Obserwuję od jakiegoś czasu niezbyt przychylne opinie na temat filmu „Pierwszy gol” w reżyserii Taika Waititi. Jestem innego zdania, to był bardzo przyjemny seans.
„Pierwszy gol” nie jest tak udanym filmem, jak kilka innych wcześniejszych filmów tego reżysera, ale to ciągle bardzo fajna opowieść, z poczuciem humoru nowozelandzkiego twórcy. W swojej kategorii „Pierwszy gol” spisał się świetnie, a nie znając prawdziwej historii najgorszej drużyny piłkarskiej w historii, z przyjemnością ją poznałem.
Taika Waititi nasycił film swoim stylem, a nawet zagrał niewielką rólkę w filmie – szkoda, że to tylko dwie krótkie sceny, bo wprowadzają one tak potrzebny takiej opowieści absurd. Trudno. Waititi poszedł nieco inną drogą i zrobił najbardziej klasyczny w stylu film w swojej reżyserskiej karierze. Myślę, że zrobił to celowo, że chciał wyreżyserować dokładnie taką właśnie opowieść.
Pominę streszczenie, bo niepotrzebnie może ono zepsuć seans. Warto jednak wiedzieć, że „Pierwszy gol” to sprawnie opowiedziana historia grupy fajnych ludzi, którzy na swojej drodze spotykają niezbyt fajne przybysza z innego świata. Zbudowanie historii na pokazaniu tych różnic, to główna oś tej historii. I Taika Waititi nie proponuje niczego nowego, odważnego, czy nowatorskiego. Bawi się po prostu tymi kliszami i nas nie oszukuje.
To proste i bardzo oczywiste kino, ale poprowadzone sprawnie, z werwą, fajnym humorem. W dodatku „Pierwszy gol” ma dobrych aktorów w głównych, drugoplanowych i epizodycznych. Cała ta „zgraja” świetnie się uzupełnia, a scenariusz daje im spore pole do popisu. Nawet powszechnie krytykowany Michael Fassbender, wypadł w swojej kreacji dobrze. Lubię ten film, tak po prostu i bez bólu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz