poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Spór o most, Spór na moście


Ta sprawa mogłaby zostać załatwiona po cichu, a o jej efektach usłyszelibyśmy po wybuchowym fakcie. Dzięki zaangażowaniu licznych osób związanych z regionem dolnośląskim, tradycyjnym i historycznym kolejnictwem, zabytkową architekturą przemysłową i generalnie dziedzictwem kulturowym, udało się zwrócić uwagę opinii publicznej na niebezpieczeństwo zniszczenia mostu nad Jeziorem Pilchowickim. Wszystko to na potrzeby filmu z Hollywood. Wybrałem się w miniony weekend do Pilchowic, by na własne oczy zobaczyć TEN most i by natchnął mnie on do działania. Magia tego miejsca jest niezwykła!

Czy temu służyć mają „zachęty” ściągające zagranicznych twórców do naszego kraju? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale trzeba ją raz jeszcze powtórzyć i trzeba mówić o tym cały czas. Filmowcy z Hollywood są mile widziani w Polsce, ale nie po to, aby widowiskowo unicestwiać nasze zabytki i niszczyć krajobraz. Czy ktoś wyobraża sobie zniszczenie ponad stuletniego mostu w Szwajcarii, albo jakiejś stuletniej chaty w Norwegii?



Most nad Jeziorem Pilchowickim, sąsiadująca tuż obok niego imponująca zapora, wyłączona z ruchu linia kolejowa z opuszczoną stacją i tunelem, a przede wszystkim piękno przyrody w tym miejscu robią ogromne wrażenie. Spontaniczny wyjazd ze Szczecina zaplanowaliśmy kilkanaście godzin wcześnie, podróż z mojego miasta zajmuje w te tereny około czterech godzin, droga ekspresowa sprzyja takiej wyprawie. Na miejscu byliśmy około 11. Jezioro z mostem i zaporą to, jak przekonaliśmy się na własne oczy, bardzo popularne miejsce. W okolicach wypoczywa bardzo wiele osób, bo klimat i urok miejsca temu sprzyjają, pojawiły się liczne grupy motocyklistów, rodziny z dziećmi… wiadomo weekend. Wiceminister kultury Paweł Lewandowski jest więc w totalnym błędzie mówiąc o moście, że to "Relikt postindustrialny. Stoi zrujnowany, nieużywany, nikt nie cieszy tym oka. To nie ma wartości ani artystycznej, ani naukowej, ani społecznej”. Wystarczyła iskra, aby most nad Jeziorem Pilchowickim stał się turystycznym przebojem, cieszył oko i miał wartość społeczną – o naukowej i artystycznej, niech wypowiadają się specjaliści.

Pierwszą atrakcją tego miejsca jest zapora, która wybudowana została ponad sto lat temu, aby chronić pobliskie miejscowości przed zalaniem. To więcej niż imponująca budowla, zdecydowanie jedna z najpiękniejszych tego typu konstrukcji, stworzona w starym stylu i mająca bardzo klasyczny wygląd. Historia tego miejsca jest bardzo ciekawa, warto poszperać w internecie i poszerzyć swoją wiedzę. Dzięki zaporze powstało jezioro/zbiornik, a nad nim zbudowano most, który służył początkowo do transportu materiałów budowlanych dla zapory, a później był częścią linii kolejowej dla lokalnych mieszkańców. Co ciekawe, most budowano kiedy nie było jeszcze zapory, więc pod mostem nie było jeziora. W 2017 roku most i ta urokliwa linia kolejowa zostały zamknięte z powodu złego stanu i od tego czasu czekają na rewitalizację, naprawę, ponowne uruchomienie. To może być znacząca atrakcja turystyczna, bo tory przecinają wiele pięknych obszarów, na drodze tej pojawia się kilka innych żelaznych mostów i wiaduktów, o równie wysokich wartościach historycznych i estetycznych.
Zapora
Tunel kolejowy w pobliżu mostu
W marcu 2020 roku, gdy po raz pierwszy pojawiły się informacje o planowanym zniszczeniu mostu na potrzeby filmu, uznano je generalnie za plotki. Mało, kto wierzył w możliwą wizytę ekipy serii „Mission: Impossible” w Polsce, ale to co na początku wydawało się nierealne, dziś ma bardzo realny kształt. Sprawa wizyty twórców z Hollywood w naszym kraju dotarła do Ministerstwa Kultury, ekipa zagraniczna ma polskiego przedstawiciela, wykorzystanie mostu w Pilchowicach okazało się prawdą. Niestety, jak to bywa często, nasi przedstawiciele gotowi są zniszczyć i wyburzyć historyczną infrastrukturę, aby tylko pozyskać do współpracy słynnych i krzykliwych partnerów. Hollywood, Tom Cruise, Mission: Impossible, akcja, akcja, akcja…

Powstanie „zachęt” dla filmowców, to jeden z cenniejszych filarów finansowania produkcji filmowej w naszym kraju. Oficjalnie: Od 19 lutego 2019 r. system oferuje zwrot poniesionych w Polsce kosztów produkcji w wysokości maksymalnie 30% polskich wydatków kwalifikowanych. To systemowe rozwiązanie, którego podstawowym zadaniem jest wspieranie produkcji audiowizualnej w Polsce. Aby projekt mógł uzyskać wsparcie, jego producenci muszą wydać w Polsce określoną przepisami kwotę pieniędzy, współpracować z polskimi twórcami i ekipami filmowymi oraz zrealizować zdjęcia w polskich lokacjach lub studiach filmowych. WIĘCEJ TUTAJ. Dziś korzystają z zachęt przeważnie rodzimi producenci, ale celem stworzenia zachęt od początku było ściągnięcie wielkich zagranicznych filmów i seriali, z Hollywood na czele. Ulgi te powstały między innymi po to, aby w regionie środkowo-wschodniej Europy nasz kraj konkurować mógł z Czechami, Węgrami czy Rumunią. Droga to daleka, bo kraje te przez lata zapracowały na swoją pozycję, mają znacznie lepiej rozwiniętą infrastrukturę i bazę kontaktów w Hollywood. Polska rozpoczyna dopiero budowę takiego systemu.

Dzięki realizacji filmu w Polsce, Hollywood może pomóc zwrócić uwagę na walory naszego kraju, ale niestety Fabryka Snów nie stoi w kolejce do nas, trzeba zabiegać o ich przybycie i zachęcić ich do realizacji tutaj filmu/serialu. Sukcesem promocyjnym byłaby zapewne wizyta twórców kolejnej części „Mission Impossible”, w którym główną rolę zagra Tom Cruise. Tylko, że zamiast zachwycać się wizualnymi atrakcjami naszego kraju, ktoś wpadł na pomysł zniszczenia dla zachęty ponad stuletniego mostu.



Czy tak robią inne kraje, czy godzą się na tak drastyczne ingerowanie w dziedzictwo, w historię? Nie słyszałem, aby ktoś niszczył zastaną i historyczną infrastrukturę w Czechach, na Węgrzech, Szwajcarii czy Norwegii. Polska musi więc zaproponować coś więcej, coś ekstra, coś czego Hollywood nie dostanie w innych krajach. „Ależ to będzie widowiskowa scena!” – pomyślał zapewne ktoś, kto w nosie ma historię, a który betonem pokryłby chętnie wszystkie nasze lasy i jeziora.

Oglądanie mostu z bliska jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś tutaj „nie gra” i w filmie nie powinno zagrać. Most nie jest w najlepszym stanie, widać wyraźne ubytki w drewnianych elementach, żelazną konstrukcję pokrywa rdza. Nie jest z nim dobrze, zdecydowanie most wymaga napraw i opieki. ALE NIE ZNISZCZENIA i wybudowania na jego miejsce nowoczesnej infrastruktury. Siła tego miejsca i jego magia tkwią właśnie w tej ponad stuletniej konstrukcji, która na żywo robi jeszcze większe wrażenie. Myśl techniczna towarzysząca budowie, piękno inżynieryjnego geniuszu, wysiłek setek ludzi pracujących przy jego budowie, czuć tutaj na każdym kroku. Mój podziw dla tej konstrukcji rósł z każdą sekundą pobytu w jej pobliżu.



Ekipie „Mission: Impossible” i pośrednio Tomowi Cruise’owi należą się też podziękowania. Sprzeciw względem ich działania, przywiódł mnie do tego pięknego miejsca, pozwolił przez kilka godzin poznać okolice, odkryć Wleń i kilka innych pomniejszych miejscowości. Mam nadzieję, że sprawa planowanego zniszczenia mostu, może pomóc ostatecznie w jego uratowaniu, w odtworzeniu i odbudowie linii kolejowej. O miejscu tym zrobiło się głośno, most i zapora ściągają ludzi z różnych zakątków kraju i pobliskiej zagranicy. Mam taką nadzieję, że każdy kto wyjeżdża dziś z Pilchowic, jest przekonany o potrzebie odbudowania, a nie zniszczenia tego miejsca. Ja co do tego, nie mam żadnej wątpliwości i wbrew słowom ministra Lewandowskiego, miejsce to i most służą ludziom, mają wartość społeczną, most jest miejscem dostępnym (na ile można do niego dojść, a przecież nie chodzi o szwendanie się po nim…) i zdecydowanie czuć i widać tutaj „relację między obiektem kultury a człowiekiem”. Widziałem to na własne oczy…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz