Jakie filmy zachwycać będą widzów
w 2019 roku, na jakie czekam szczególnie gorąco? Większość najbardziej
wartościowych tytułów nie jest dziś jeszcze powszechnie kojarzona, bo te
pojawią się później w okolicach Cannes, Wenecji czy Toronto. Skupię się więc na
tytułach z głównego nurtu kina. Lista poniższa ułożona została jedynie z
tytułów, które mają już swoje oficjalne daty premiery w polskich kinach i są to
tylko filmy, które w kinach zadebiutują w przyszłym roku.
Jedną z pierwszych znaczących
premier 2019 roku będzie crossover dwóch udanych filmów M. Nighta Shyamalana – mojego
ulubionego „Niezniszczalnego” oraz cenionego przez wiele osób „Split”.
Spotkanie takie zapowiedziane zostało już w finale tego drugiego, Shyamalan od
lat obiecywał rozwinięcie opowieści z „Niezniszczalnego” i słowa dotrzymał. Mam
jednak bardzo duże obawy o film „Glass”
(premiera 18 stycznia), bo jego twórca już wiele razy popisywał się sporą
nieudolnością. Zaprezentowane zwiastuny „Glass” umiejętnie podsycają
zainteresowanie, ale też prowadzą całą opowieść w jakiś niebezpieczny kierunek
i nie wiadomo do końca, czy to David Dunn (Bruce Willis) odegra tutaj kluczową
rolę. Ja bym wolał, aby w „Glass” przeważały motywy z „Niezniszczalnego”, ale
to „Split” był niedawno sporym przebojem w kinach. Bardzo łatwo będzie zepsuć
taki projekt.
Pierwsza z wielu oczekiwanych
polskich premier to „Kurier” w
reżyserii Władysława Pasikowskiego (8 marca). Co prawda jego „Pitbull. Ostatni
pies” nie przekonał mnie szczególnie mocno, ale reżyser ten słusznie uchodzi za
najlepszego polskiego rzemieślnika i z pewnością z oryginalną opowieścią
osadzoną w naszej historii może poradzić sobie tak dobrze, jak z „Pokłosiem”
czy „Jackiem Strongiem”. „Kurier” opowiada o Janie Nowaku-Jeziorańskim i
przybliża także ostatnie chwile przed wybuchem Powstania Warszawskiego. Bardzo
ciekawe jest, jak twórcy tego film potraktują i pokażą ten moment i samą decyzję
o wybuchu powstania, która dziś budzi tak wiele wątpliwości. Jak Pasikowski podejdzie
do tematu, czy pojawią się tutaj kontrowersyjne oceny tego wydarzenia? Mało
prawdopodobne, skoro film produkuje także Muzeum Powstania Warszawskiego, ale
Pasikowski nie wydaje mi się facetem, który ulega wpływom i naciskom. Liczę na
rzetelne i uczciwe spojrzenie na to zdarzenie.
Kolejna znacząca polska produkcja
to „Ciemno, prawie noc” w reżyserii
Borysa Lankosza (premiera 22 marca). Ekranizacja bardzo dobrej książki Joanny
Bator ma w sobie potencjał na świetny thriller i kapitalnie klimatyczne kino z
tajemnicą. Autorem zdjęć do filmu jest Marcin Koszałka, który w swoim „Czerwonym
Pająku” wykreował wspaniałą rzeczywistość Krakowa końca lat sześćdziesiątych.
Sukces „Ciemno, prawie noc” zależy w dużej mierze od scenariusza oraz
reżyserskich umiejętności Borysa Lankosza. Taki temat w rękach rzemieślnika z
Hollywood (lub pobliskiej Kanady) mógłby przynieść film na miarę chociażby „Labiryntu”
i takie kino chciałbym obejrzeć. Moje obawy biorą się po prostu z tego, że
ekranizacja „Ziarna prawdy” zrealizowana przez Lankosza, choć sprawnie
przeprowadzona była filmem niespełnionym i przyniosła mi duże rozczarowanie. Za
„Ciemno, prawie noc” trzymam mocno kciuki, bo połączenie kina gatunkowego i
popularnego z ambitną opowieścią i ciekawymi postaciami ma szanse przynieść
najlepszy polski film 2019 roku. Nadzieje budzi też imponująca obsada z
Magdaleną Cielecką na czele.
Nieco ponad miesiąc później w
kinach pojawi się „Avengers: Endgame”
(premiera 25 kwietnia), który ma być finałem całej serii. Poprzednia część tej
komiksowej historii wniosła gatunek na wyżyny podobnych produkcji i
zdecydowanie postawiła bardzo wysoką poprzeczkę dla wszystkich podobnych
produkcji, także dla czwartej części „Avengers”. Z drugiej strony daje to
twórcom bardzo duże pole do popisu, a scenariusz (jeśli tylko nie pójdzie na
skróty i nie zmarnuje potencjału „Wojny bez granic”) przynieść może najlepszy
komiksowy film w historii.
„Ad Astra” to kino fantastycznonaukowe, któremu dziś wróży się spory
niewypał (premiera 24 maja). Ja jednak wierzę w reżyserskie umiejętności Jamesa
Graya, który zachwycił mnie filmem „Zaginione miasto Z”. W produkcję tamtego
niezwykłego i ambitnego przygodowego filmu włączył się Brad Pitt, który w „Ad
Astra” zagrał główną rolę i też zajął się produkcją. Wcielił się on w rolę
astronauty, który podróżuje na zewnętrzne krańce Układy Słonecznego, aby
odnaleźć swojego zaginionego ojca, ale odkrywa tajemnicą, która zagraża naszej
planecie. Ten enigmatyczny opis zapowiada coś tak żenującego, jak „Life”, ale
nie dajmy się zwieść i poczekajmy na ostateczny efekt. Na razie prace nad „Ad
Astra” przebiegają z trudnościami, ale podobne kłopoty przeżywała produkcja „World
War Z”, a przecież ostatecznie wyszło z tego dobre kino. Może po prostu Brad
Pitt lubi mieszać w swoich filmach… Ja trzymam kciuki za „Ad Astra” także ze
względu na udział w produkcji autora zdjęć filmowych Hoyte Van Hoytema, który
zrealizował m.in. „Interstellar” i „Dunkierkę”, a wcześniej kończył Szkołę
Filmową w Łodzi.
W dziedzinie kina efektów
wizualnych dziś najwyżej notuje szanse megaprodukcji zatytułowanej „Godzilla: Król potworów” (premiera 31
maja). Poprzednia hollywoodzka część filmu o japońskim gigancie scenariuszowo
była przeciętna, ale technicznie sprawdziła się fantastycznie. Jeśli była to
przygrywka do drugiej części, to ja nie mam nic przeciwko. Niech dzieje się
jeszcze więcej, niech widowisko zachwyca rozmachem, efektami wizualnymi i niech
potwory walczą, niszczą i przerażają. Tutaj nie liczę nawet na jakikolwiek
scenariusz, bo nie tego szukam. Chcę zobaczyć moje ukochane potwory w akcji,
chcę poczuć dreszcze emocji wywołany ich niszczycielską działalnością. A jeśli
do tego przytrafi się jakaś fajna historia, to dodatkowo będę bił brawo.
O filmie „Once Upon a Time in Hollywood” pisałem już wielokrotnie (premiera
9 sierpnia). To nowy film Quentina Tarantino, aktorskie spotkanie Brada Pitta z
Leonardo DiCaprio i Rafał Zawierucha jako młody Roman Polański. Los Angeles lat
sześćdziesiątych, plejada gwiazd w obsadzie i bardzo obiecująca historia o
kulisach Hollywood i bandzie Mansona w tle. Mam pewne obawy o nowe
przedsięwzięcie Tarantino, bo gdy oczekiwania są tak duże, to czasami nie spełniają
one swoich oczekiwań.
Przebojem będzie na pewno
animowany „Toy Story 4” (premiera 9
sierpnia), bo czy ktoś nie czeka na powrót Chudego i Buzza? Trzy poprzednie
części to szczytowe osiągnięcia w swojej dziedzinie. Niestety już przy „Toy
Story 3” poczułem scenariuszową zadyszkę i czwarty film z tej serii może
przynieść podobne problemy. Bo ja wolę dwa pierwsze proste i wspaniałe filmy o
przyjaźni i drodze. Gdy lata mijają, dzieci stają się dorosłe, a scenarzyści
zaczynają kombinować, wtedy ich pomysły i moje oczekiwania zazwyczaj się
rozmijają. Tylko, że „Toy Story 4” to nie jest film robiony z myślą o mnie,
więc jakie to ma znaczenie…
Z pewnością z myślą o takim
widzu, jak ja powstaje film „All
Inclusive”. Małgorzata Szumowska już jakiś czas temu nakręciła zdjęcia tego
niemal eksperymentalnego filmu o zwykłych kobietach, które wyruszają na
pustynię, aby odnaleźć sens życia. Główne role w filmie zagrały amatorki i to
wróży filmowi ciekawe spojrzenie na rolę kobiety w dzisiejszym świecie.
Szczególnie gdy jest Polką, a za reżyserię odpowiada Małgorzata Szumowska.
Pytanie zasadnicze brzmi, jaki pomysł na ten film miała reżyserka i dokąd ją to
zaprowadziło. Czasami z takich eksperymentów wychodzą jakieś potężne bzdury, a
czasami filmy wybitne. Ja poszukiwał będę tutaj autentyczności i prawdy, ale to
Szumowska rozdaje karty i ma tak mocną pozycję, że nie musi się z nikim liczyć.
Ostatnia z oczekiwanych premier
nadchodzącego roku to „Joker” (premiera
4 października). Jest szansa na oryginalne spojrzenie na tego komiksowego
bohatera. Ja liczę też na świetny gangsterski film na poziomie wykraczającym
poza typowe komiksowe historie. Pierwsze wzmianki o „Jokerze” są bardzo obiecujące.
Rolę tytułową otrzymał Joaquin Pheonix, budżet jest niewielki, efekty nie
zdominują filmu, siła tkwić powinna w scenariuszu. Niby w zarysie postać Jokera
jest widzom powszechnie znana, ale liczę, że twórcy zinterpretują ją na nowo,
dodadzą jej ciekawych rys i charakteru, a film daleki będzie od swojego
komiksowego rodowodu.
10 filmów z ponad 300 premier,
jakie pojawią się w kinach w 2019 roku. To bardzo skromna reprezentacja
filmowego repertuaru, takie „must see” dla zaostrzenia apetytu na przyszły rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz