niedziela, 19 marca 2023

Oscary 2024. W poszukiwaniu kandydatów

Co roku, mniej więcej o tej samej porze i krótko po finale Oscarów, pojawiają się pierwsze szerokie spekulacje na temat kolejnej edycji Nagród Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. Tylko, czy takie próby wskazania kandydatów do najważniejszych nagród filmowych mają jeszcze sens? Od kilku lat, wstępne listy kandydatów do Oscarów bardzo się rozmijają z finałowymi rozstrzygnięciami. Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka.

Oscary już od wielu lat nie są synonimem potęgi Hollywood, choć ciągle produkcje dużych studiów walczą o Nagrody Akademii. I przegrywają, a to z produkcją nieanglojęzyczną („Parasite”), a to ze skromnym filmem niezależnym („Nomadland”), a to z produkcją niemal francuską i niosącą nadzieją („CODA”) i w końcu przegrywają z mocno zakręconym, szalonym wręcz projektem fantastycznonaukowym, w którym dominuje obsada pochodzenia azjatyckiego. To właśnie wygrana filmu „Wszystko wszędzie naraz” mówi najwięcej o Oscarowych trendach, bo tak naprawdę dziś wszystko jest na Oscarach możliwe.

Spektakularny triumf „Wszystko wszędzie naraz” wprawia w osłupienie, bo przede wszystkim nie jest to film przesadnie wybitny, choć dość umiejętnie grający na sprawdzonych motywach, fajnie dodający różne oryginalne pomysły. Ale czy to czyni go najlepszym filmem roku? Otóż, nie! Oscarowy sukces to wypadkowa wielu pozytywnych zmian, jakie następują w Akademii, to także dobrze poprowadzona cała i bardzo długa kampania Oscarowa wokół tego filmu. Na triumf tego filmu wpłynęło wiele czynników, ale wygrana tak oryginalnej propozycji to dobry sygnał na przyszłość. Bo zmiany w podejściu do Oscarów następują na naszych oczach i już dziś nikt nie jest w stanie zagwarantować wygranej filmu podpisanego przez wielkiego reżysera, wspartego przez duże studio, triumfującego na tym czy innym festiwalu i popartego gigantyczną kampanią reklamową. Zmiany w Akademii są faktem i te zmiany przekładają się na Oscarowe zamieszanie.

Mamy więc przede wszystkim prowadzoną od kilku lat w Akademii znaczną wymianę pokoleniową, płciową i etniczną. Akademia zaprasza do swojego grona reprezentacje do tej pory w jej szeregach spychane na margines. I to zdecydowanie widać w wynikach Oscarów. Coraz bardziej precyzowane są Oscarowe regulaminy, które dają szanse powalczyć o nagrody, także tym produkcjom, które nie mają wielkich budżetów. Od najbliższych Oscarów, w ogóle cała ta „zabawa” stanie na głowie, bo wdrożone zostaną przez Akademię, zapowiadane kilka lat temu „standardy różnorodności i równouprawnienia”, które dopuszczą do kategorii Najlepszy Film tylko te produkcje, które spełnią odpowiednie zasady, a dotyczące między innymi udziału w realizacji kobiet, osób z mniejszości etnicznych, mniej reprezentowanych mniejszości seksualnych czy niepełnosprawnych. Budzi to już dziś sporo krytycznych komentarzy, ale te standardy nie są aż tak problematyczne, jakby się miało wydawać. Faktem jest, że zmiany te i nowe zasady kwalifikacji zostały przez Akademię ogłaszane w 2020 roku i był czas na ich wdrożenie. Tym trudniejsza jest próba wytypowania kandydatów do Oscarów 2024.

Najpierw rzut oka na poprzedni sezon i mój tekst z maja 2022 roku, w którym próbowałem wskazać na kandydatów do Oscarów 2023. Z całej listy tamtych kandydatów w grze pozostały tylko „Tar”, „Elvis” i „Top Gun: Maverick”. Już wtedy w kinach grany był film „Wszystko wszędzie naraz”, ale wskazanie go jako laureata Oscara w aż 7 kategoriach i z tytułem najlepszego filmu roku, było wtedy czymś trudnym do wyobrażenia. Informacje o niemieckim „Na Zachodzie bez zmian” pojawiły się dopiero jesienią, więcej o kandydatach powiedział nam festiwal w Wenecji czy Toronto. Chwilę po Cannes, można było już w ciemno obstawiać „IO”, jako polskiego kandydata do Oscara.

A co wiemy dziś o kandydatach do Oscarów 2024? Sporo, ale obracamy się wśród tytułów już zwracających na siebie uwagę, na kilka filmów ciepło przyjętych na festiwalach Sundance, gdzie w 2021 roku debiutował film „CODA” i przede wszystkim na festiwalu SXSW, na którym przed rokiem debiutował „Wszystko wszędzie naraz”. Gra o Oscary rozpoczyna się więc wcześniej i wcale nie Cannes, Wenecja czy Toronto są dziś tymi miejscami, które gwarantują Oscarowy sukces.

Od takiego filmu zacznę, bo „Past Lives” po pokazach na Sundance zebrał wiele bardzo pochlebnych opinii (i sporo też krytycznych). Obserwatorzy widzą w tym filmie kandydata do Oscarów, który podążać będzie śladem „CODA”. To opowieść o dwójce przyjaciół z dzieciństwa z Korei Południowej, którzy spotykają się w Ameryce ponownie po 20 latach. Na SXSW odbyło się sporo bardzo ciekawych premier, ale my powinniśmy zapamiętać tytuł „Late Bloomers”, z udziałem Małgorzaty Zajączkowskiej, w USA pracującej pod pseudonimem Margaret Sophie Stein. Sporo uwagi poświęcono też krytykującemu kapitalizm filmowi „Problemista”, w którym zaskakuje, ponownie w swojej karierze, Tilda Swinton. Inne ważne tytuły tego festiwalu to m.in.: „You Sing Loud, I Sing Louder” z Ewanem McGregorem i jego córką Clarą McGregor; szpiegowski „Tetris” z Taronem Egertonem; „Self Reliance” Jake’a Johnsona; „National Anthem”; „Late Night With The Devil”; „If You Were The Last”; „Flamin’ Hot” w reżyserii Evy Langorii; „Bottoms” czy „Americana”. Czy jest tu nowe „Wszystko wszędzie naraz”?

Takich niespodziewanych produkcji, które mogą bardzo namieszać podczas przyszłorocznych Oscarów może być znacznie więcej, bo także na Sundance pojawiło się sporo takich propozycji. Jednak dziś wzrok skupiam na tytułach, które już krążą wokół Oscarów, a które podpisane zostały przez bardzo cenionych twórców lub swoją tematyką, mogą porwać Amerykańską Akademię Filmową.

Jednym z najważniejszych kandydatów do Oscarów będzie na pewno "Killers of the Flower Moon" w reżyserii Martina Scorsese i z udziałem Leonardo DiCaprio oraz Roberta De Niro (panowie razem u Scorsese pojawią się po raz pierwszy). To ekranizacja znanej książki o śledztwie w sprawie tajemniczych morderstw Indian, po tym jak na ich terenie odkryto znaczące złoża ropy naftowej. Przeciągają się prace nad filmem, który finansuje Apple, a który kosztować ma ponad 200 mln dolarów. Czy Scorsese zdąży na Cannes i czy rzeczywiście jego film będzie trwał ponad 3 godziny?

Netflix do Oscarów wystawi zapewne film „Maestro”, w którym Bradley Cooper wciela się w postać kompozytora Leonarda Bernsteina. To drugi reżyserski film Coopera, po bardzo udanych „Narodzinach gwiazdy”. Produkcję wspierają Martin Scorsese i Steven Spielberg. Ten internetowy producent ma ciągle wielką ochotę na Oscara w kategorii Najlepszy Film, a kolejnym z jego kandydatów do tych nagród może się okazać „The Killer” w reżyserii Davida Finchera oraz film George'a C. Wolfe'a „Rustin” z Colmanem Domingo

W grze o Oscara może być też „Napoleon” Ridleya Scotta, w którym rolę tytułową zagrał Joaquin Phoenix. Obaj współpracowali przy „Gladiatorze”, Scott to twórca bardzo nierówny, podobno „Napoleon” dobrze się zapowiada, ale nie zobaczę, nie uwierzę… Za to w ciemno widzę wśród najlepszych filmów nowe przedsięwzięcie Christophera Nolana, który opowie o „ojcu bomby atomowej”. W historii J. Roberta Oppenheimera jest potencjał na wielkie i ważne kino. Nolan to mistrz! Premiera w lipcu i mam nadzieję, że „Oppenherimer” powalczy nie tylko o Oscary techniczne.

Nigdy nie należy lekceważyć filmów podpisywanych przez cenionych twórców, często artystów, którzy ciągle walczą o Oscary. Takim filmem może być „Asteroid City” Wesa Andersona, ponownie z plejadą gwiazd (obok stałych współpracowników są tam m.in. Margot Robbie i Tom Hanks), ale co nie gwarantuje nagród. Faktem jest, że „Kurier francuski”, poprzedni film tego twórcy, w ogóle nie został zauważony przez Akademię i od 2007 roku był pierwszym filmem Andersona, który nie zdobył żadnej nominacji. Premiera w czerwcu. Wspomniana Margot Robbie firmuje swoim nazwiskiem film „Barbie”, ale kiedyś można byłoby powiedzieć, że to żart, a tymczasem są spore nadzieje na udany i mocno zdystansowany film, podpisany zresztą przez Gretę Gerwig. Skoro „Top Gun: Maverick” mógł… Taką kobiecą perspektywę może też zaprezentować Emerald Fennell w „Saltburn”, która powraca po głośnej „Obiecującej młodej kobiecie”. Jest też  „Flint Strong” w reżyserii Rachel Morrison, pierwszej w historii kobiety nominowanej do Oscara za zdjęcia.

Już niedługo przekonamy się, co przygotował dla widzów Ari Aster. Twórca „Midsommar”, zrealizował bardzo ciekawie się zapowiadający „Bo się boi”, w głównej roli obsadzając Joaquina Pheonixa. Zwiastun sugeruje, że będzie to mocno pokręcona i bardzo oryginalna filmowa propozycja, za którą stoi studio A24. Ta sama firma doprowadziła do Oscara „Wszystko wszędzie naraz” i też wprowadza swój film do kin wiosną. Czy uda się powtórzyć ten sam model Oscarowy? „Bo się boi” opisywany jest jako "surrealistyczny horror osadzony w alternatywnej teraźniejszości". Chwilę wcześniej i już na początku kwietnia w kinach pojawi się "Air" Bena Afflecka i zajrzymy za kulisy zbudowania potęgi Nike i jej współpracy z Michaelem Jordanem. Autor Oscarowej "Operacji Argo" i tym razem sięga do amerykańskiej legendy. Trudno dziś ocenić potencjał tego filmu.

W grze o Oscary może być też Yorgos Lanthimos z filmem "Poor Things", który ponownie zaprosił do współpracy Emmę Stone i będzie to jego pierwszy film od czasu „Faworyty”. Na liście kandydatów jest też nowy film Jeffa Nicholsa, który ostatnio nie miał szczęścia do Oscara. W jego „The Bikeriders”, dramacie kryminalnym osadzonym w środowisku motocyklistów w latach sześćdziesiątych, wystąpili m.in. Jodie Comer, Austin Butler, Tom Hardy. Do Oscarowej gry powraca Steve McQueen, twórca „12 Years a Slave”. Jego film nosi tytuł „Blitz”, a w jednej z ról występuje Saoirse Ronan. Z nowym filmem powraca też Luca Guadagnino, a jego "Chellengers" może mieć premierę na festiwalu w Wenecji. Gwiazdą filmu jest Zendaya.

Bardzo intrygująco zapowiada się musicalowa wersja „Koloru purpury”. Pamiętną wersję powieści Alice Walker sfilmował Steven Spielberg, a nominację do Oscara za rolę drugoplanową otrzymała Oprah Winfrey. Oboje są dziś producentami nowej wersji opowieści o czarnej rodzinie żyjącej u progu XX wieku. Wypatruję też nowego filmu Taiki Waititi zatytułowanego „Next Goal Wins”, bo tęsknię za klasą „Jojo Rabbit”.

Moim faworytem do Oscarów jest „Diuna. Część 2”, epicki sequel filmu Denisa Villeneuve’a i ponowne zanurzenie się w świecie stworzonym przez Franka Herberta. To powinien być jeszcze lepszy film, a już poprzednia odsłona to była filmowa uczta. Do obsady dołączyli Florence Pugh i Austin Butler. Na początku listopada film wejdzie do kin, wcześnie zapewne będzie miał premierę na festiwalu w Wenecji. Villeneuve jeszcze się nie pomylił.

Inaczej niż Michael Mann, który ma więcej do udowodnienia. Po klęsce „Hakera”, twórca ten powraca do kin filmem „Ferrari”, którego bohaterem będzie słynny włoski konstruktor. W tej roli Adam Driver, który po „Domu Guccich”, ponownie wciela się postać z włoskich elit. Do kina powraca też Alexander Payne z filmem "The Holdovers" i ponownie będzie pracował na planie ze znakomitym Paulem Giamattim, a już dawno aktor ten powinien zdobyć Oscara. O aktorskiego Oscara może też powalczyć Helen Mirren dzięki roli w filmie „Golda”, o przywódczyni Izraela.

Ciekawie zapowiada się film „Firebrand” z Alicią Vikander, w roli szóstej żony króla Henryka VIII (w tej roli Jude Law). Jeszcze ciekawiej sprawa ma się z reżyserką filmu, bo podpisała się pod nim Karima Aïnouza, autorka cenionego „Niewidocznego życia sióstr Gusmao”. Kobiece kino reprezentuje też film „Lee”, którym w fabule debiutuje ceniona autorka zdjęć filmowych Ellen Kuras. Tytułową rolę zagrała tutaj Kate Winslet, która wcieliła się w postać Lee Miller, modelkę mody, która została fotografem wojennym. Pracując dla Vogue’a, była obecna przy wyzwoleniu Paryża, obozów koncentracyjnych w Buchenwaldzie i Dachau. Obok Winslet wystąpili też Marion Cotillard, Andrea Riseborough i Andy Samberg. Inna gwiazda Hollywood, Jonathan Majors zagrał w filmie „Magazine Dreams” i już po pokazie na Sundance zebrał wiele pochlebnych opinii na temat swojej roli – wielu widzi tutaj Oscara.

Czy Tom Cruise przekona ponownie do siebie Akademię? W kategoriach technicznych „Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One” ma spore szanse, ale przedarcie się do głównej będzie sporą sensacją. Tych widowiskowych i czysto rozrywkowych tytułów, które krążyć będą wokół Oscarów będzie więcej. Animacja „Spider-Man: Across the Spider-Verse” , trzecia część „Strażników Galaktyki”, animacja „Elemental” od studia Pixar, czy „Wish” nowy film autora „Krainy lodu”, powrót Indiany Jonesa i wiele innych. 

Jednym z tych filmów, które dziś są dla mnie tajemnicą, a które mogą być czarnym koniec Oscarów może być "Strefa interesu" w reżyserii Jonathana Glazera, który podobno bardzo skrupulatnie pracuje nad swoim filmem, dostarczając ekipie sporo stresów. To film nakręcony w polskiej koprodukcji, podobno także w naszym języku. Przedsięwzięcie zapowiada się bardzo ciekawie.

Na rok przed Oscarami, trudno dziś wskazywać na zdecydowanych faworytów. Wiele z wymienionych tutaj filmów przepadnie lub zawiedzie, jednak największa dziś liczba Oscarowych kandydatów jest jeszcze nieznana i czeka na swój czas, na właściwy moment, na rozpoczęcie Oscarowych działań. Będę na nie, jak co roku, patrzył z zainteresowaniem.

1 komentarz:

  1. Z Polski pewnie zgłosimy "Chłopów" jak ukonczą. Szansa na nominacje w kategorii animacji i filmu międzynarodowego. Nie wiem, czy "Kosa" nie będą także chcieli przepchnąć. Kościuszko jest znany w USA.

    OdpowiedzUsuń