Wybrałem się na nową „Akademię
Pana Kleksa”, bo chciałem zobaczyć piękny i magiczny film familijny polskiej
produkcji. Niestety to nie było znaczące filmowe doświadczenie. Powiem więcej,
to było spore rozczarowanie. A może po prostu to nie było kino dla mnie? Oto kilka przemyśleń na temat tego filmu.
Bo nowa „Akademia Pana Kleksa” to w mojej ocenie film niespełniony, tak bardzo przesiąknięty nowoczesnością i tak bardzo pozbawiony magii, że niestety dla mnie trudny do zaakceptowania. Nie mam wątpliwości, że nowa „Akademia Pana Kleksa” została stworzona dla młodego, współczesnego widza, wychowanego lub lubiącego opowieści w stylu „Harry’ego Pottera”. Daleko polskiemu filmowi do takiego poziomu, a może po prostu nie jest to film dla mnie i moja ocena jest przesadnie krytyczna?
„Akademia Pana Kleksa” to nowe otwarcie dla tej historii, zasadniczo dostosowanej do dzisiejszych czasów, ale czasami puszczającej oczko do widzów znających także klasyczną wersję. Ja jednak mam problem z tym nowym filmem, bo dla mnie nie ma on w sobie siły pięknych, mądrych i pasjonujących opowieści dla młodych widzów, a rozmachem, efektami specjalnymi i przesadzoną różnorodnością rasową, opowieść ta próbuje przykryć wszystkie niedostatki. Jeśli polscy twórcy chcieli stworzyć film dla międzynarodowego widza, to chyba mocno przesadzili, a chcąc dogodzić wszystkim, zrobili film schlebiający zbyt wielu gustom.
Jednak najbardziej rozczarowująca jest wymyślona na potrzeby filmu historia i niestety bardzo nieskładny scenariusz. Może na papierze wyglądało to lepiej, ale wersja filmowa „Akademii Pana Kleksa” zwyczajnie nie klei się w całość, jest podziurawiona jak szwajcarski ser, pełna wątków, które nie wybrzmiewają w pełni, pomysłów nietrafionych i wątpliwych. Bardzo długo wchodzimy więc w tę opowieść i zanim trafimy do Akademii, historia już zaczyna nudzić.
Nie przekonują mnie dzieciaki w swoich rolach, rozczarował Tomasz Kot w roli Pana Kleksa, mam też problem ze Szpakiem Mateuszem i hordą wilków, którym przewodzi za mocno szarżująca aktorsko Danuta Stenka. Bolesny jest przesadnie eksponowany product placement, sztuczny Nowy Jork, nie porywają piosenki, kolorowe obrazki.
Co się udało? Twórcy zbudowali poprawny fantastyczny świat, efekty specjalne stoją na dobrym europejskim poziomie, scenografia i kostiumy wypadają dobrze. Jest to jednak tylko otoczka całego filmu, coś co mu towarzyszy, a mi zabrakło w nowej „Akademii Pana Kleksa” bardziej przekonującej opowieści. Może druga część, która pojawi się pod koniec przyszłego roku, przyniesie lepsze efekty? Na to liczę, choć nie planuję uczestniczyć w tym seansie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz