Wczorajszy seans "Wilka z Wall Street" Martina Scorsese na Polsacie oburzył wielu widzów. W dodatku media ponownie podkręcają temat i poszukują fajnych tematów na swoje nagłówki. Nie dajmy się zwariować. Lepiej to wyśmiejmy.
Polsat puścił (niektórzy piszą, że otrzymał z USA) kopię filmu bez mocnego języka i odważnych scen, których w "Wilku z Wall Street" jest mnóstwo i są one integralną częścią historii. Jak należy się domyślać jest to wersja skrócona i przystosowana do seansów wczesnowieczornych, jakich na świecie jest mnóstwo. I o co tyle krzyku? Czy naprawdę należy "bić pianę"? Przecież podstawowe i wyjaśniające wszystko słowo brzmi po prostu "POLSAT".
Jeśli ktoś decyduje się na seans filmowy na takim kanale, to doskonale wie, że otrzyma dzieło okaleczone, zniszczone i sponiewierane. I nie chodzi tutaj wcale o wyciszane wulgaryzmy, wycięte sceny czy też zamglone obrazy nagich pięknych pań. Zaprezentowany film na Polsacie, TVN czy w większości innych stacji komercyjnych, przerywany jest co kilka chwil reklamami, które niszczą każdy przekaz, każde spotkanie z kinem na małym ekranie. Bez litości, bez jeńców, z myślą o kasie i oglądalności. KROPKA! Całe zajście lepiej traktować jako komedię, bo przecież to co oni zrobili z filmem Scorsese to jakiś absurd i sami sobie wystawili opinię, ocierającą się o śmieszność.
Czy zniszczyli ten film? - jak krzyczą nagłówki w prasie - OCZYWIŚCIE, ŻE ZNISZCZYLI!!! Czy ktoś spodziewał się innego rozwiązania? Na Polsacie? Z reklamami? O 20:00? Z widzami służącym im za słupek oglądalności? No, proszę...
Decydując się na oglądanie takiego filmu jak "Wilk z Wall Street" w stacji komercyjnej podpisujemy "umowę" i godzimy się na zniszczenie seansu na każdym poziomie odbioru. I nie jest ważne czy wycięte są tutaj sceny, wyciszone przekleństwa czy przerwana narracja w kluczowym momencie opowiadanej historii. Każdy z tych ruchów zaprzecza jakiemukolwiek sensowi oglądania filmu w takiej formie. W dodatku filmu ważnego, udanego, a czasami wybitnego. Tak było, jest i będzie. Jest na to prosta rada - NIE OGLĄDAĆ WYBITNYCH FILMÓW W TAKIEJ FORMIE. Trzeba tylko taką decyzję podjąć przed seansem, a nie potem krzyczeć o zniszczonym seansie.
Jest coś osłabiającego w sytuacji, w której oburzeni fani filmu sprzeciwiają się praktykom Polsatu. Zastanawia mnie, co oni w ogóle robili w takim miejscu? Czy znając te mechanizmy i wiedząc, że "Wilk z Wall Street" zostanie zniszczony na małym ekranie w tak komercyjnej stacji, w ogóle było warto tracić swój czas na ten seans? Naprawdę nie było innych możliwości dotarcia do filmu (płyty w koszach w supermarketach po 9,99 zł)?
Takie zagrania w telewizji nie są niczym nowym. Warto zajrzeć do innych kanałów (krzycząca dziś głośno Agora, również kaleczy filmy w swoim kanale, nazwy którego nie jestem w stanie wymówić), by przekonać się o nieustającym i trwającym nagminnie barbarzyńskim traktowaniu filmów w stacjach komercyjnych. Ale z tym nikt nie polemizuje, przyjmując to za prosty mechanizm działania rynku telewizyjnego. I ja to zdecydowanie rozumiem, szanuję, akceptuję I UNIKAM JAK OGNIA!
***
I jeszcze oficjalny komentarz Polsatu
***
I jeszcze oficjalny komentarz Polsatu
Nie cenzurujemy filmów i nie
dokonujemy w nich żadnych zmian, co oznacza że nie ocenzurowaliśmy filmu „Wilk
z Wall Street”. Wersję filmu, którą wyemitowaliśmy otrzymaliśmy od
dystrybutora, jest to wersja emitowana w innych krajach Europy. Jest to więc wersja
zaakceptowana bez wątpienia przez twórców filmu i jego dystrybutora. Możemy
jedynie dodać, że wersja kinowa filmu najprawdopodobniej nie mogłaby zostać
wyemitowana o godzinie 20.00 ze względu na polskie przepisy prawa i regulacje
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Emisja filmu w wersji kinowej mogłaby się
odbyć dopiero po godzinie 23.00, co oznacza że zakończyłaby się dopiero po
godzinie 2.00 w nocy.
Oczywiście wolelibyśmy wyemitować
wersję kinową, ale nie jest to możliwe przed godziną 23.00 ze względu na
obowiązujące w Polsce przepisy prawa.
Przypominam również, że często
nawet w kinach wyświetlane są różne wersje filmów – co ma miejsce np. w
przypadku wersji reżyserskich, które zwykle zawierają o wiele więcej materiału
zdjęciowego niż wersje znane szerokiej publiczności. Co więcej, w samych
Stanach Zjednoczonych dość często zdarza się, że wersja kinowa różni się od
telewizyjnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz