Florian Zeller nie powtórzy sukcesu swojego „Ojca”. Jego nowa filmowa propozycja zatytułowana „Syn”, nie jest niestety tak dużym wydarzeniem, jak tamten wspominany wcześniejszy Oscarowy film z Anthonym Hopkinsem. Sprowadza się to do tego, że w Polsce nie będzie „Syna” w kinach.
Zeller ponownie przeniósł na ekran swoją sztukę, ponownie zatrudnił topowych aktorów, ponownie zrobił świetny film. Niestety tym razem, jest to dzieło zdecydowanie bardziej przygnębiające, choć zdecydowanie jest to opowieść o jeszcze większej sile emocjonalnego rażenia. Niestety krytycy i widzowie nie są już tak zachwyceni. „Syn” na Rotten Tomatoes ma tylko 42 procent pozytywnych opinii, co przy 98 procentach „Ojca”, nie wypada niestety dobrze. I ma to też przełożenie na sezon nagród. Bardzo rzadko „Syn” pojawia się dziś w jakichś podsumowaniach, czasami dostrzegana jest rola Hugh Jackmana, ale generalnie film nie ma dobrej prasy.
Na razie trwa skromna festiwalowa i limitowana prezentacja filmu „Syn” na świecie. W Polsce mogli go obejrzeć widzowie EnergaCamerimage. W ostatnich dniach grudnia film wejdzie do kin w USA, a na początku przyszłego roku będzie pokazywany na licznych rynkach filmowych, głównie w Europie. We Francji, skąd pochodzi Florian Zeller, film pojawi się dopiero w marcu 2023 roku. Ale dobre i to. Niestety polski dystrybutor wycofał „Syna” ze swojego kalendarza nadchodzących premier i wiele wskazuje na to, że film ten – jak wiele innych „Oscarowych” i mniejszych tytułów – nie trafi w ogóle do naszych kin.
Z czego to wynika? Z kalkulacji zysków/strat/kosztów w tym bardzo trudnym dystrybucyjnym biznesie. Dziś dostrzegane jest znacznie mniejsze zainteresowanie widzów tytułami festiwalowymi i dla nieco bardziej wymagającej publiczności. W pokojach księgowych ryzyko dystrybucyjne jest ograniczane do minimum, więc takie filmy jak „Syn” czy „Living” mają bardzo utrudnioną drogę na nasze ekrany – a przede wszystkim wtedy, gdy wprowadza taką propozycję do kin firma, która bije rekordy frekwencji pokazując kolejne „Minionki” czy „Top Gun”. Generalnie jest to polityka międzynarodowa, efekt doświadczenia i obserwacji sytuacji na rynku kinowym. Ten ciągle nie stanął jeszcze na mocnych „nogach” i dziś zasadne jest pytanie, czy zdoła odbudować swoją pozycję sprzed pandemii.
Dla filmów festiwalowych i autorskich nastał niestety trudny czas. 50 tysięcy sprzedanych biletów w polskich kinach to dla takich propozycji duży sukces. Był on udziałem m.in. filmów „Trzy tysiące lat samotności”, „Goście” i „Amsterdam”. Niestety „Io” i „Silent Twins” jeszcze takich liczb nie osiągnęły (według dostępnych danych, filmy te obejrzało po jakieś 35 tysięcy osób). Nie zbliżyły się do takich osiągnięć głośne i nagradzane: „Alcarras”, „Zdarzyło się”, „Baby Broker”, „Bohater” czy „Vortex”.
Warto jednak wspierać
dystrybutorów, którzy decydują się na podjęcie ryzyka, ciągle sprowadzają do
nas wartościowe propozycje i walczą o widza. Kłaniam się im nisko!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz