Sześć dni na 15. American Film
Festival dały mi możliwość zobaczenia 20 filmów z programu tego wydarzenia. Tu
nie było słabych punktów, choć kilka filmów nieco się rozminęło z moimi
oczekiwaniami. Za to zdecydowana większość seansów przyniosła filmowe spotkania
stojące na bardzo wysokim poziomie. Najlepszy film na festiwalu, bez niespodzianek
– „The Brutalist”. Największa niespodzianka, szok i filmowe szaleństwo to "The Dicks: Musical".
Rok filmowy zbliża się do końca, pojawiają się w naszym kraju najważniejsi gracze Oscarowego sezonu i najważniejsze premiery filmów docenianych w Cannes, Wenecji czy Toronto. Filmów tych poszukuję na największych jesiennych festiwalach. Oto pierwszy z nich, 15. American Film Festival.
Sukces festiwalu jest bezdyskusyjny. Tłumy widzów, wyprzedane seanse, walka o wolne miejsca, liczne dyskusje, spotkania, ważne pokazy. Program festiwalu był imponujący, przyniósł premiery wielu bardzo oczekiwanych filmów. W 100 procentach obejrzałem to co zaplanowałem.
Nie silę się na oryginalność i oglądam filmy całym sobą i przez emocje. To mają być po prostu wielkie filmowe doświadczenia, przeprawy, historie, filmy wciągające w swoje światy i dostarczające tej najpiękniejszej filmowej frajdy. To musi być po prostu KINO!
Czasami na filmie można się zawieść,
czasami balon oczekiwań napompowany jest bardzo mocno i różnie to jest z moim
odbiorem takiego filmu. Tak jednak nie było z „The Brutalist”, który
zapowiadany był jako wydarzenie. Potwierdzam, że „The Brutalist” to jeden z
najlepszych filmów roku, imponujący, wciągający, dający wielkie filmowe
przeżycie rodem z lat 50. czy 60., bo w takim trochę staromodnym stylu
zrobiony. Czuć tu szacunek do sztuki filmowej, do wielkiej historii, z
bohaterem którego los pochłania widza. Jakieś 3,5 godziny filmu (z przerwą 15
minut w środku), niedający chwili na wytchnienie. Obrazy, słowa, wydarzenia i
chęć przegadania historii tych ludzi, tego człowieka. WIELKIE KINO, a na Oscary zasłużyli na pewno Adrien Brody, twórcy muzyki, zdjęć, scenografii, kostiumów i oczywiście reżyser Brady Corbet.
„The Brutalist” podbił festiwal w Wenecji, ale Złotego Lwa nie zdobył. Ten trafił do filmu Pedro Almodovara „W pokoju obok”. Niestety, tutaj nie potrafię odnaleźć przesadnego powodu dla tak cennej nagrody dla tego filmu. Chyba, że chodzi o samego Almodovara, którego nagradzać wypada. Jego nowy film nie jest zły, ale nie spełnia obietnicy i wielkim filmem nie jest. Szkoda, tym większa, że nagroda główna w Wenecji powinna trafić właśnie do „The Brutalist”.
W Cannes wygrał film „Anora”, który był także szczytowym wydarzeniem American Film Festival. Tutaj Złota Palma to tylko punkt widzenia jurorów, ale nie krytykuję ich werdyktu, choć ja stawiam wyżej „Emilię Perez”. „Anora” to świetne kino, bardzo bezpośrednie, z mocną bohaterką, z gorzko-zabawną historią bardzo ciekawie opowiadającą o tych czasach, o takich ludziach, jak Ani. Sean Baker świetnie się bawi kinem, świetnie bawią się na jego filmie widzowie.
Kolejne miejsce dla dokumentalnego „Super/Man: Historia Christophera Reeeve'a”. Ten film oficjalnie jest już w polskich kinach, ale dystrybucja jest symboliczna. Zdecydowanie jest to dla mnie czołówka tegorocznych filmów dokumentalnych i w mojej ocenie bardzo silny kandydat do Oscara, który będzie rywalizował z legionem międzynarodowych produkcji dokumentalnych, które poruszają bardzo ważne sprawy społeczno-polityczne. Dlaczego stawiam na „Super/Mana”? To jedna z tych produkcji, które bardzo mocno podnoszą na duchu, które wlewają w oglądających tak potrzebną nadzieję. W przypływie nienajlepszych informacji z kraju i ze świata, taki film po prostu dostarcza oglądającym, tak potrzebnego dobra, ciepła i zwyczajnej ludzkiej empatii. Takie kino dobrze się sprawdza, duży ekran mu sprzyja, historia która wywoła lawinę łez, ale nie są to łzy wymuszone sentymentalnym szantażem, to po prostu kawał historii człowieka, który walczył i pozostawił po sobie ślad.
Jest wysoko na mojej liście „Prawdziwy ból”, którego reżyser Jesse Eisenberg odwiedził Wrocław i odebrał Indie Star Award. Bardzo zasłużona nagroda, bardzo duże zainteresowanie filmem w polskich kinach, bo całość tego filmu rozgrywa się w naszym kraju. Nie jest to jednak film o Polsce, a raczej z naszym krajem w tle, ale to tło robi świetną robotę. Za to na pierwszym planie znajdują się dwaj kuzyni, którzy w trakcie wyprawy do naszego kraju, muszą na nowo odbudować swoje relacje. Kino, które łączy ciepło z dramatem, ważne kwestie z lekkim absurdem, to się świetnie sprawdza na dużym ekranie. Warto zobaczyć „Prawdziwy ból”.
Kolejne miejsca dla głośnych „Sing Sing” (świetny więzienny dramat, z rolami naturszczyków i świetnym Colmanem Domingo), „Saturday Night” (znakomita wyprawa do przeszłości i początku słynnego programu telewizyjnego, tak rodziła się legenda), „Nightbitch” (świetna Amy Adams przeżywająca depresję w sposób niezwykle poruszający i filmowo oryginalny) czy „Marii Callas” (znakomita Angelina Jolie w roli słynnej divy), ale gdzieś pomiędzy nimi pojawia się film, który wywraca wszystko do góry nogami.
Nakręcony przez Larry’ego Charlesa „Dicks: The Musical” to zwariowany musical zrealizowany wbrew poprawności politycznej, a zdecydowanie burzący wszystkie uczucia – od tych miłosnych do religijnych. To film, który w dawnych czasach płonąłby na stosie, którego kopie niszczono by w publicznych manifestacjach, a kina grające film byłyby publicznie potępiane. Bez żadnych hamulców twórcy „Dicks: The Musical” kręcą pełną przekleństw, wyuzdania, obrazoburczych scen opowieść o dwóch bliźniakach i ich rodzinie. Treści nawet nie będę przybliżał, bo jest zwyczajnie głupia, za to cel twórcy na pewno osiągnęli. Każda orientacja, każda płeć, każde wyznanie i religia, wszyscy zostali tutaj zniszczeni, wyśmiani, potraktowani bezwzględną karykaturą. To kino tak mocne, że raczej nie znajdzie się w oficjalnym obiegu kinowym, ale może gdzieś przemknie po streamingu. Bardzo szalony film, bardzo oczyszczający seans, ale nie wszyscy go przetrwają. Późno nocny seans na American Film Festival był rozwiązaniem bardzo trafionym, tu trzeba było po prostu bardzo się wyluzować. Misja została spełniona, twórca „Borata” ponownie zaszalał.
To był świetny festiwal!
RANKING FILMÓW OBEJRZANYCH NA 15. AMERICAN FILM FESTIVAL
The Brutalist 9/10
Anora 8/10
Super/Man: Historia Christophera Reeeve'a 8/10
Prawdziwy ból / The Real Pain 8/10
Sing Sing 7,5/10
Saturday Night 7,5/10
Nightbitch 7/10
Dicks: The Musical 7/10
Maria Callas 7/10
Didi 7/10
Thelma 7/10
Made in England: filmy Powella i Pressburgera 7/10
Wakacje Griffina / Griffin in Summer 6,5/10
The Last Showgirl 6,5/10
Apetytu na więcej. La Cocina 6,5/10
Gra wojenna / War Game 6/10
W pokoju obok / The Room Next Door 6/10
The End 6/10
Reakcje łańcuchowe / Chain Reactions 6/10
Terapia grupowa / Group Therapy 6/10
Kosmiczna misja Billy'ego 5000 / Boys Go to Jupiter 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz