Długo nie wiadomo było co się dzieje z filmem „Tonia” w reżyserii Marcina Bortkiewicza, autora „Nocy Walpurgi”. „Tonia” w końcu doczekała się premiery na festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie i to był zdecydowanie bardzo pozytywny seans.
Jest jakaś lekkość w filmie Bortkiewicza, choć obraz dotyka trudnych tematów rodzinnych relacji i alkoholizmu. Udało się jednak uniknąć przerażającego pesymizmu znanego z „Powrotu do tamtych dni” i tej nachalnej nostalgii, która tylko przez chwilę chwytała za serce. Bortkiewicz ugryzł temat inaczej, choć przecież utkał go z podobnych elementów – dziecko, rodzic, alkoholizm, rodzina, trudne wybory, wyjazd za pracą…
„Tonia” wygrywa niezwykłym urokiem, lekkością w wielu momentach, nieco surrealistycznym i absurdalnym humorem, który jednak nie dominuje nad opowieścią, a dodaje jej delikatnego uroku i został zaakcentowany w idealnych momentach. Widać to w scenach, gdzie wyobraźnia dziecka zaczyna snuć opowieść. Genialnym jest też rozwiązanie, w którym twórcy wprowadzają elementy musicalu, a z ekranu pobrzmiewają przeboje Italo Disco. I choć bardzo nie lubię tej muzyki, w tym akurat filmie działa ona idealnie. Dobrze, że nie przesadzono i w tym aspekcie całej produkcji.
Klasy filmowi dodaje też Adam Bobik w roli ojca, który w przeciwieństwie do Macieja Stuhra nie przerysowuje postaci, nadaje jej ciepła i specyficznego uroku. Nic nie usprawiedliwia alkoholizmu i alkoholika, ale postaci Bobika bardzo kibicuję. Aktor zrobił rzecz wspaniałą, bo bardzo jest wycofany w swojej kreacji, trochę ją nawet stłumił – i nie wiem, czy to zasługa scenariusza czy aktora, który nie chciał klasycznie przedstawiać postaci nadużywającej alkoholu.
Trochę drażniła mnie w tym filmie młoda aktorka wcielająca się w rolę tytułową. Jest coś sztucznego w jej kreacji, jakiś rys, w który nie wierzę. Tutaj młoda aktorka szarżuje na całego, ale chyba tak właśnie wyglądać miała jej rola. Ona jest energią na ekranie i absolutnie absorbuje naszą uwagę, a jednak jakoś nie potrafię jej uwierzyć. Udaną rolę zagrała Małgorzata Zajączkowska, choć przydałaby się jej lepsza peruka lub naturalny kolor włosów. Pani Małgosia także szukała swojej drogi do postaci babci i mnie przekonała.
W „Toni” fajna jest struktura opowieści, na granicy rzeczywistości, snu i realizmu magicznego. Udało się to osiągnąć także dzięki bardzo ciekawym zdjęciom Andrzeja Wojciechowskiego.
„Tonia” to film artystyczny i festiwalowy, ale w zalewie przygnębiających polskich produkcji, jest to film na pewno się wyróżniający. Nie wszystkim przypadnie do gustu, ale do mnie trafił. Lubię w kinie, gdy twórcy mówiący o trudnych tematach, potrafią trzymać historię na delikatnych, słodko-gorzkich nutach. Borkiewiczowi film się udał, fajnie byłoby gdyby trafił do innych widzów i sprawił im taką frajdę, jak mnie. [Ocena 7/10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz