Minął drugi pełny filmowych atrakcji dzień na 30. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym EnergaCamerimage. Spieszę z krótkimi ocenami niektórych z obejrzanych filmów.
"War Sailor" - zaskakująco oryginalna i świeża opowieść rozgrywająca się w czasie II wojny światowej. Nawet nie jedna, bo z tego scenariusza mogłoby powstać z sześć filmów. Tyle się tu dzieje, wszystko umiejętnie połączone i mądrze opowiedziane. Trzyma w napięciu ten norweski kandydat do Oscara. Sam jestem zaskoczony, ale to na razie najlepszy film na festiwalu.
"Tar" - bardzo mocne kino, intelektualne i odważne, zaskakująco dalekie od Hollywood. Świat osoby na szczycie i jej droga w dół. Pouczająca opowieść, dla tych, co uważają się za panów świata. Wybitna Cate Blanchett, genialna w długich tyradach. Wiele tam rzeczy ukrytych, nieoczywistych, do analizy i przemyśleń. Lubię takie filmy, bo zostają na dłużej. Tylko, czy potrzeba było na to 2,5 godziny seansu?
"Duchy Inisherin" - nowy film twórcy wspaniałych "Trzech billboardów...", ale niech was to nie zwiedzie. To nie jest tak wybitny film, oczekiwałem więcej. Trudno nie docenić irlandzkich plenerów, które sfotografowano pięknie, kadry są wysmakowane, całość pięknie przedstawiona. Opowieść o (nie)przyjaźni, historia gorzka, ale z czarnym irlandzkim poczuciem humoru. Colin Farrell mnie nie przekonał, choć niektórzy zwiastują mu Oscara. Świetni są za to Kerry Condon w roli siostry głównego bohatera i Barry Keoghan.
"Biały szum" - rozczarowanie, ale z przebłyskami geniuszu. Satyra to trudny gatunek, a tutaj do bólu mocno wszystko zostało pogmatwane, porwane, niespójne. Wolę poprzedni film tego reżysera ("Historia małżeńska"). Baumbach odleciał. Dla mnie za bardzo.
"Woman Talking" (polski tytuł "Głosy kobiet") - bardzo cenna wypowiedź o miejscu kobiety w życiu, przez kobiety podpisana i z perspektywy kobiet opowiedziana. Filmowy manifest? Różne postawy, trudne decyzje, ważne rozmowy. Całość oparta na świetnych kreacjach. Pod wieloma względami porusza ważne struny, często wstrząsa. Ważna filmowa wypowiedź! Tylko ten świat, to miejsce...
"Glass Onion" - nie tak udana druga część wybitnego "Na noże". Intryga jak intryga, kilka zaskoczeń, jakieś zwroty akcji. Bez specjalnych zachwytów. Raz jeszcze Netflix przepłacił. Bo widać rozmach, wielkie pieniądze, gwiazdy lśniące. Nie widać tak oryginalnego scenariusza. Ten już tak nie błyszczy, jak przy pierwszej części. Daniel Craig daje rade, tak jak świetnie daje radę cała obsada. Odcinania kuponów ciąg dalszy, ale na święta film jak znalazł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz