Niedawna petycja w sprawie
"Idy" [czytaj tutaj] wywołała spore poruszenie na świecie. Komentują
ją liczne zagraniczne media. A co na to sam reżyser Paweł Pawlikowski?
Autorzy petycji chcą, by do filmu
dodać planszę informującą o tym, "kto odpowiada za Holocaust, bo dzięki
temu widzowie na świecie nie będą mieli zafałszowanego mniemania, że to Polacy
mordowali Żydów". Reżyser mówi wprost, że nie ma żadnym planów aby
zmieniać swój film. "Oczywiście, że nie. To absurdalne" – mówi Pawlikowski.
W rozmowie z cenionym w USA
serwisem Deadline reżyser powiedział, że petycję uważa za głupią, by ją w ogóle
komentować. "Czy któryś z tych 40 tysięcy sygnatariuszy widział film?
"Ida" nie ma na celu wyjaśniania historii. Nie o to chodzi. Fabuła
koncentruje się na bardzo konkretnych i złożonych losach bohaterów, którzy są
pełni człowieczeństwa ze wszystkimi jego paradoksami. Nie są pionkami
wykorzystywanymi do zilustrowania jakiejś wersji historii lub ideologii. Życie
jest skomplikowane, dlaczego nie może być skomplikowana sztuka? […] Chciałem
zrobić film bardzo specyficznie i bardzo konkretnie, a jednocześnie miał być
uniwersalny i poetycki. […] Widzowie w Brazylii, Hiszpanii czy Finlandii
docenili to, ponieważ opowieść wykracza poza czas i miejsce, w którym się
rozgrywa. I nie muszą znać historii Polski" – mówi reżyser w rozmowie z
dziennikarką.
Pawlikowski kontynuuje: "Czy
sytuacja opisana w filmie nigdy nie mogła mieć miejsca? I czy rzeczywiście
widzowie, którzy obejrzeli "Idę" nie wiedzą, że sprawcami Holocaustu
byli Niemcy?" i dodaje jeszcze "Sztuka powinna radzić sobie z naszym
wspólnym człowieczeństwem".
Reżyser sugeruje, że kampania
przeciwko "Idzie" może mieć związek z nadchodzącymi wyborami.
"Prawica czuje się zagrożona. Ich retoryka jest samolubna i nie ma nic
wspólnego z filmem. "Ida" ma ogromne poparcie w Polsce po tym jak m.in.
wygrała w zeszłym roku Orła dla najlepszego filmu".
Amerykańska dziennikarka cytuje
wypowiedz szefowej PISF Agnieszki Odorowicz, która mówi że "każdy reżyser
ma prawo do własnej wypowiedzi". Historyk cytowany przez Wyborczą dodaje,
że "nie każdy film musi być podręcznikiem historii". Broni filmu
Agnieszka Holland, która nazywa dzieło Pawlikowskiego "osobistym i
pięknym, w którym nie ma manifestacji politycznej".
Pawlikowski jest dumny z filmu i
tego jakie ma znaczenie dla Polski. "Polskie kino ma wielkie tradycje, ale
nie ma po Kieślowskim wielkiego wpływu na światową kinematografię. Sztucznie
stworzona kontrowersja wokół filmu jest szkodliwa dla wizerunku naszego
kraju" – kończy reżyser.
(dla www.wp.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz