Trudno mi w to uwierzyć, ale Jacek Szczerba na wyborcza.pl pisze, że powstaje prequel legendarnych „Samych swoich”. W artykule podawane jest też nazwisko reżysera. Boję się!
„Sami swoi” to legendarna polska komedia, a nawet trylogia, która pod koniec lat sześćdziesiątych, a potem w latach siedemdziesiątych cieszyła się wielkim kinowym powodzeniem i od wielu lat bawi kolejne pokolenia, choć zapewne te nieco starsze i pamiętające PRL. Na fali nostalgii realizowanych jest wiele nowych wersji klasycznych polskich filmów lub kolejne ich odsłony. Zasadniczo nie są to udane propozycje. Jednak próba nawiązania do „Samych swoich” to już gruba przesada. Co dalej? „Seksmisja”, „Vabank”, a może i „Potop”? Strach pomyśleć/napisać.
W artykule na gazeta.pl przeczytać można: Zdjęcia do prequela „Samych swoich" (1967) Sylwestra Chęcińskiego rozpoczynają się właśnie na Kielecczyźnie. Od giganta polskiego scenariopisarstwa Andrzeja Mularczyka usłyszałem, że prawa do niego sprzedał już 11 lat temu. Scenariusz wywodzi się z jego książki „Czyim ja żyłem życiem" (1983). Fabuła kończy się w momencie, w którym rodziny Kargulów i Pawlaków udają się z dawnych Kresów na tzw. Ziemie Odzyskane. Scenariusz Mularczyka w międzyczasie poddano przeróbce, wypadł z niego dość kosztowny wątek argentyński, tyczący jednego z bohaterów. Reżyserzy przypisani do projektu zmieniali się kilkukrotnie. Ostatecznie za kamerą stanął Artur Żmijewski. Czy jednak popularny aktor, który grał w wielu odcinkach seriali „Na dobre i na złe" i „Ojciec Mateusz", przy okazji posiadł „umiejętności zegarmistrzowskie" niezbędne przy reżyserowaniu komedii. […] Nie znam nowej obsady, zdaje się, że nie jest gwiazdorska. Ale problem nie w tym. Nie umiem sobie wyobrazić, by ktokolwiek wytrzymał porównanie z Wacławem Kowalskim, grając trochę młodszego Kazimierza Pawlaka.
Gdyby to był 1 kwietnia, to potraktowałbym ten tekst jak żart… Ale na filmowe żarty przyjdzie jeszcze czas. Jak nietrudno się domyśleć, patrzę na prequel „Samych swoich” z niedowierzaniem i raczej widzę tutaj produkcję, w stylu nieudolnych nowych wersji „Kogel-Mogel”. Jednak to tylko moja ocena, a przecież 3 i 4 część „Kogla-Mogla” zgromadziły tłumy widzów, spragnionych takich komedii i spotkania z bohaterami, znanymi sprzed lat. Na nostalgii grają twórcy nie tylko w Polsce, taki mamy dziś filmowy trend. I właśnie dlatego takich nostalgicznych powrotów w polskim kinie czeka nas wkrótce więcej. „Znachor”, „Pan Samochodzik”, „Akademia Pana Kleksa”… i zapewne jeszcze wiele innych.
Zły tytuł książki.
OdpowiedzUsuń