowany jego działaniem, jego intrygą. Atak na mnie to ucieczka od odpowiedzialności i jego osobista zadra. […]Miesiąc temu nie przyznałem jego synowi dotacji na film.

O skreśleniu czterech filmów zaproponowanych przez Zespół Selekcyjny:

W Komitecie Organizacyjnym jest 12 osób. Po jednej stronie stołu siedzą ludzie, którym można przypisać związki obecną władzą, jak prezes TVP czy przedstawiciel Ministra Kultury. Po drugiej stronie są przedstawiciele twórców, jak pan Marczewski, Jacek Bromski czy Agnieszka Odorowicz. Czyli jest 6 do 6. Remis. Mój głos liczy się tak, jak inne.
Ostateczną listę filmów do konkursu głównego poparło 11 osób, a pan Marczewski się wstrzymał. Dodam, że przed tym głosowaniem pan Marczewski, z jego inicjatywy, spotkał się ze mną, aby przed ostatecznym głosowaniem ustalać filmy w konkursie. Myślę, że był rozczarowany, że te nieformalne ustalenia potraktowałem jedynie jako ciekawą rozmowę. Pan Marczewski przekombinował i gdzieś się w tych swoich grach pogubił. Chciał zachować pełną kontrolę nad selekcją udając, że tak nie jest. Dziś wyznaczył mnie na kozła ofiarnego.

Z jakich powodów odrzucono te cztery filmy?

Chodziło o poziom artystyczny. Były zarzuty co do ich warsztatu. Żadnych politycznych nacisków nie było. To bzdura! Przecież w zeszłym roku był dużo bardziej kontrowersyjny film w konkursie…

O problemach z filmem „Pan T.”

Dotarł do mnie list od pani pełnomocnik Matthew Tyrmanda, syna Leopolda Tyrmanda, z prośbą o wstrzymanie emisji tego filmu ze względu na naruszenie praw autorskich. Ja, jako urzędnik, zapytałem tylko organizatorów festiwalu, jaka jest ich decyzja w tej sprawie. Napisałem, że będą ponosić ewentualną odpowiedzialność finansową w przypadku, kiedy rodzina dowiedzie swoich racji. Dodałem, że to ich autonomiczna decyzja. To wszystko. Korespondencja jest do wglądu.

„Solid Gold”

Producent wiodący, Michał Kwieciński z Akson Studio, popełnił błąd formalny. W każdej z trzech umów na produkcję tego filmu podał inny czas trwania produkcji. To pewnie było łatwym pretekstem do chcącego wycofać film z konkursu prezesa Kurskiego. PISF nie miał z tą sytuacją nic wspólnego. My zaakceptowaliśmy wersję Bromskiego na naszej kolaudacji.

Dyrektor Śmigulski poparł przywrócenie funkcji dyrektora artystycznego festiwalu.

A co mówi o przyszłości festiwalu w Gdyni?

W sobotę rozmawiamy w szerokim gronie o regulaminie. Nikt nie wprowadzi już Zespołu Selekcyjnego w błąd co do jego kompetencji. Pan Marczewski oszukał Zespół Selekcyjny. Mając świadomość, że jest inny regulamin, poinformował Zespół Selekcyjny o kompetencjach, jakich ten zespół nie posiadał. Stąd konflikt. Ja się nie dziwię tym ludziom. Reżyserka Kinga Dębska zadzwoniła do mnie i mówi: ale przecież myśmy mieli takie prawo. Ja mówię: nie, Kinga, nie mieliście. Przeczytaj regulamin. Ona oddzwania po godzinie i mówi: rzeczywiście, ale Marczewski nam mówił co innego. Te wszystkie złe emocje to efekt zabaw Marczewskiego. [cały wywiad tutaj]

Wypowiedzi dyrektora Śmigulskiego wywołały sprzeciw Gildii Reżyserów Polskich, która wystosowała specjalne oświadczenie w obronie Wojciecha Marczewskiego. Jego treść znajduje się w osobnym wpisie na blogu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz