Pojawienie się oferty Paramount
Skydance i znaczący opór branży filmowej zmusiły szefów Netfliksa do zmiany
narracji i nagle okazuje się, że firma ta będzie „głęboko zaangażowana” w kinową dystrybucję filmów Warner Bros. Śmiech niosący
się po branży filmowej słychać w najdalszych zakątkach naszego globu.
Ted Sarandos ciągle pracuje nad umową i lobbuje na rzecz ostatecznego przejęcia Warner Bros. przez Netfliksa. I choć Sarandos jest pewny, że kontrakt zostanie sfinalizowany, to pojawiło się kilka przeszkód (100 mld dolarów od Paramount!), które zmusiły streamingowego giganta do korekty przekazu dotyczącego na przykład kinowej dystrybucji.
W swoim wystąpieniu na konferencji UBS Global Media and Communications współdyrektorzy generalni Netfliksa, Ted Sarandos i Greg Peters, stwierdzili, że przejęcie Warner Bros. i HBO Max „stworzy i ochroni miejsca pracy w branży rozrywkowej”. Zapewnili, że HBO Max nie zmieni swojego charakteru: „Jesteśmy już bardzo dobrze znaną marką rozrywkową i chcemy, aby HBO podwoiło swoje zaangażowanie w to, co ludzie kochają w HBO od 50 lat… To właśnie te rzeczy będziemy kontynuować”.
Największa obawa branży o przyszłość Warner Bros. Discovery to drastyczne zmniejszenie sposobu prezentacji filmów tego studia w kinach, czyli skrócenie ich czasu wyświetlania na dużych ekranach. Sarandos w odpowiedzi na takie zarzuty powiedział, że „nie ma planów zmiany sposobu, w jaki Warner Bros. wypuszcza filmy do kin”.
Mówi on: „Nie kupiliśmy tej firmy, żeby zniszczyć jej wartość. Jesteśmy głęboko zaangażowani w wydawanie filmów [Warner Bros.] dokładnie tak, jak robią to dzisiaj… Gdybyśmy zawarli tę umowę 24 miesiące temu, wszystkie filmy Warner Bros., które w tym roku tak dobrze sprzedały się w kinach, trafiłyby do kin w ten sam sposób, a mówię o „Minecraft”, „Supermanie”, „Zniknięciach”, „Grzesznikach” i wszystkich tych filmach. Uważamy, że w przypadku podmiotu operacyjnego Warner Bros. niezwykle ważne jest to, jak tworzą i jak generują wartość”.
I nikt nie wierzy w słowa Sarandosa, bo od lat uważa on dystrybucję kinową, za „przestarzały model” prezentacji filmów, bo wiadomo powszechnie, że Netfliksowi zależy przede wszystkim na tym, aby odbiorcy korzystali z jego „małoekranowych” treści. Warto też przypomnieć słowa Sarandosa, który mówił, że „oglądanie Lawrence’a z Arabii na telefonie jest równie dobre, jak oglądanie tego filmu w kinie”. Próba zmiany narracji to oczywiście obawy o stratę miliardów dolarów.
Netflix chce sprowadzić doświadczenie kinowe do drugorzędnej i mało znaczącej formy spędzania czasu. Powszechni wiadomo, że chodzi o oglądalność na platformie i zmniejszenie do minimum okna kinowej dystrybucji. Oczywiście, że w początkowym okresie istnienia nowego Warnera, wszystko będzie w miarę działało, ale w dłuższej perspektywie, filmy Warnera czeka los filmów Netfliksa, które w niewielkiej dystrybucji trafiają do kin i to przede wszystkim amerykańskich. „Frankenstein” to doświadczenie bardzo kinowe, w Polsce odbył się tylko jeden taki seans... Niestety będzie to też koniec dystrybucji filmów Warnera na nośnikach fizycznych.
Aby podkreślić wagę problemu branża filmowa powinna bardzo pilnie zareagować. Mało jest prawdopodobne, aby nastąpiło „wrogie przejęcie” Warner Bros. przez Paramount Skydance. Netflix wydaje się pewnym swojej pozycji, umowa jest podpisana, Trump „szanuje obie strony i nikogo nie faworyzuje”. Trzeba więc działać. Pojawiają się głosy, które mówią wprost, że filmy Netfliksa nie powinny brać udziału w Oscarowym wyścigu, duże festiwale także powinny pójść za przykładem Cannes, które nie ugięło się pod naporem potęgi Netfliksa.
Niech to co telewizyjne zostanie na małym ekranie i niech cieszy nas wszystkich, ale niech kinowa rozrywka, będzie ciągle prawdziwym kinowym doświadczeniem. Nie chodzi o 90 dni okna kinowego, chodzi o rozsądne pogodzenie obu stron, obu sposobów przeżywania emocji na dużym i małym ekranie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz