piątek, 19 września 2014

Gdynia 2014. Dzień piąty: tego mi było trzeba


Od razu zaznaczę. "Kebab & Horoscope" to mój rodzaj kina. Przyjmuje taki humor, taką estetykę i takich bohaterów bezkrytycznie. Powstało kino, jakiego w Polsce się nie uprawia, a na jakie czekałem od dawna - już przed laty poszukując polskiego odpowiednika filmu "Orzeł kontra Rekin". Dziś też swój pierwszy film po 20 latach pokazał Grzegorz Królikiewicz. To nie moje kino. 

Krótko. Reżyser filmu "Kebab & Horoscope" to Grzegorz Jaroszuk, ceniony nie tylko przeze mnie za krótkie "Opowieści z chłodni". Dokładnie w takim stylu reżyser nakręcił swój długometrażowy debiut - i nie mam z tym żadnego problemu. Narracja, dialogi, bohaterowie i otaczający ich świat, epizodyczny charakter, nieco odrealnione spojrzenie na rzeczywistość. To działa w rękach zdolnego reżysera, który umieścił swój film w sklepie z dywanami, a za bohaterów uczynił ich pracowników. Mały świat z ludźmi prawie z kosmosu. Wiele tutaj inteligentnego humoru, świetnych dialogów i zaskakujących rozwiązań sytuacyjnych. Krótkie i dosadne strzały działają znakomicie na poprawę samopoczucia.

Nie jest to jednak film dla każdego. Wielu osobom zabraknie prostej historii i wyraźnych zdecydowanych bohaterów. Jeżeli ktoś lubi kino Roya Anderssona odnajdzie się tutaj znakomicie, jeżeli ktoś lubi abstrakcyjny humor i dziwny świat ten pokocha "Kebab & Horoscope". Jak ja.

A tymczasem mistrz Grzegorz Królikiewicz zrealizował film "Sąsiady" i spojrzał na świat przez swoje smutne okulary. Nie moje kino, więc z oceną się powstrzymam. Napiszę tylko, że autor wywołał we mnie mocne poirytowanie - a jak słyszę od specjalisty zajmującego się jego kinem, "o to właśnie chodziło". Dzięki!

Tak zakończył się Konkurs Główny festiwalu w Gdyni.

Dziś jeszcze przede mną przedwojenne polskie kino - podobno grozy oraz Urszula Antoniak i najlepszy film festiwalu Nowe Horyzonty. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz