środa, 10 stycznia 2024

Zmarł Janusz Majewski

W wieku 92 lat zmarł Janusz Majewski, jeden z najbardziej znanych i popularnych polskich reżyserów filmowych, mistrz kina gatunkowego, scenarzysta, pisarz i wieloletni prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich.

Janusz Majewski urodził się w 1931 roku we Lwowie. Ukończył architekturę na Politechnice Krakowskiej oraz reżyserię na PWSFTViT w Łodzi. Jako reżyser filmów fabularnych zadebiutował w 1966 roku wielokrotnie nagradzanym „Sublokatorem”. Do najważniejszych filmów w karierze reżysera należą takie tytuły, jak m.in. „Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię” (1969), „Lokis” (1970), „Zazdrość i medycyna” (1973), „Zaklęte rewiry” (1975), „Sprawa Gorgonowej” (1977), „Lekcja martwego języka” (1979), „Diabelska edukacja” (1994), „Po sezonie” (2005), „Mała matura 1947” (2010), „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy” (2015) oraz „Czarny Mercedes” (2019). Niezwykłą popularność przyniósł Januszowi Majewskiemu serial telewizyjny „Królowa Bona” (1980). W 1982 roku reżyser zrealizował, nawiązujący do słynnego serialu, dramat historyczny „Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny”. Do najbardziej znanych filmów reżysera należy dyptyk „C.K. Dezerterzy” (1985) oraz „Złoto dezerterów” (1998). Janusz Majewski był reżyserem filmów telewizyjnych, dokumentalnych oraz spektakli teatru telewizji. W 2008 roku zrealizował serial „Siedlisko”.

Był czynnym reżyserem całe swoje życie. Swój ostatni film dokumentalny „Jazz Outsider” (2022) poświęcił swojej wielkiej, życiowej pasji – muzyce jazzowej. Jego filmy zdobyły dziesiątki nagród na krajowych i zagranicznych festiwalach, m.in. w Gdańsku i Gdyni, w Krakowie, Łagowie, Vancouver, Cork, Montrealu, Edynburgu, Mannheim, Chicago, Panamie.

Przez ponad 60 lat pracy reżyserskiej Janusz Majewski próbował wielu różnych gatunków filmowych, od dramatów historycznych, poprzez filmy muzyczne aż do komedii. „Zawsze starałem się uciekać przed zaszufladkowaniem. Nie chciałem stać się specjalistą od jakiegoś gatunku, wolałem szukać czegoś nowego, pokonywać kolejne przeszkody. Zawsze starałem się robić jak najlepsze kino. Fascynowała mnie zawsze sama jego istota jako spektaklu obrazu, ale i dźwięku, spektaklu, który jest stopem wielu elementów – literatury, aktorstwa, sztuk plastycznych etc. Kino jako konglomerat wielu sztuk” – mówił w wywiadzie dla „Magazynu Filmowego” SFP w 2016 roku.

Janusz Majewski jest autorem znakomitych książek biograficznych i opowiadań. Jako prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich w latach 1983 –1990 walczył m.in. o wprowadzanie „półkowników” na ekrany i o dokończenie realizacji wielu wybitnych filmów, opiekował się filmowcami w ciężkiej sytuacji życiowej, wreszcie – otworzył SFP na świat, nawiązując ważne międzynarodowe kontakty.

W 2001 roku nagrodzony został Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski a w 2009 roku Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". W 2012 roku otrzymał Polską Nagrodą Filmową "Orzeł" w kategorii: Nagroda za Osiągnięcia Życia. Był Laureatem Nagrody Specjalnej "Platynowe Lwy" za całokształt twórczości na 41. Festiwalu Filmowym w Gdyni (2016) oraz Nagrody Stowarzyszenia Filmowców Polskich za wybitne osiągnięcia artystyczne i wkład w rozwój polskiej kinematografii. Był Prezesem Honorowym SFP, rektorem Warszawskiej Szkoły Filmowej a także Członkiem Polskiej Akademii Filmowej.

„Jest mi bliskie powiedzenie, któregoś ze starych Greków, o tym, że dopóki jesteśmy, nie ma śmierci, a gdy jest śmierć, nie ma nas. Ja już przeżyłem kiedyś taką małą śmierć i wiem, na czym ona polega. Moja córka chciała, żebym koniecznie nauczył się grać w golfa. Gdy odwiedziłem ją na Majorce, zapisała mnie na lekcje z instruktorem. Tego dnia było dosyć gorąco, a ja nie miałem nawet czapeczki. I w tym świecącym mi prosto w oczy słońcu przez godzinę machałem kijem golfowym. Za każdym razem, jak podnosiłem rękę do góry, patrzyłem na zegarek i zadawałem sobie pytanie, ile jeszcze tej męki? Ale ambicja wygrała, dotrwałem do końca. Zaczęliśmy schodzić z pola i nagle otwieram oczy, a ja leżę na trawie, a instruktor cuci mnie wodą. Zemdlałem, ale tego momentu nie uchwyciłem. Nie da się go uchwycić. Nie było mnie. I tak samo jest ze śmiercią. Pstryk i cię nie ma. Chyba że człowiek umiera w męczarniach, z powodu rany czy choroby. Ludzie różnie umierają. Jak będzie u mnie? Zobaczę, w razie czego dam znać.” - mówił w jednym ze swoich ostatnich wywiadów dla „Magazynu Filmowego” SFP. [informacja prasowa, fot. Borys Skrzyński/SFP]

***

Numer 1 z filmów Janusza Majewskiego to oczywiście "Zaklęte rewiry", ale kochałem też "C.K. Dezerterów". W ostatnich latach Majewski był czujnym obserwatorem życia społecznego i na swoim profilu na Facebooku dzielił się mądrymi uwagami o naszym świecie i jego niestety także niedoskonałościach. Dobrze się to czytało.

Ostatni jego wpis pochodzi sprzed pięciu dni.

A teraz ja, ni z gruszki, ni z pietruszki.
Wspomniałem na fb niedawno, że czytam „Geparda” Lampedusy, w wspaniałym tłumaczeniu St. Kasprzysiaka. Czytam wolno, uważnie, rozkoszuję się tą prozą, podziwiam talent tego pisarza, jego mądrość, jego sarkastyczną ironię z jaką ocenia świat. Mała próbka: (Ksiądz Pirrone, Jezuita, spowiednik księcia Saliny, rozmawia ze starym, sycylijskim zielarzem) „… a kiedy proszą was o pomoc mściwe staruszki bądź rozpustne dziewczyny…” – czyż w tym jednym zdaniu nie zawiera się jedna z odwiecznych prawd? „Mściwe staruszki”, czyż to nie synteza portretów „moherów”; „rozpustne dziewczyny” czy to nie te, które zajadle ćwiczą na siłowniach „brazylijskie” pośladki, aby je eksponować w mediach, niby z miłości do gimnastyki, a zakrywając już tylko mini minimum intymnych miejsc? Tylko proszę mi nie pisać o patriarchacie, machismo, seksizmie itp., tego żadne teorie, polityczne poprawności czy uchwały nie zmienią, tak to ukształtowała na zawsze natura (albo bozia, jak ktoś woli). A ja to wydobywam nie, aby demonstrować pogląd pisarza na te sprawy, wtedy, kiedy on to pisał jego, ani nikogo to nie obchodziło, chodzi mi o geniusz literacki: dwa przymiotniki: „mściwe”, „rozpustne” i morze znaczeń. A dalej próbka stylu: „…wstępujecie do otchłani wieków i docieracie do tamtych mrocznych epok, które jeszcze nie znały światła Golgoty. Stary patrzył na Jezuitę oszołomiony; chciał wiedzieć, czy książę Salina pogodził z czasami, które nastały, czy nie, a ten nagle mu mówi o kantarydach i o świetle Golgoty. „Za dużo się naczytał, nieszczęsny człowiek, i to mu zmąciło rozum”. Ponieważ spodziewam się, że wiele osób powie o mnie: - Co on z tym tutaj?! Dzieją się takie sprawy, rzeczywistość gotuje się od wydarzeń, a on wyciąga jakieś starocie! Tym Państwu proponuję użycie diagnozy starego zielarza w stosunku do mnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz