Filmów nieudanych było w mijającym sezonie mnóstwo, zdecydowanie unikałem takich seansów i takiej listy tutaj nie zamieszczę. Było też sporo filmów, co do których oczekiwania miałem ogromne, a efekt końcowy był pod wieloma względami rozczarowujący. Takie seanse bolały szczególnie mocno. Oto lista takich filmów, stworzona spośród premier w polskich kinach (+ gościnnie Netflix i Blu-ray). Na pierwszym miejscu nowy odcinek, jednej z najważniejszych serii w historii kina SF.
„Obcy: Przymierze” nie powinien powstać, a na pewno nie w takiej
formule. Ridley Scott i jego zespół postanowili rozszerzyć znacznie przestrzeń
kosmosu, w której rozgrywa się ta historia. Zaproponowali niestety wyprawę,
która przyniosła ze sobą wielkie rozczarowanie, której przebieg i sens poddaję
w największą wątpliwość. Zaskakujące jest to, że dysponując takimi środkami
Scott zaproponował opowieść zaprzeczającą pod wieloma względami kanonowi „Obcego”,
zaproponował po prostu film, który uwłacza tej słynnej serii. Okropne
doświadczenie i największe w 2017 roku rozczarowanie filmowe. Na drugim miejscu
nie mniej okropny „Pierwszy śnieg”,
w dodatku także z udziałem Michaela Fassbendera. O ile Scottowi nikt nie
zabronił nakręcić takiego a nie innego filmu i to on ponosi odpowiedzialność za
porażkę „Przymierza”, o tyle bazujący na skandynawskiej prozie thriller
zniszczony został zapewne przez producentów i księgowych, którzy za wszelką
cenę chcieli nakręcić szybko taki film, nie licząc się z dbałością o szczegóły
i jakikolwiek sens historii opowiedzianej w scenariuszu. Wielka szkoda, bo
mogło być to znakomite filmowe doświadczenie, porównywalne do współczesnych
skandynawskich seriali kryminalnych. Powstało kolejne filmowe przedsięwzięcie,
które obraża inteligencję widza. Na podium jest też klon „Obcego” z „Grawitacją”,
niesamowicie głupi, choć dobrze technicznie zrobiony, kosmiczny horror
zatytułowany „Life”. Szkoda
potencjału, szkoda aktorów, szkoda było tego czasu…
Na czwartym miejscu bardzo
obiecująca propozycja z Netflixa, która miała szansę stać się jednym z filmów
roku. Zwiastuny i Brad Pitt obiecywali tak wiele i ostatecznie tak bardzo
rozczarowali. Skąd taka bolesna ocena? „Machina
wojenna” mogła być albo ostrą satyrą na wojsko i wojnę lub poważnym
dramatem na ten temat. Niestety twórcy zatrzymali się gdzieś po środku i nie
wiadomo, co chcieli nam zaproponować. Nijakie kino boli także, szczególnie gdy
tak wiele obiecuje. Na miejscu piątym pierwszy z polskich filmów, nowa komedia
Juliusza Machulskiego zatytułowana „Volta”.
Mistrz odcina nieco kupony od swojego dorobku, a przecież wypadałoby
opowiedzieć historię, która zaskakiwałaby widza, a jej sens nie sprowadzałby
się do serii pojedynczych skeczy, połączonych w mocno naciąganą historyjkę. Od
reżysera tej klasy wymagam znacznie więcej i trochę szkoda, że to on właśnie
nie nakręcił udanego komercyjnego projektu.
„Nocne życie” Bena Afflecka (miejsce 6.) znalazło się na tej
liście, bo bardzo nie lubię zmarnowanych pieniędzy, a przecież był tutaj
potencjał na dobre kino. Lubię gangsterskie opowieści, a ten średniak miał
szansę na odkurzenie zapomnianego nieco gatunku. Niestety zaproponowano
jakiegoś rodzaju reżyserski wybryk-marzenie, chyba tylko istotny dla jego
twórcy, a skoro to gwiazda pierwszej wielkości, to czasami warto utemperować jego
przesadne ambicje. „Lekarstwo na życie”
(miejsce 7.) wśród thrillerów/horrorów zapowiadało się fajnie i mogło być takim
udanym filmem „niespodzianką”. I tutaj forma i inscenizacja była ważniejsza od
historii, która była zdecydowanie za długa (2,5 godziny!), po jakimś czasie
zaczynała tracić jakikolwiek sens i nawet w kategoriach fantastycznych niczym
nie zaskakiwała. Wielka szkoda, że nie udała się ekranizacja gry wideo „Assassin's Creed” (miejsce 8.), która
była przecież propozycją bardzo wystawną (w pewnym kanonie), ale niestety
wyreżyserowaną, zmontowaną i zapewne wyprodukowaną przez filmowych dyletantów.
Ta przygodowa opowieść była szansą na zapoczątkowanie bardzo fajnej serii, ale
wykonanie (nie do końca takie bardzo złe, ale jednak za mało twórcze)
rozczarowało.
Dziewiąte miejsce na liście dla
kolejnego polskiego filmu, czyli „Amoku”
Kasi Adamik. I nie chodzi wcale o kontrowersje związane z tą opowieścią i
kulisami powstania filmu. Chodzi bardziej o formę tej propozycji, która gubi
się w gąszczu ambicji pani reżyser. Ni to thriller, ni to dramat, jest stylowo
i mrocznie, ale nie każdy potrafi nakręcić coś na kształt „Siedem”. Dla mnie
zmarnowany potencjał na dobre i oryginalnie wymyślone kino o pościgu za przebiegłym
przestępcą, a przede wszystkim po prostu słabe i nudne doświadczenie filmowe. Ostatniego
filmu w zestawieniu bardzo mi szkoda, „Valerian
i Miasto Tysiąca Planet” (miejsce 10.) zapowiadał się na kosmiczną przygodę
dekady i pierwsze chwile z tym doświadczeniem właśnie takie kino obiecywały.
Niestety im głębiej w las… Luc Besson nie kręci już filmów na poziomie „Piątego
elementu”, prawie 200 mln dolarów budżetu nie uchroniło go przed porażką,
szczególnie w kwestii opowiadania pasjonującej i wciągającej historii. To nie
było złe kino, ale piszę przecież o rozczarowaniach, a takie było moim udziałem
właśnie podczas tego seansu.
I w końcu Wyróżnienie Specjalne w
tym moim małym i skromnym podsumowaniu filmowych rozczarowań 2017 roku. „Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi” znajdują
się tutaj, a przecież nie jest tak, że film ten jest szczególnie nieudany i
zły. Chodzi bardziej o zaproponowany przez twórców kierunek poprowadzenia tej
opowieści, chodzi o moje oczekiwania i moje uczucie związane z tą serią i to
wszystko skonfrontowane z zaproponowanym pomysłem na historię. Na wiele rzeczy
się nie godzę, szczególnie na zaprzeczenie pewnej tradycji i nostalgii związanej
z „Gwiezdnymi wojnami”. Nie podoba mi się ta droga i stąd miejsce specjalne w
tym zestawieniu.
TOP 10 FILMOWYCH ROCZAROWAŃ 2017 ROKU:
1. Obcy: Przymierze
2. Pierwszy śnieg
3. Life
4. Machina wojenna
5. Volta
6. Nocne życie
7. Lekarstwo na życie
8. Assassin's Creed
9. Amok
10. Valerian i Miasto Tysiąca
Planet
Wyróżnienie Specjalne: Gwiezdne
wojny: Ostatni Jedi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz