W najbliższy czwartek 15 stycznia
ogłoszone zostaną nominacje do Oscarów, nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej,
najważniejszych wyróżnień w świecie kina. Na liście nie powinno zabraknąć
polskich filmów i ich twórców. Taka sytuacja nie zdarz się zbyt często. Oto artykuł dla Wirtualnej Polski.
Polskie filmy nie mają specjalnie
chwalebnych oscarowych dokonań. Na koncie naszej kinematografii znajdują się
tylko dwa Oscary regulaminowe, a otrzymały je filmy animowane. Przed ponad 30
laty Zbigniew Rybczyński zdobył nagrodę za krótkometrażowe "Tango", a
w 2008 roku Oscara otrzymał polsko-brytyjski "Piotruś i wilk" w
reżyserii Suzie Templeton, zrealizowany z łódzkim Se-ma-forem. Oscara specjalnego
za całokształt twórczości otrzymał Andrzej Wajda, a Roman Polański doceniony
został za reżyserię "Pianisty". Polscy twórcy sięgali najczęściej po
Oscary, realizując filmy amerykańskie lub pracując poza granicami naszego kraju.
Janusz Kamiński dwukrotnie ("Lista Schindlera" i "Szeregowiec
Ryan" + kilka nominacji), Ewa Braun i Allan Starski za "Listę Schindlera",
Jan A.P. Kaczmarek za muzykę do "Marzyciela", a wcześniej słynni
emigranci Leopold Stokowski za "Fantazję" Disneya i Bronisław Kaper
za "Lili". W głównych kategoriach pamiętna była nominacja do
aktorskiego Oscara dla Idy Kamińskiej, która zagrała w czechosłowackim
"Sklepie przy głównej ulicy". Dwie nominacje otrzymała Agnieszka
Holland (za niemiecki film "Gorzkie żniwa" i scenariusz do filmu
"Europa, Europa"), nominację za zdjęcia do amerykańskiego
"Helikoptera w ogniu" ma Sławomir Idziak, Pawła Edelmana doceniono za
zdjęcia, a Annę Sheppard za kostiumy do "Pianisty".
Dobrze wypadamy w kategoriach
doceniających krótkometrażowe produkcje. Poza wspomnianymi Oscarami dla
animacji, nasza kinematografia zdobywała też liczne nominacje. Były one udziałem:
Tomka Bagińskiego za "Katedrę", Marcela Łozińskiego za "88 mm do
Europy", Sławomira Fabickiego i Bogumiła Godfrejówa za "Męską
sprawę", Hanny Polak i Andrzeja Celińskiego za "Dzieci z
Leningradzkiego" oraz Bartka Konopki za "Królika po berlińsku".
Jednak warto pamiętać, że już podczas Oscarów w 1943 roku polsko-brytyjski
krótki dokument zatytułowany "Biały orzeł" Eugeniusz Cękalskiego
znalazł się wśród nominowanych kilkunastu(!) filmów przybliżających głównie
zmagania wojenne na frontach całego świata.
Apetyty zawsze mieliśmy duże. Jedną
z bardziej prestiżowych kategorii oscarowych jest ta poświęcona filmom
nieanglojęzycznym. Poprzez działania polskich władz w okresie PRL oraz przez
restrykcyjny do niedawna regulamin Akademii, przed laty straciliśmy niemal 100
procentowe szanse na zdobycie tych Oscarów, kiedy faworytami były:
"Człowiek z żelaza" (wycofany po nominacji przez władze),
"Europa, Europa" (za mało polski film wg Akademii), "Trzy
kolory: Czerwony" (także nie uznany za film polski, ani szwajcarski, ani
francuski). Dziś regulamin nie jest już tak problematyczny, ale zdobyć
nominację nie jest tak łatwo.
W historii Oscarów polska
kinematografia była nominowana do Oscara w kategorii Film Nieanglojęzyczny tylko
dziewięć razy. O upragnioną statuetkę ubiegały się: "Nóż w wodzie"
(1963), "Faraon" (1966), "Potop" (1974), "Ziemia
obiecana" (1975), "Noce i dnie" (1976), "Panny z
Wilka" (1979), "Człowiek z żelaza" (1981), "Katyń"
(2007), "W ciemności" (2011). Polski film nigdy nie zdobył tej
nagrody. W tym roku stoimy przed dziesiątą szansą na nominację a potem Oscara.
Co nie zdarza się zbyt często, w
najbliższy czwartek możemy cieszyć się z więcej niż jednej nominacji dla
naszego kina do tegorocznych Oscarów. Jak duże szanse mają polscy twórcy?
Spore, ale ostudźmy nasze oczekiwania, by nie było tak przykrej niespodzianki
jak w czasie Złotych Globów, kiedy nagrody nie zdobyła faworyzowana "Ida".
I właśnie z "Idą"
wiązane są największe nadzieje na oscarowe nominacje. Czy będzie ich więcej niż
jedna? Na razie niemal pewnym wydaje się nominacja w kategorii Film
Nieanglojęzyczny. "Ida" znalazła się na skróconej liście kandydatów
do tej nagrody i raczej awansuje w finałowej piątki. A co dalej? Porażka w
czasie rozdania Złotych Globów wcale nie oznacza podobnej sytuacji z Oscarami.
Obie nagrody wręczają inne organizacje, inne są kryteria, inne oczekiwania.
Pierwsza grupa składa się z około 90 osób, druga z 6 tysięcy. Łatwo nie będzie,
ale "Ida" ciągle jest w gronie głównych faworytów do tego
wyróżnienia.
Jedna nominacja dla
"Idy" jest więc pewna, ale to nie koniec naszych nadziei. Polski
producent zgłosił odważnie "Idę" do pięciu innych regulaminowych
Oscarów i miał takie prawo, ponieważ film prezentowany był w amerykańskich
kinach, gdzie odniósł komercyjny sukces wśród produkcji artystycznych. Raczej
na pewno Paweł Pawlikowski nie znajdzie się w gronie pięciu najlepszych
reżyserów, ale pozostałe kategorie dają cień szansy na sensacyjny sukces. Bo
tak będą komentowane nominacje dla "Idy" w kategoriach Najlepszy
Film, Najlepszy Scenariusz Oryginalny oraz Aktorka Drugoplanowa. Największe
szanse na nominację ma jednak "Ida" za zdjęcia autorstwa Łukasza Żala
i Ryszarda Lenczewskiego.
Dlaczego Agata Kulesza? Nagroda
krytyków z Los Angeles za rolę w "Idzie" przybliżyła polską aktorkę
do nominacji, ale tylko nieznacznie. Od tamtego wyróżnienia pani Agata była
jeszcze dostrzegana przez kilka innych organizacji skupiających dziennikarzy
piszących o kinie w USA, ale to nigdy nie gwarantuje przełożenia na oscarowy
barometr. Za to na pewno mamy do czynienia z wybitną kreacją aktorską, popartą
licznymi świetnymi recenzjami i dlatego może ona przynieść nominację polskiej
aktorce. Bo choć dziś nie jest ona w gronie najpoważniejszych kandydatek, to w
historii Oscarów już kilka razy dochodziło do bardzo niespodziewanych
aktorskich nominacji, które były udziałem mniej kojarzonych aktorek i aktorów.
Tak było przed rokiem kiedy doceniono Lupitę Nyong'o (Oscar za "12 Years a
Slave") oraz June Squibb za "Nebraskę". Nikt raczej nie
spodziewał się nominacji dla Demiana Bichira w 2012 roku czy Jacki Weaver za
"Królestwo zwierząt" w 2011 roku. Liczymy, że Akademia postawi na
jakość kreacji, a nie rozpoznawalną twarz którejś z hollywoodzkich gwiazd.
Dokładnie w taki sam sposób myślimy
o kategorii doceniającej scenariusze oryginalne. Praca Pawła Pawlikowskiego i
Rebecci Lenkiewicz nie jest dziś faworyzowana, ale Akademia bardzo często sięga
po zagraniczne scenariusze i potrafi w tych kategoriach docenić wybitnych
artystów. Tak było przed dwoma laty kiedy Michael Haneke otrzymał nominację za
scenariusz do "Miłości", a przed trzema laty kiedy tę samą nominację
zdobył Asghar Farhadi za "Rozstanie". Obaj odbierali potem Oscary dla
filmów nieanglojęzycznych.
W 2013 roku "Miłość"
Michaela Hanekego dostała się do ścisłego grona najlepszych filmów roku i
konkurowała z "Operacją Argo" o najważniejszego Oscara. Amerykańska
Akademia w zmienionym kilka lat temu regulaminie dopuściła w kategorii
Najlepszy Film, możliwość nominowania do dziesięciu filmów. To otworzyło furtkę
dla produkcji gatunkowych, animowanych, zagranicznych/nieanglojęzycznych oraz
dokumentalnych. I rzeczywiście coś zaczęło się zmieniać. "Miłość",
"Dystrykt 9", "Incepcja", "Toy Story 3", "Avatar",
"Odlot" znajdowały się w gronie najlepszych filmów roku. W tym
kontekście "Ida" ma cień szansy na nominację. Polski film cieszy się
poparciem szerokiego grona członków Akademii, a tematyka filmu i jego
minimalistyczny charakter podkreślają, że ma się do czynienia ze znaczącym
dziełem.
Z pięciu regulaminowych nominacji
na Oscara największe szanse mają zdjęcia do "Idy". Praca Łukasza Żala
i Ryszarda Lenczewskiego zdobyła już uznanie w kraju i poza nim. O wybitnej
pracy polskich operatorów wypowiadają się koledzy po fachu (Złota Żaba na Camerimage
w 2013 roku i wyróżnienie Amerykańskiego Stowarzyszenia Operatorów w 2014), a
to oni będą wybierać nominacje do Oscara. Nie byłoby tych rozważań, gdyby nie
dowody w ostatnich latach, świadczące o tym, że członkowie Akademii wskazują
często także na filmy spoza kręgu głównych faworytów i wypatrują wybitnych
filmów zagranicznych. W zeszłym roku nominację zdobył w ten właśnie sposób
Philippe Le Sourd za "Wielkiego mistrza" w reżyserii Wong Kar-waia.
Podobnie było z Christianem Bergerem nominowanym w 2010 roku za czarno-białą
"Białą wstążkę" Michaela Hanekego.
Nie jest "Ida" jedyną
oscarową nadzieją dla Polski w tym roku. Nie mniejsze szanse na nominacje mają
dziś także dwa polskie krótkometrażowe filmy dokumentalne. Oba znalazły się na
skróconej liście do Oscarów, a to tylko osiem filmów wytypowanych spośród 58 tytułów.
Nominacji jest pięć i może okazać się, że tak "Joanna", jak i
"Nasza klątwa" mogą otrzymać to wyróżnienie od Amerykańskiej Akademii
Filmowej. Krótkie dokumenty to kategoria, w której nasza kinematografia jest
bardzo silna.
Oba polskie krótkometrażowe
dokumenty odniosły międzynarodowy sukces i przeszły przez mocne sito
kwalifikacyjne. Oba są poruszającymi opowieściami o walce i radzeniu sobie z
życiem w obliczu choroby. "Joanna" w reżyserii Anety Kopacz jest
filmem, który w ekipie ma oscarowego kompozytora Jana A.P. Kaczmarka, a autorem
zdjęć jest Łukasz Żal, o którym chwilę temu pisaliśmy w kontekście wspaniałej
pracy przy "Idzie". "Joanna" zdobyła ponad 20 nagród na
całym świecie, była pokazywana na ponad 30 festiwalach. Jest to historia Joanny
Sałygi, autorki bloga "Chustka", u której w 2010 roku zdiagnozowano
nowotwór. Jej syn miał wtedy 5 lat i to o relacjach między nimi, o oswajaniu z
chorobą, chęci życia opowiada bardzo przejmujący i niezwykle szczery film.
"Joanna" powstała w Wajda Studio.
"Nasza klątwa" jest
jeszcze bliżej swoich bohaterów. Reżyserem filmu jest Tomasz Śliwiński, który z
kamerą obserwuje życie swojej rodziny i siebie samego. Wraz z żoną stanęli oni
w obliczu bardzo rzadkiej choroby u ich nowonarodzonego dziecka. Klątwa Ondyny
dosięga na świecie około 300 osób, a chorzy podczas snu przestają po prostu
oddychać i trzeba bardzo szybko reagować. Tak jak robią to rodzice małego Leo,
żyjący w ciągłym lęku o los swojego dziecka. W tym filmie kamera jest w bezpośredniej
bliskości rodziny i niczym kolejny członek rodziny towarzyszy bohaterom w
najtrudniejszych momentach. Film powstał w Warszawskiej Szkole Filmowej.
Choć oba filmy opowiadają o
chorobie, są bardzo różne i ta różnorodność może im przynieść nominację do
Oscara.
Przekonamy się o tym wczesnym
popołudniem w czwartek 15 stycznia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz